Niemiecki minister sprawiedliwości Heiko Maas poparł obłożenie Polski sankcjami za proponowaną przez rząd Prawa i Sprawiedliwości reformę sądownictwa. Jak powiedział w wywiadzie dla dziennika „Bild”, reformą tą Warszawa łamie podstawowe wartości Unii Europejskiej. To stanowisko podyktowane jest z jednej strony przez ideologiczne zaczadzenie Maasa, z drugiej przez niemiecki interes polityczny. Nie wiem, czy groźby  tego ministra należy traktować poważnie; jest jednak pewne, że kreowanie się na obrońcę europejskich wartości przez tego człowieka musi budzić zażenowanie.

***

Niemiecka ustawa zasadnicza nie definiuje wprawdzie małżeństwa jako unii mężczyzny i kobiety, ale przyjęta wykładnia prawa interpretowała je zawsze w ten właśnie sposób. Zdaniem wielu niemieckich konstytucjonalistów, polityków, prawników i dziennikarzy nie można za pomocą zwykłej ustawy zmieniać tego stanu rzeczy. Jeszcze kilka lat temu zabierając głos w debacie o zrównaniu praw związków jednopłciowych z małżeństwami minister Heiko Maas stał na stanowisko niekonstytucyjności równouprawnienia małżeństw gejowskich. W czerwcu, pod wpływem politycznego interesu jego partii – Socjaldemokratycznej Partii Niemiec – ten polityk zmienił zdanie o 180 stopni. Uznał nagle, że legalizacja małżeństw homoseksualnych będzie prawomocna, bo konstytucję trzeba interpretować zgodnie z panującymi obecnie społecznymi wyobrażeniami.

Bundestag zagłosował i niewielką większością opowiedział się za zmianą prawa zgodną z postulatami środowiska LGBT. Heiko Maas nie krył zadowolenia. Po jego dawnych obiekcjach prawnych ani śladu. Wykładnia prawa swoją drogą, zapotrzebowanie polityczne swoją. Nie mówiąc o tym, że w sprawie legalizacji homomałżeństw nie było w Niemczech bynajmniej żadnego konsensusu, a całą ustawę przeforsowano wprost błyskawicznie, nie pozwalając na przeprowadzenie żadnej poważnej debaty publicznej. Mówiąc krótko, minister sprawiedliwości „przyklepał” ustawę, która konstytucję interpretuje conajmniej samowolnie, niszczy uświęconą tysiącleciami tradycji instytucję małżeństwa – i została wprowadzona w dodatku w sposób rażąco gwałcący podstawowe standardy demokracji.

***

W przypadku europejskich protestów wokół polskiej reformy wymiaru sprawiedliwości nie mamy do czynienia z głosami ludzi szczerze zatroskanych o los demokracji nad Wisłą oraz o przestrzeganie „europejskich wartości”. To ujadanie zaczadzonych ideologicznym libertynizmem demagogów, gwoli utrzymania władzy i wpływów gotowych powiedzieć i poprzeć wszystko, co ma wśród ich wyborców lub mocodawców szerokie poparcie. To w zasadzie oczywistość, ale będąc zmuszonym wytrzymywać coraz silniejsze ataki Brukseli, Berlina i innych europejskich ośrodków nacisku warto pamiętać: im chodzi wyłącznie o to, by do władzy w Polsce wróciły siły liberalne, akceptujące zdegenerowany kierunek rozwoju Europy i forsowanie federalizmu usuwającego w niebyt narodową suwerenność. Tych głosów trzeba uważnie wysłuchać, ale jako politycznie wrogim i po prostu kłamliwym nie wolno im się poddawać. Nie pozwólmy sobie meblować rządu przez Brukselę i Berlin.

Paweł Chmielewski