Od momentu, kiedy Platforma Obywatelska ogłosiła, że jest partią miłości, ciągle pojawiały się zarzuty o jej hipokryzji. – Jak można mówić o miłości i ogłaszać, ustami swego czołowego polityka, program „dożynania watahy”? Co to za miłość, jeśli nieustannie oskarża się opozycyjną partię o jak najgorsze intencje, a ostatnio nawet o maczanie palców w aferze podsłuchowej i sterowanie nagraniami kelnerów? - pytano.

Muszę przyznać, że popełniałem taki sam błąd jak wszyscy krytycy PO. Uznawałem, że hasło o miłości jest tylko propagandowym chwytem, który ma przyciągnąć do partii nowych jej zwolenników. Zwiększyć szanse zwycięstwa w kolejnych wyborach – do parlamentu europejskiego, samorządowych, prezydenckich, parlamentarnych.  Jeszcze jedna zasłona dymna, ukrywająca złe emocje, kwitnące na kanwie walki o władzę. Emocje, które przebijają się przez ukształtowaną kulturę osobistą i  wyuczone normy współżycia społecznego, niszcząc to, co z takim trudem w każdym z nas ukształtowano – myślałem.

Trochę mi się lżej zrobiło, kiedy wczoraj uświadomiłem sobie, że nie tylko ja się myliłem, ale również inni krytycy.

Wszyscy podkładaliśmy fałszywe znaczenie pod hasło Platformy. Oni rozumieli je prawidłowo. My je wypaczaliśmy. Dlaczego tak się działo? Bo dopiero zastosowanie hasła w praktyce pokazało jego prawdziwy sens.

Uczucia miłości w Platformie skierowane są do wewnątrz, a nie jak sądziliśmy na zewnątrz. Dowodem jest oświadczenie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, pełniącej zdaje się wyznaczoną jej przez PO rolę marszałka Sejmu. Pani marszałek oznajmiła, że Platforma nie widzi nic złego w tym, że jej członkowie nagrani w aferze taśmowej będą startować w wyborach jesiennych do parlamentu.  To danie im szansy zmiany wizerunku – ze skompromitowanych na uczciwych i pełnych patriotycznego zapału polityków. Dlaczego znęcać się nad nimi i zamykać im drogę do rehabilitacji? Przypomnijmy kilka z tych wspaniałych polityków.

Radosław Sikorski, były szef MSZ, marszałek Sejmu, minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, wiceszef resortu finansów Rafał Baniak, Elżbieta Bieńkowska, była wicepremier i minister rozwoju regionalnego, Andrzej Biernat, minister sportu, Sławomir Nowak, były minister transportu.

Ci,  którzy twierdzą, że pojawienie się tych nazwisk na listach wyborczych byłoby szyderstwem z polskiego społeczeństwa, nie rozumieją głębi partyjnej miłości.

Znany dramaturg norweski Henrik Ibsen, nie należał do PO, a mówił: Miłość nie potępia – miłość oczyszcza i dźwiga. A i u nas poeta śpiewał: - Miłość ci wszystko wybaczy…         

JERZY jACHOWICZ

www.sdp.pl