Mieć pamięć słonia – jakże to obciąża! Tylu ludzi wokół szybko zapomina, co widzieli czy słyszeli. A ja obdarzony jestem przekleństwem pamiętania. Inni, obdarzeni pamięcią dobrą ale selektywną albo dobrą, lecz „wybiórczą” (skojarzenie z tytułem pewnej gazety nasuwa się mimo woli) żyją w błogiej niepamięci, a ja pamiętać muszę. I chcę zresztą. Także za tych, co nie pamiętają. Gdy czytam o konszachtach byłego ministra spraw zagranicznych z Rosjanami odnośnie rozdzielenia wizyt w Smoleńsku w 2010 roku, to przypominają mi się od razu trzy fakty: uderz w stół, natychmiast się odzywają.

Po pierwsze: to ten sam Radosław Sikorski, słusznie wszak zwany „Radkiem”, był pierwszym i ostatnim – a więc jedynym ‒ szefem MSZ w historii Polski niepodległej, który na coroczne spotkanie ambasadorów Rzeczpospolitej zaprosił jako gościa i głównego mówcę... ministra spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Siergieja Ławrowa. W mojej przeklętej pamięci został nawet obraz fotografii z balkonu budynku, w którym odbywało się to spotkanie:gospodin Ławrow i towarzysz (sztuki pancernej oczywiście) Sikorski delektują się papierosami, mając na facjatach szczere, słowiańskie uśmiechy. Jednego tylko nie dostrzegłem: czy były to słynne rosyjskie papierosy Biełomory, czy może jakieś inne?

Następna klatka w sekwencji pamięci. Gdy tenże Sikorski starał się o funkcję Sekretarza Generalnego NATO (ostatecznie w nieformalnym głosowaniu miał dostać głosów... 3), obawiając się, że mu jakże niesłusznie, przypną łatkę rusofoba (a przecież,według niego, trudno było zrobić karierę w strukturach międzynarodowych z takim piętnem), zaczął publicznie głosić, iż może sobie wyobrazić, aby w przyszłości Pakt Północnoatlantycki został poszerzony o … (tak, tak, nie piłem pisząc te słowa, a w redakcji „Gazety Polskiej” chochlik drukarski nie grasuje) Rosję. Tak powiedział! I trudno się dziwić, że tę poruszającą historię zatytułowaną „NATO otwiera się na Federację Rosyjską” zapamiętałem.

Teraz ów eksminister jest emeritus, w związku z tym jest nadzieja – choć pewności nie ma – że Ruskim już bez wazeliny nie wejdzie. A jeśli już, to w czynie społecznym, a nie za pieniądze polskiego podatnika.

Cóż, rzecz w tym, że co zaszkodził – to jego. Może niedługo dowiemy się, że właśnie reaktywował neo-TPPR. Tym razem już nie Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, ale Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Rosyjskiej. Sieroża Ławrow, sztachając kolejnego szluga, poklepie wtedy Radka po plecach i powie: „Nu, mołodiec”.

Ryszard Czarnecki

* tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (03.05.2017)