W połowie września, za naszą wschodnią granicą rozpoczną się wojskowe manewry „Zapad 2017”, w trakcie których kilkanaście tysięcy rosyjskich i białoruskich żołnierzy, przy użyciu 250 czołgów, 200 systemów artyleryjskich, 10 okrętów i 70 samolotów, będzie szlifować wariant odpierania ataków z terytorium Polski. W poprzednich latach Rosja ćwiczyła już scenariusz atomowego uderzenia na Warszawę. W trackie tegorocznych obchodów 78 rocznicy sowieckiej napaści na Polskę, 17 września, znów będziemy musieli oglądać się za siebie, czy i tym razem nie przyjdzie komuś do głowy wbić nam zardzewiałego noża w plecy.

Wbijanie politycznych noży w plecy to podobno norma, co potwierdził w „Sowie i Przyjaciołach” były minister spraw zagranicznych, polityk PO, Radosław Sikorski. Wcześniej, będąc jeszcze politykiem Prawa i Sprawiedliwości, jako szef MON, Sikorski podczas szczytu w Brukseli publicznie wyraził pogląd, że budowa gazociągu bałtyckiego to nowy pakt Ribbentrop-Mołotow. „Jeśli jeden członek UE podpisuje tak kluczową umowę bez zgody innych członków to nie dzieje się dobrze”- powiedział wówczas Sikorski. Praktyka polityczna niemieckich liderów nie uległa zmianie od tamtej pory, co widzimy na przykładzie zaproszonych przez Merkel imigrantów.

Do absolutnego skandalu, politycznego barbarzyństwa, ekscesu na granicy intelektualnej rozpaczy, posunął się w dniu wczorajszym Frans Timmermas podczas obrad komisji Parlamentu Europejskiego, twierdząc, że:

„Może nawet przez 1000 lat Polacy nie byli chyba aż tak wolni, i aż tak wolno nie mogli się wypowiadać, jakiego chcą losu, jakiej chcą przyszłości. Polski nie było na mapach Europy. Gdyby Niemcy były mocniejsze, to granice Polski wyglądałyby zupełnie inaczej, byłyby przesunięte na zachód, gdyby Rosja była silniejsza, to przesunięte na wschód, ale Polska nie miała wtedy nic do powiedzenia.”

To jest cytat, obrazujący stan umysłu europejskich urzędników, ich sposób myślenia o Polsce i poszanowaniu naszego kraju. Jeśli taki ktoś, jak Timmermans pozwala sobie na reglamentowanie Polakom zakresu naszych wolności i kwestionowanie przebiegu obecnych granic Rzeczpospolitej, to możemy sobie wyobrazić, co myślą i o czym dyskutują w zaciszach gabinetów brukselskie, paryskie i berlińskie elity. To jest język, jakim posługiwały się państwa kolonialne w stosunku do podbijanych ludów Afryki czy Dalekiego Wschodu.

Podczas gdy Rosja jedynie „ćwiczy” ataki na Polskę, starając się zachować jakieś pozory, Bruksela do spółki z Niemcami i Francją nie próbują już nawet niczego udawać. W spójną całość układają się ostatnie wypowiedzi Macrona, o tym, że Polska sama stawia się na marginesie Unii Europejskiej, wypowiedzi Merkel o zaniepokojeniu praworządnością w Polsce i wczorajsza, skandaliczna wypowiedź Timmermansa, za którą powinien natychmiast zostać usunięty z urzędu.

Ludzie niewybierani w powszechnych wyborach, nieodpowiadający przed nikim poza Angelą Merkel, tacy jak Timmermans, Juncker, Tusk tracą wszelkie hamulce w bezpardonowych atakach na Polskę. Czy po to w 2004 roku zapisywaliśmy się do oazy wolności, praworządności, przebogatej kultury, bezpieczeństwa społecznego, militarnego, gospodarczego i socjalnego? Co z tej wspólnoty wspierających się, solidarnych państw zostało? Gender, geje i lesbijki w armiach i policji, rozbrojone i zdemoralizowane wojsko, na które poszczególne państwa unijnie nie chcą wydawać pieniędzy. Za to bardzo chętnie wydają je w dziesiątkach miliardów euro na zalewających Europę muzułmanów. Wirus kryzysu państw strefy euro, zagrożone bankructwem gospodarki, trwający od niemal dwóch lat stan wyjątkowy we Francji, patrole wojskowe na ulicach Brukseli do 2020 roku, regularne, krwawe zamachy, w których co tydzień niemal mordowani są niewinni ludzie.

Kiedy i przed kim odpowiedzą unijni urzędnicy i politycy europejscy za doprowadzenie jednego z najpiękniejszych i najbogatszych zakątków świata do zapaści i ruiny?

Co szykują nam brukselscy oficjele do spółki z Putinem? W ostatnich dniach wyciekły informacje o nagraniach z rozmów Władimira Putina z Donaldem Trumpem, podczas których prezydent Rosji przedstawia swoje plany i polityczne apetyty, przedmiotem których są m.in. kraje bałtyckie, Ukraina i Polska. Biorąc pod uwagę bezpardonowy kurs prezydenta Trumpa wobec Rosji, jego deklaracje złożone podczas wizyty w Warszawie, oraz ostatnią aktywność szefa NATO Jensa Stoltenberga, który w ostatnich dniach przybył do Polski, trudno sobie wyobrazić, żeby Ameryka mogła nas sprzedać. Tego samego nie można jednak powiedzieć o naszych unijnych przyjaciołach, którzy chętnie oddadzą nas w ręce Moskwy, byle tylko móc tu przepędzać i osiedlać kilka milionów islamskich nachodźców.

Paweł Cybula