Chodzi o płace minimalne. Merkel zgodziła się na taki poziom płacy minimalnej, który zrujnował rynek francuski.

"Muszę zgodzić się na rzeczy, które zwalczałam w kampanii wyborczej. Bez tego nie da się zbudować koalicji rządzącej" – oświadczyła pani kanclerz.

Jednak specjaliści wyrażają się bardzo krytycznie o decyzji kanclerz Niemiec: "To błąd. W perspektywie roku-dwóch popyt w Niemczech wzrośnie, na czym skorzysta gospodarka. Jednak potem przedsiębiorcy zaczną zwalniać część pracowników, aby zrekompensować wyższe pensje pozostałych" – ostrzega w rozmowie z „Rz" Ansgar Belke, profesor ekonomii na Uniwersytecie w Duisburgu.

"Pensja minimalna spowoduje, że niemieckie towary będą droższe, co przełoży się na wolniejszy wzrost gospodarki. Przebudzenie będzie bardzo bolesne" – mówi agencji Reutera Hans-Werner Sinn, prezes najbardziej prestiżowego niemieckiego instytutu gospodarczego Ifo z Monachium.

"W krajach skandynawskich podobnie jak w Niemczech wprowadzenie pensji minimalnej nie było potrzebne, bo tu są silne związki zawodowe, które skutecznie negocjują umowy zbiorowe. To jest krok w złym kierunku – potwierdza w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Anders Alsund, ekspert waszyngtońskiego Petersen Institute for International Economics.

"Spodziewam się, że znaczna część firm usługowych przeniesie się z landów wschodnich na drugą stronę Odry, do Polski" – uważa Ansgar Belke.

ToR/rp.pl