No więc studentki piszą premierowi Donaldowi Tuskowi, że prowadzą aktywne życie seksualne. Oczywiście robią to wbrew edukacji szkolnej jaką otrzymały, wbrew opinii publicznej, oraz woli ich ciotek, sąsiadek i ojców. W świecie studentek ciotki i sąsiadki patrzą im pod kołdrę. To samo robi całe społeczeństwo i nauczyciele. Dziewczyny nie piszą nic o katechecie, ale chyba jasne jest, że on też paraduje nocami z latarką w ręku i bawi się w inkwizytora. Taak, dzielnica, na której żyją studentki jest bardzo niebezpieczna i zacofana.
Studentki podkreślają bowiem, że za swój „haniebny styl życia są potępiane” ( w dzielnicy dziewczyn istnieją patrole moherów, które sprawdzają dziewictwo polskich dziewuch) bowiem ich seks nie służy „reprodukcji i umacnianiu miłości do Boga”. Im seks jest "niezbędny do funkcjonowania". A dostają od premiera Tuska sprzeczne sygnały…
Studentki zapewniają naszego premiera, że zaczęły współżyć już w liceum. I postanowiły uprawiać bezpieczny seks, bo są, uwaga, z dużych miast i mają wyedukowanych chłopaków. Niestety państwo Tuska znacząco utrudniło studentkom prowadzenie życia seksualnego. Co? Państwo Tuska utrudniło życie młodym, wykształconym , z wielkich miast? Zgroza. Koniec świata! „Chcąc się zabezpieczyć , tu podaję przykład swój oraz najbliższych koleżanek, wielokrotnie spotkałyśmy się z opinią, że tabletki antykoncepcje szkodzą nie tylko zdrowiu, ale także nadszarpują kręgosłup moralny (katolicki) lekarzy. A propos moralności katolickiej: z badań statystycznych wynika, iż ponad 60 proc. polskich księży prowadzi aktywne życie seksualne (Newsweek). A hipokryzja to coś, czego najbardziej nie lubimy”-piszą studentki, które wiedzę o Kościele katolickim czerpią z tygodnika Tomasza Lisa. Studentki, które są katechizowane przez „Newsweek” przekonują, że nie mogą się zabezpieczyć bo pani ginekolog musi się wyspowiadać ( znów ten kler paskudny!!!). Studentki nie mogą również dostać recepty ( patrz: nie mogą dostać środków kupionych przez ich sąsiada i ciotkę) bo pewnie nie ma zakazu w naszym kraju przestrzegania własnych zasad moralnych. A przecież w Polsce nie istnieją lekarze i apteki, które nie są katolickie. W dzielnicy dziewczyn takich gabinetów przynajmniej nie ma. Straszna dzielnia.
A gumki pękają!- zapewniają studentki. Dziewczyny opisują ze szczegółami ( oszczędzę Państwu opisów) jakiego seksu nie lubią i są zmuszone do kupowania gumek. Na dzielni nie rozdają ich jednak za darmo…
„No więc gumka pękła, i co teraz, Panie Premierze? Biegamy po wszystkich możliwych przychodniach (ograniczone 72 godzinami), żeby raz jeszcze dowiedzieć się, iż kręgosłup moralny bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. Błagamy panie w aptekach, zapłakujemy się na śmierć ogarnięte wizją przedwczesnego macierzyństwa. Za prywatną wizytę u ginekologa płacimy 100 zł (ciężko przez studenciaka zarobione), która i tak nie daje nam 100 procentowej pewności, że receptę dostaniemy. Aborcja jest nielegalna (chociaż i tak byśmy z niej nie skorzystały), więc zostaje nam dziecko urodzić”- piszą dziewczyny, które nie zrobiłyby nigdy aborcji, po tym jak pękłaby im gumka, ale jednak mają pretensję do premiera o…no właśnie o co? Bo zaczynam się gubić w liście studentek z „Wysokich Obcasów”. Ale ok, nie musze wszystkiego kumać. Idziemy więc dalej. Dziewczyny podkreślają, że zdarzył im się seks z nieznanym partnerem. Pytają: „komu się nie zdarzył?”. Premierowi? Tego nie wiemy. Mamy nadzieję, że premier nie żyje w dzielnicy dziewczyn i nie jest narażony na takie pokusy. No, ale dziewczyny boją się o to, że załapią HIV-a.
„I tu po raz kolejny zawiodłyśmy się na polskiej służbie zdrowia. Udało nam się znaleźć informacje o bezpłatnych badaniach w wojewódzkiej stacji epidemiologicznej. Gdy wybrałyśmy się tam w wyznaczonych godzinach, zastałyśmy pustkę, zamknięte drzwi, pogaszone światła i portiera, który przywitał nas niezwykle dyskretnym tekstem: 'Eee, na HIV tu? Jutro rano proszę przyjść.' Jednak rano bezpłatne i anonimowe badania okazały się mrzonką. Dodajmy, że teoretycznie jest to jedyne miejsce na całe województwo, gdzie można zrobić takie badania bezpłatnie. A później burzą Was statystyki, z których wynika, że około 90 proc. nosicieli wirusa HIV nie wie o tym (może Pan jest jednym z nich?)” Czy premier ma HIV? No to już doprawdy przegięcie! Premier również mieszka w innej dzielnicy niż studentki i nie jest narażony na takie coś! Ja protestuję przeciwko takim pomówieniom! Jednak to nie o dzielnie tutaj chodzi. Dziewczyny zapewniają, że są porządne.
„Nie jesteśmy małymi puszczalskimi, po prostu uprawiamy seks. Czy to naprawdę coś tak gorszącego? Dlaczego nie dajecie nam szansy na bezpieczny i zdrowy seks? Dlatego tu nasze pytanie: Panie Premierze, jak się kochać??” No jak się kochać? No jak? Skoro młodego, wykształconego, z wielkiego miasta nie stać na paczkę gumek na stacji benzynowej. Jak żyć? Jaaaaaaaak żyć bez gumek finansowanych przez podatników panie Tuuuusk? Ach, ta nasza młodzież. Wystarczy im rzucić lateksem i są happy. Bo, o ile wiem prezerwatywy nie są w Polsce zakazane i można je kupić w sklepach obok gum do żucia i Tik- taków. Czy coś przegapiłem? Na pewno nie przegapiłem wyeksponowanego na stronie „Gazety Wyborczej” teksu, który kształtuje „młodych, wykształconych, z wielkich miast”. A co jak ten list jest prawdziwy i nie napisali go redaktorzy z Bravo Girl?
Łukasz Adamski
Tekst pochodzi z wpolityce.pl