Wyniki badań sondażowych z ostatnich kilku tygodni nie pozostawiają złudzeń. Prawo i Sprawiedliwość jest niekwestionowanym liderem z wynikiem bliskim lub przekraczającym 40%. Doprowadzeni do rozpaczy liderzy Platformy Obywatelskiej, którym w oczy zajrzało widmo 16% poparcia, zaczynają mówić otwarcie, że PiS podejmuje racjonalne i dobre dla Polski decyzje. Grzegorz Schetyna przyznaje wprost, że opozycja jest po prostu słaba. Problem partii opozycyjnych polega na tym, że tendencja jest wyraźnie spadkowa a punktu przełomowego jak nie było tak nie ma.

W nie lepszej sytuacji są pozostałe ugrupowania. Poniżej 10% spadają notowania Nowoczesnej i Kukiza, a PSL w niektórych badaniach nie przekracza 5% i wypada poza Sejm. Ostatnie trzy sondaże, opublikowane już we wrześniu pokazują wyraźny kierunek wzrostu dla partii rządzącej i trend spadkowy pozostałych partii. Rządowi nie przeszkodziły nawet największe od lat nawałnice w województwach północno-zachodnich, nieustanne ataki ze strony brukselskich oficjeli oraz ciągła krytyka polityków na lokalnym podwórku, czepiających się najmniejszych drobiazgów. Byle tylko uderzyć w rząd.

Punktem zwrotnym dla stabilnej większości mogły się okazać prezydenckie weta i zablokowanie reform sądownictwa. Gdy stało się oczywiste, że prawicowy elektorat, gdyby przyszło do wyborów, poprze raczej premier Beatę Szydło i ministra Macierewicza a nie hipotetyczną partię prezydencką, nastroje zaczęły się uspakajać. Dziś ustami swojego rzecznika, prezydent Andrzej Duda zapewnia, że jakiegokolwiek konfliktu pomiędzy dużym i małym pałacem absolutnie nie było, a reformy wymiaru sprawiedliwości będą zasadnicze i głębokie. Zgodę w obozie „dobrej zmiany” przypieczętowało ponad dwugodzinne spotkanie prezydenta z Jarosławem Kaczyńskim.

Straszeniem PiS’em i dyktatorskimi zapędami prezesa Kaczyńskiego przestaje już działać. Wyborcy widzą konkretne rezultaty polityki rządu premier Szydło i mądrą, stanowczą politykę w relacjach z Unią Europejską. Przekaz jest jasny i czytelny: nie planujemy wychodzić z Unii ale też nie zamierzamy ulegać dyktatowi Berlina, Paryża i Brukseli w sprawach imigracyjnych czy pozwalać na wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Polski. Obserwując praktyczne konsekwencje decyzji, dotyczących przyjmowania islamskich migrantów przez rządy krajów zachodnich, polskie społeczeństwo nie zamierza rezygnować z dobrodziejstw spokoju i bezpieczeństwa na ulicach, stając murem za ministrami Błaszczakiem i Waszczykowskim. Zgoda na przyjęcie uchodźców oznaczałaby koniec Polski jaką znamy. Tego Polacy obawiają się zdecydowanie bardziej, niż wydumanych bajeczek o Kaczorze-dyktatorze.

Niezwykle niebezpieczną pułapką, jaką Prawo i Sprawiedliwość zastawiło na całą opozycję, jest podnoszona już oficjalnie przez przedstawicieli polskiego rządu, sprawa reparacji za II Wojnę Światową. Do jednego worka obrońców berlińskich interesów w naszym kraju i nieoficjalnych ambasadorów niemieckiej racji stanu, obok byłych komunistycznych aparatczyków, takich jak były premier Cimoszewicz, prezydent Kwaśniewski czy minister Rosati, trafili nie tylko liderzy Platformy i Nowoczesnej ale też wicemarszałek Tyszka z Kukiz’15 czy prezes Kosiniak-Kamysz z PSL. Wszyscy, zgodnym chórem wołają, że pomysł z uzyskaniem reparacji dla Polski jest nienajlepszy albo wręcz szkodliwy i bez szans powodzenia. Innego zdania jest większość społeczeństwa, któremu ten projekt bardzo się podoba.

Gdyby opozycja nie była tak szkodliwa i działająca wbrew interesowi narodowemu, można by im nawet współczuć. Jednak gdy zobaczymy z jakim zapałem i ochotą, sami, z własnej i nieprzymuszonej woli ustawiają się tam, gdzie kiedyś stało ZOMO, wszelkie odruchy empatii znikają nieodwracalnie.

Paweł Cybula