Zgodnie z planami ministerstwa finansów, w ciągu 4 lat mają zniknąć wszystkie rozliczenia gotówkowe między przedsiębiorcami powyżej kwoty 3 tys. euro. Obecnie jest to równowartość 15 tys. euro. Politycy argumentują ten krok ograniczeniami szarej strefy. W rzeczywistości chodzi o zaciśnięcie pętli fiskalnej na szyi podatników i stopniowym eliminowaniu fizycznego pieniądza na rzecz łatwiejszych do kontrolowania transakcji elektronicznych.

Jest to także ukłon w stronę lobby bankowego, bowiem zmusza małych i średnich przedsiębiorców do zakładania firmowych rachunków bankowych. Padają też nośne argumenty o walce z praniem brudnych pieniędzy i terroryzmem. Po raz kolejny politycy robią z obywateli potencjalnych przestępców. Tym razem finansowych.

Pionierem walki z gotówką są Włosi, Hiszpanie, Grecy i państwa Skandynawskie. Najbardziej radykalni są Grecy i Włosi. W tych śródziemnomorskich krajach można płacić w gotówce jedynie do 999,99 euro. W Hiszpanii jest to kwota porównywalna do tej postulowanej w Polsce – 2500 euro. Gotówką nie można, kartą – jak najbardziej. Trudno więc nie zauważyć, że politycy działają pod dyktando największych graczy na światowych rynkach kapitałowych. Płatności gotówkowe nie generują przecież kosztów. Bezgotówkowe – oznaczają haracz dla banków, rozmaitych pośredników finansowych czy operatorów kart płatniczych.

W Polsce ta presja jest bardzo widoczna. Klienci są zaś łupieni nie tylko sowitymi opłatami za korzystanie z rachunków bankowych, ale także wysokimi kosztami transakcji bezgotówkowych. Opłaty za korzystanie z kredytu na niektórych kartach śmiało można nazwać lichwiarskimi. Rząd troszczy się więc o siebie i swoich popleczników. Kieszenie obywateli mają być po raz kolejny wydrenowane.

Tomasz Teluk