- Szef MSZ Polski ma rację, gdy domaga się, aby Europa pomogła tym Syryjczykom, którzy gotowi są do walki o pokój w swojej ojczyźnie - pisze autor komentarza Michael Martens w "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung".

- Wielu Syryjczyków, których setki tysięcy przyjechało do Niemiec, mówi, że kochają swój kraj i że chcieliby do niego wrócić, gdy tylko zapanuje w nim pokój - zaznacza niemiecki dziennikarz.

Dodaje, że "oni sami będą musieli się o to postarać".

- Wraz ze wzrastającą liczbą uchodźców i zwiększającym się - nie tylko finansowym - zaangażowaniem UE na Bliskim Wschodzie coraz dobitniej stawiane będzie pytanie, w jaki sposób uciekinierzy z Syrii powinni i muszą wnieść swój wkład - czytamy w "FAS".

Minister spraw zagranicznych Polski, Witold Waszczykowski zadał ostatnio pytanie, czy można wyobrazić sobie sytuację, że "my wyślemy wojsko, aby biło się za Syrię, a kilkaset tysięcy Syryjczyków na (bulwarze) Unter den Linden w Berlinie będzie piło kawę i obserwowało, jak my walczymy o ich bezpieczeństwo?".

Jak zaproponował minister spraw zagranicznych, można by z nich sformować armię, która będzie walczyła o wolność własnego kraju.

Niemiecki dziennikarz podkreślił negatywne reakcje swoich kolegów. Jak zauważył, "niechętnie pozwalają się pouczać w sprawach polityki światowej Polakom i innym mieszkańcom Europy Wschodniej".

Dziennikarz "FAS" przypomina o historycznych doświadczeniach Polski, m.in. o zaborach, które według nieo pozwalają Polakom lepiej zrozumieć konieczność walki o wolność prowadzonej z wygnania.

- Pierwsza osoba liczby mnogiej wydaje się być w tym przypadku przesadą, ponieważ ani nikt nie prosił Polski o wysłanie żołnierzy, ani też ten kraj (Polska) nie wykazał dotąd gotowości do przyjęcia napływających do Niemiec i Szwecji obcych w stopniu odpowiadającym możliwościom kraju - czytamy w "FAS". W dodatku - wtrąca Martens - Syryjczycy piliby "naszą" - niemiecką - kawę.

Martens uważa, że pomysł Waszczykowskiego "nie jest tak absurdalny, jak się wydaje autorom niemieckich wstępniaków". Chodzi m.in. o to, że pacyfikacja Syrii nie jest możliwa bez udziału wojsk lądowych, a warunkiem sukcesu w walce z IS jest wsparcie miejscowej ludności, zaś wojsk zachodnich byłoby wodą na młyn islamskiej propagandy.

Zwycięstwo w Syrii "mogą odnieść tylko sami Syryjczycy" - podsumowuje Martens.

kz/gosc.pl