Słusznie, albo i nie, krytycy PiS z prawej strony uważają, że oni reformowaliby lepiej i wolniej, albo nie zrobiliby w zasadzie nic, bo tak naprawdę przeszliśmy już suchą nogą z komunizmu do wolności i niepodległości. Zupełnie tak, jakby to polskie pięć minut miało trwać całą wieczność.

Było trzecie spotkanie Duda - Kaczyński i będzie – jak zapowiedział Krzysztof Łapiński – czwarte. Przeciąganie reformy wymiaru sprawiedliwości na etapie wymiany kadr trwa więc nadal i nie ma się co łudzić, że nastąpi tu szybki przełom. Wielokrotnie w ostatnich miesiącach podkreślałem, że porozumienie Duda - Kaczyński ma kluczowe znaczenie dla wychodzenia Polski ze spuścizny postkomunizmu, który zadomowił się świetnie w III RP. Tak świetnie, że nawet po tak zwanej prawej stronie część klasy politycznej i wspierających ją publicystów uznało, że czas zatrzymać PiS, bo żadne radykalne rozwiązania nie są już Polsce potrzebne. Tymczasem, wymiana kadrowa w sądach, a następnie głęboka reforma usprawniająca pracę wymiaru sprawiedliwości to absolutnie najważniejsza zmiana, jaka pozostała Jarosławowi Kaczyńskiemu do przeprowadzenia. I niech wszyscy niecierpliwi, a także całkiem liczna armia radykałów opanują emocje, bo Prezes PiS w tej sprawie nie ustąpi. Nie ma też większego sensu potępiać zachowania Prezydenta RP, ponieważ sam musi w końcu zdać sobie sprawę z tego, że układ polityczny w Polsce do czasu zakończenia reform to z jednej strony PiS, a z drugiej opozycja wspierana przez Berlin i Brukselę. Jest oczywiście jeszcze trzeci gracz, czyli dawne służby, powiązane dziś i z Moskwą, i z Berlinem.

To co widzimy na co dzień w mediach i to, co toczy się na forum polskiego parlamentu, to jednak dwa zwalczające się bloki polityczne i nie ma tu miejsca na nową formację skupioną wokół Andrzeja Dudy, choć w sprawie sądów, Pałac Prezydencki zastąpił w sporze z PiS bezproduktywną Platformę i Nowoczesną. Innymi słowy, jest miejsce dla jakiejś nowej formacji prawicowej, ale z pewnością nie teraz, gdy niezbędna jest pełna mobilizacja obozu patriotycznego. Oczywiście, trzeba doliczyć do tego ostatniego pakietu reform dekoncentrację mediów czy głębokie zmiany w szkolnictwie wyższym, które trwa sobie i trwa w układzie postkomunistycznym zupełnie tak samo jak sądy. Nie jest też dziś najistotniejsze odsunięcie od wysokich stanowisk sędziowskich ludzi, którzy mają na sumieniu haniebne wyroki z czasów PRL-u, choć to oczywiste. Najistotniejsze jest rozbicie skostniałego układu w wymiarze sprawiedliwości, którego skutkiem są między innymi takie afery jak reprywatyzacyjna i Amber Gold. Jeśli rzeczywiście Prawo i Sprawiedliwość ustąpiło dziś w wielu zapisach Prezydentowi RP, to wcale nie oznacza to fiaska wizji Polski - wolnej od spuścizny komunizmu i spuścizny III RP, która pod koniec rządów PO stała się państwem fasadowym, niemal upadłym.

Być może życie w takim państwie jest całkiem wygodne dla garstki nowych niepokornych  celebrytów, ale wyborcy prawicy oczekują głębokich zmian strukturalnych w funkcjonowaniu nie tylko samego wymiaru sprawiedliwości. Poza tym, zdajmy sobie sprawę z tego, ile ma na głowie Jarosław Kaczyński, a ile ma Andrzej Duda. To Prezes PiS musi panować nad ambicjami kilku liderów swojej partii i to on musi powstrzymywać, narastający z czasem i naturalny dość, proces samozadowolenia i pychy z posiadanej władzy. Pałac Prezydencki i jego otoczenie ma swoją ściśle określoną rolę w procesie odbudowy państwa i sprowadza się ona najogólniej do monitorowania sceny politycznej i dbałości o jakość wprowadzanego prawa. Nie jest to jeszcze czas na Partię Dudy, ani tym bardziej na dzielenie obozu Zjednoczonej Prawicy. Powód jest jeden i zasadniczy: rozpoczął się proces demontażu III RP i dlatego, nagle, tak wiele ważnych osobistości utyskuje nad reformami PiS, od Kościoła po prawicowych publicystów i niektórych polityków. A opozycja i zagranica bronią po prostu starego układu, który gwarantował jednym i drugim prawdziwy błogostan.

Słusznie, albo i nie, krytycy PiS z prawej strony uważają, że oni reformowaliby lepiej i wolniej,  albo nie zrobiliby w zasadzie nic, bo tak naprawdę przeszliśmy już suchą nogą z komunizmu do wolności i niepodległości. Zupełnie tak, jakby to polskie pięć minut miało trwać całą wieczność. Nie potrwa zbyt długo, i doprawdy nie mamy w tej naszej narodowej sprawie zbyt wielu sojuszników, a nawet jak mamy, to do końca zdają sobie oni sprawę z tego, jak chory był układ wytworzony przez elity III RP. Banalna sprawa VAT – u jest tu doskonałym przykładem, jak można było zatrzymać rozkradanie państwa i sfinansować z większych wpływów podatkowych 500+ i wakacje dla 70% polskich dzieci. Kto uwierzy w to, że poprzednicy nie zdawali sobie sprawy z tej patologii? Chyba tylko idiota. Może się to nie podobać radykałom z obozu PiS, ale strategia spokojnego  dochodzenia do zamierzonego celu, przyjęta przez Jarosława Kaczyńskiego, wydaje się dziś najrozsądniejsza. Krótko mówiąc (jak to zwykł mawiać często sam Prezes PiS), sprawa sądów zostanie ostatecznie dopięta, być może nie tak, jakby chciało tego wielu wyborców Prawa i Sprawiedliwości i nie tak, jakby chciało tego radykalne skrzydło partii, ale na pewno też nie tak, jak sobie to wyobraża Prezydent Andrzej Duda. Platformie i Nowoczesnej w tej sytuacji pozostało już tylko oprotestowywanie wszystkiego, co robi PiS i nieustające donoszenie do Berlina i Brukseli. Może to zabrzmi niezbyt elegancko, ale taką opozycję jak ta obecna, trzeba politycznie do końca grillować, bo jest całkowicie niepotrzebna - ani Polsce liberalnej, ani prawicowej, ani lewicowej. Zresztą ona sama już to widzi, tylko nie może się jeszcze z tym faktem pogodzić.   

Grzegorz Gołębiewski

salon24.pl