Dziennikarze niemieckich dzienników są zgodni w jednej kwestii: warszawskie rozmowy kanclerz Niemiec Angeli Merkel z przywódcami państw Grupy Wyszehradzkiej były najtrudniejszym etapem jej podróży po Europie.

"Frankfurter Allgemeine Zeitung" podkreśla, że to nie przeszłość komplikuje obecne stosunki między Polską, Niemcami, a Czechami, przynajmniej nie w takim stopniu jak jeszcze 20 lat temu.

„Większym obciążeniem stała się przyszłość. Większość mieszkańców Europy środkowowschodniej obserwuje plany »zacieśnionej współpracy« Unii Europejskiej z nie mniejszym od Anglików sceptycyzmem. Wprawdzie porównanie brukselskiej »władzy biurokratów« z doktryną Breżniewa jest przesadą, ale pokazuje ono, jak powszechne na wschodzie UE jest poczucie bycia skazanym, również w UE, na dyktat z zewnątrz. Nic nie wzmacnia tego uczucia bardziej niż polityka migracyjna Merkel i jej pomysł rozlokowania migrantów również w krajach, które absolutnie tego nie chcą. Niemcy straciły przez to opinię promotora i orędownika swoich wschodnich sąsiadów. Opinię, którą wypracował Kohl i którą długo pielęgnowała Merkel. Również wynikające z tego osłabienie niemieckich wpływów na Wschodzie jest częścią wysokiej ceny, którą Merkel musiała zapłacić za swoją politykę otwartości"- czytamy w sobotnim wydaniu dziennika.

"Sueddeutsche Zeitung" stawia z kolei pytanie, czy UE chce w ogóle ratunku ze strony kanclerz Merkel? Dziennikarze zauważają, że rośnie sceptycyzm wobec polityki Berlina w UE, szczególnie w Europie Wschodniej. Narastają obawy przed niemiecką dominacją i dyktatem. Co więcej, po opuszczeniu Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię, Niemcy pozostają jedynym wielkim krajem bez problemów gospodarczych. "Z drugiej strony wiele krajów UE oczekuje, że Merkel jako najpotężniejsza i najbardziej doświadczona szefowa rządu przejmie inicjatywę".

„Landeszeitung“ z Lueneburga grzmi o egoizmie państw V4. "(...)Obawa przed obcymi, budowanie zasieków z drutu kolczastego, brak solidarności (...)? Tylko że partnerstwo w UE znaczy brać, ale i dawać”. Podstawa to oczywiście przyjęcie uchodźców, na co jednak państwa Grupy Wyszehradzkiej nie chcą się zgodzić, szczególnie w formie, jaką narzuca kanclerz Merkel. „Może trzeba sobie przypomnieć w katolickiej Polsce o takich pojęciach jak miłość bliźniego, współczucie czy humanitaryzm?"- pyta autor artykułu w "Landeszeitung".

Dziennik „Rheinpfalz“ z Ludwigshafen zauważa natomiast, że Brexit sprowokował konieczne od dawna dyskusje nad przyszłością Unii Europejskiej.

"(...)Merkel postąpiła właściwie, włączając do rozmów – wbrew wcześniejszym zwyczajom – nie tylko tych »wielkich«, ale i średnie i małe kraje UE. Trwający kryzys migracyjny, walka z terrorem, który dotarł do Europy, bezrobocie w krajach Unii (...), ogromne zadłużenie niektórych państw członkowskich – trudnych i kontrowersyjnych tematów w UE nie brakuje. W niektórych kwestiach, takich jak migranci, kurs Merkel napotyka na sceptycyzm europejskich partnerów, a nawet otwartą dezaprobatę. Kanclerz odczuła to wyraźnie w Warszawie. W takich momentach jej podróż wydaje się być »mission impossible«"

„Hessische Niedersaechsische Allgemeine“ zauważa z kolei, że wiele pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi, a wiele spraw- bez rozwiązania. Angela Merkel nadal narzuca kwoty uchodźców, przywódcy państw Grupy Wyszehradzkiej nie chcą się na nie zgodzić, tymczasem imigranci wciąż napływają do Europy i próżno szukać w tej chwili rozwiązania kryzysu migracyjnego.

Narracja niemieckiej prasy wydaje się prosta: Kanclerz Merkel przyjechała do Warszawy oświecić "Ciemnego Luda", czyli V4, jednak przywódcy państw Grupy Wyszehradzkiej są niereformowalni. A może po prostu podchodzą nieco bardziej racjonalnie do bezpieczeństwa Europy i po Brexicie też chcieliby mieć coś do powiedzenia w UE?

JJ/Fronda.pl