"Ukraina domaga się broni, broni i jeszcze raz broni, a Berlin bada (te prośby), bada i ciągle bada" - czytamy na łamach Der Spiegel.

"Odmowa embarga na gaz i zwłoka w dostawach broni. Po budzących grozę wydarzeniach w Buczy niemiecki rząd i jego polityka znajdują się pod coraz silniejszą presją. Jak długo jeszcze Berlin będzie mógł utrzymywać swoją chwiejną politykę?" - pytają komentatorzy.

Po słowach Olafa Scholza o "punkcie zwrotnym" w historii Niemiec nie pozostało obecnie nic. Słowa te zostały wypowiedziane w dniu 27 lutego, 3 dni po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na Ukrainę.

"Sześć tygodni później po nastroju przełomu nie ma ani śladu. Na świecie Scholz i jego rząd uważani są za hamulcowych" - czytamy.

Autorzy artykułu podkreślają, że Scholz i jego rząd blokują zarówno embargo na rosyjskie surowce energetyczne, jak i transport broni na Ukrainę.

Czy Berlin nie chce całkowitego zwycięstwa Ukrainy? Czy może uważa, że Putin pozostanie u władzy i trzeba zachować możliwość dialogu? A może przyczyną jest „fatalna miłość do Rosji”, od której nie może się uwolnić polityk SPD Scholz? Możliwe, że wytłumaczenie jest znacznie prostsze. Winę ponosi niemiecka biurokracja. Administracja nie pozwala na narzucanie sobie szybszego tempa, nawet w przypadku wojny napastniczej - czytamy na łamach Spiegla.

W gazecie wskazano na przykład przedsiębiorstwa zbrojeniowego Rheinmetall Armin Papperger, które zaoferowało ponad 100 rodzajów broni, które szybko można by przesłać na Ukrainę. Oferta pomocy utknęła jednak w urzędzie kanclerskim.

Urząd kanclerski broni się, że sprawa nie jest tak prosta, jak się wydaje, ponieważ Ukraińców należy przeszkolić w zakresie obsługi broni. Ponadto w przypadku, gdyby uzbrojenie nie sprawdziło się w boju, odpowiedzialność spadłaby na całe Niemcy.

Współpracownicy Scholza podkreślają przy tym, że kanclerz nie chce uczestniczyć w wyścigu, kto pierwszy dostarczy broń na Ukrainę.

W artykule podkreślono także, że Niemcy spotykają się z krytyką państw sojuszniczych, zaś zastrzeżenia co do embarga surowców energetycznych zgłaszają także inne kraje.

Niemcy z ich aspiracjami, nie powinny jednak zasłaniać się biurokracją. "Kto chce przewodzić, ten nie może się skarżyć, że inni ukrywają się za jego plecami" - czytamy.

jkg/deutsche welle