Niemiecki historyk Norbert Frei domaga się od Niemiec poważnych gestów na rzecz Polski. Na łamach lewicowego dziennika "Süddeutsche Zeitung" Frei napisał, że nie wystarczy w Berlinie postawić pomnika polskich ofiar niemieckiej agresji. Niemcy zamieniły bowiem Polskę "w pole praktyk i eksperymentów dla narodowosocjalistycznej polityki rasowej i demograficznej".

 

Historyk przypomina, że Niemcy "rozstrzeliwali nauczycieli i profesorów jako potencjalnych organizatorów ruchu oporu", a w ciągu zaledwie kilku tygodni Sicherheitsdienst wymordowała kilkadziesiąt tysięcy osób w Wielkopolsce i Gdańsku. "Polskie zpitale psychiatryczne zostały zlikwidowane na początku 1940 roku. Przy pomocy karabinów maszynowych" - pisze Frei.

Historyk zwraca uwagę, że zachodnią Polskę Niemcy chcieli błyskawicznie zgermanizować, w środku kraju z kolei stworzyli niewielkie "nowe niemieckie imperium kolonialne", czyli Generalne Gubernatorstwo Hansa Franka. "Dziennik Franka to zapis rządów horrendalnego terroru, w którym brali udział uchodzący za poczciwców niemieccy urzędnicy administracyjni. Wobec niemal nieograniczonych możliwości wymuszania łapówek wielu z nich stało się prawdziwymi despotami na podległych im terenach" - wskazuje.

W Niemczech panuje powszechne przekonanie, jakoby eksterminacja nazistowska rozpoczęła się wraz z wojną z Sowietami w roku 1941. Tak jednak nie było, pisze Frei. Krwawe zbrodnie zaczęły się właśnie w Polsce - i to już w 1939 roku. "Okupacja tego kraju była nie tylko najdłuższa, ale też najbardziej zbrodnicza" - pisze historyk.

Jak podkreśla, słusznym gestem będzie wybudowanie w Berlinie pomnika polskich ofiar nazistów. To wszakże dalece za mało. Frei proponuje wobec tego budowę muzeum dokumentującego zbrodnie III Rzeszy na Wschodzie.

bsw/pap, fronda.pl