Wkurzeni obywatele

"Bez mała już wszyscy się do tego przyzwyczaili, że Polska, nasz sąsiad w Europie, który w XX w. miał najmniej normalne dzieje i wiele wycierpiał, jednak potem, po pokojowej rewolucji szybko wszedł na drogę normalności i prosperity. Wciąż się mówiło »Polska ma się dobrze«, podczas gdy resztą UE targały kryzysy finansowe i zadłużenia czy wstrząsały islamistyczne zamachy. »Polska odrabia swoje lekcje« - mówiono. Żadnych kryzysów, żadnych zamachów, za to zawsze około 3 proc. wzrostu gospodarczego. Zjawisko z gatunku »wkurzonego obywatela« zdawało się być zastrzeżone dla - żyjącego wciąż w dobrobycie - zachodu i południa Europy. Tylko ci, którzy mają pełne zabezpieczenie socjalne mogą sobie pozwalać na demonstracje.

I tu nagle coś takiego! Głośno przemówiła dotychczas milcząca większość Polaków, dając upust swej frustracji" - pisze korespondent "Die Welt" i dokładnie wyjaśnia, jak doszło do przemiany.

"Polsce powodzi się dobrze, za dobrze, myślał może niejeden za zachodzie Europy. Sytuacja rozwija się tam bardzo dobrze, makroekonomicznie i nie tylko. Wskaźnik korupcji według Transparency International jest w Polsce lepszy niż w Hiszpanii i Włoszech, przestępczość, z którą przede wszystkim w Niemczech najczęściej kojarzono wschodniego sąsiada, jest na średnim poziomie, skandale wokół polskich polityków, w porównaniu europejskim, nie są wcale jakoś jaskrawe. A tu nagle protest - dlaczego?”

Decydujący poziom życia

Gerhard Gnauck rozpoczyna swe wyjaśnienia aktualnej sytuacji w Polsce od nagłówka, jaki przed kilkoma tygodniami pojawił się w polskiej prasie: "Dogoniliśmy Grecję" i pisze:

„Pod względem osiągnięć gospodarczych na głowę ludności Polska osiągnęła poziom pierwszego »starego« państwa członkowskiego UE Grecji, którego gospodarka akurat pada. Nie trzeba zbyt wiele wyobraźni, by zrozumieć, że wymagania Polaków, notorycznych przegranych w dziejach świata, nie mogły zostać zaspokojone osiągnięciem poziomu »pacjenta Europy«. Czyż Leszek Balcerowicz, ojciec reform po 1989 r. nie domagał się ostatnio na serio, by Polska dogoniła Niemcy?

Najważniejszą kategorią we wszystkich porównaniach jest właśnie dobrobyt bogatych sąsiadów; pod tym względem Polacy nie różnią się niczym od mieszkańców byłej NRD. Andrzej Duda przekuł tę tęsknotę nawet na argument w swej walce wyborczej. Polska ma dostać euro, kiedy poziom życia zbliży się do tego, jaki jest w Niemczech czy Francji”.

Autor artykułu wyjaśnia niemieckim czytelnikom, że w Polsce wciąż jeszcze miliony rodzin żyją w biedzie i 750 tys. dzieci jest niedożywionych, minimalna płaca wynosi w przeliczeniu 310 euro, a ceny towarów i usług są już dawno na niemieckim poziomie.

"Statystyki ukazują, że Polacy w Europie pracują najdłużej a zachodni inwestorzy chwalą sobie »nowe« państwa członkowskie UE, że są tam »głodni« pracownicy i przedsiębiorcy, tzn. głodni sukcesu".

Wygasanie narodu

"Ale wybory prezydenckie były okazją, by przypomnieć, że »głodny« ma jeszcze inne, pierwotne znaczenie, o którym w tej części Europy nie zapomniano. Transformacja na wschodzie była - i jest - o wiele boleśniejszym procesem, niż to, co można przypuszczać czytając eleganckie prospekty Izby Handlu Zagranicznego. Jeżeli więc rząd czy prezydent, w przypadku Polski z obozu PO, emanują zadowoleniem z siebie i lekką pychą, to można się było spodziewać, że ich upadek jest bliski".

Autor artykułu sięga jeszcze głębiej do przyczyn politycznej zmiany, pisząc o nowej książce, analizującej sytuację w Polsce pt. "Wygaszanie Polski 1989-2015", opisującej proces powolnego "wygasania" polskiego narodu.

"Autorzy kreślą dość mroczny obraz sytuacji. Rząd od czasu przełomu mniej lub więcej »pasywnie podporządkowywał się« decyzjom innych europejskich stolic (w tym Berlina), zaniedbując budowania »własnej, narodowej siły gospodarczej« i »militarnego i energetyczno-gospodarczego bezpieczeństwa, opartego na własnych zasobach«".

Innym czynnikiem osłabiającym kraj jest emigracja - czasowa czy trwała - dwóch milionów młodych ludzi, będąca stratą dla polskiej gospodarki.

Morderczy uścisk

"Ogólnie biorąc, międzynarodowa pozycja Polski dramatycznie osłabła, piszą jakby nie było najważniejsi doradcy przyszłego prezydenta. Chodzi im o »utratę suwerenności pod każdym względem: materialnym, politycznym i kulturowym«. Bezpieczna przystań, za jaką większość Polaków wciąż uznaje UE, jawi się tym autorom jako władza wyobcowująca Polskę.

Oczywiście, że diabeł nie będzie taki straszny, jak go (w czasie walki wyborczej) malowano. Fakt, że 43-letni prezydent w kwestiach merytorycznych jeszcze do niedawna był dość niedoświadczony, niesie w sobie szansę. Bowiem w dużym stopniu niezadowolenie elektoratu wynikało z morderczego uścisku, w jakim od 10 lat trwają dwie partie, nawzajem się blokując: PO i PiS. Teraz młody wiekiem Duda, nieoczekiwanie nawet dla samego Kaczyńskiego, wygrał wybory i obiecał, że będzie budował mosty ponad tymi partyjnymi okopami. To byłoby najlepsze, co może przydarzyć się Polsce - ale najpierw kurtyna opadła i wszystkie kwestie są otwarte".

opr. Małgorzata Matzke