Posługując się parafrazą dziennikarskiego klasyka, możemy stwierdzić, że „Platforma ma problem”. I to coraz bardziej poważny. Nie chodzi już tylko o pojawiające się w sondażach wyniki, oscylujące bliżej 15 niż 20 %. Rzecz w tym, że nikt nie ma pomysłu, jak się odbić od usuwających się spod stóp, ruchomych piasków, które przez lata politycy PO z gorliwością sami usypywali. Najlepszym, chociaż w mojej opinii, niedocenionym przykładem odbijania się to od prawej, to od lewej burty, jak pijany Jasiu na dryfującej podczas sztormu, starej łajbie, jest sam Grzegorz Schetyna, który raz odpowiada dziennikarzowi do kamery na pytanie o uchodźców: „Nie! Jestem za tym, żeby nie przyjeżdżali do Polski (…) Platforma nie jest za przyjęciem uchodźców,” a po kilku tygodniach deklaruje, że jest za tym, aby uchodźcy byli przyjmowani przez samorządy i prezydentów dużych miast, tj. Gdańsk czy Poznań.

Dziś społeczeństwo wymaga jasnych, jednoznacznych deklaracji w kluczowych dla niego sprawach, jak nowe miejsca pracy, płaca minimalna, wiek emerytalny, imigranci, wprowadzanie ideologii gender, wyprzedaż narodowego majątku, reprywatyzacje, czy wzmacnianie naszego kraju na forum europejskim i arenie międzynarodowej. Tendencje są tu do bólu oczywiste, a margines manipulacji, kluczenia i ordynarnych kłamstw, staje się coraz mniejszy. Dlatego Platforma radzi sobie coraz gorzej. Sondaże spadają a wraz z nimi możliwość oddziaływania na rządzącą koalicję i skuteczność podejmowanych inicjatyw. Paliwo społecznych protestów już się wypaliło, a opozycja nie jest w stanie podjąć racjonalnych, opartych na faktach, dyskusji, ponieważ musiałaby mówić prawdę. A to mogłoby ich pogrążyć bezpowrotnie.  

Nieco ponad rok temu przewodniczący Grzegorz Schetyna zapowiadał odnowę swojej formacji w duchu chrześcijańskiej demokracji. W wywiadzie w jednym z tygodników zapewniał: ”Jestem zwolennikiem utrzymania przez PO konserwatywnej kotwicy. Chcę powrotu do źródeł Platformy, czyli jej liberalno-konserwatywnego charakteru.” W dzisiejszym wywiadzie radiowym poseł Platformy, były szef klubu parlamentarnego, Rafał Grupiński zapowiedział: „Mogę ze swojej strony powiedzieć, jako konserwatywny liberał, że oczywiście będę dążył do tego, żebyśmy to jak najszybciej – po przejęciu władzy – przeprowadzili z myślą też o wielu, wielu związkach partnerskich heteroseksualnych”. Konserwatywna kotwica właśnie jest prostowana i traci swoją podstawową funkcjonalność.

Politycy PO miotają się od prawa do lewa, próbując pochwycić wiatr w żagle. Sęk w tym, że wszystkie idee, które do tej pory mieli na sztandarach, albo skompromitowali sami podczas swoich 8-letnich rządów, albo są właśnie kompromitowane w praktyce w krajach Europy Zachodniej czy w instytucjach unijnych. Polacy nie chcą takich rozwiązań, jakie stosuje Angela Merkel i Emmanuel Macron, i nie ma już takich medialnych narzędzi ani ideologicznych straszaków, żeby polskie społeczeństwo zostało zmuszone, i podporządkowało się lewicowemu dyktatowi Brukseli. Dlatego też wyniki sondażowe partii Grzegorza Schetyny mogą spaść poniżej 10% i długo utrzymywać się na tym poziomie.

Jak na dłoni widać, że formuła funkcjonowania Platformy została wyczerpana a sam wehikuł partyjny staje się bezużyteczny. Ludzie są wyeksploatowani, coraz mniej wiarygodni a jeszcze częściej skompromitowani, w oczekiwaniu na prokuratorskie postępowania i sądowe wyroki. Wiedzieli o tym wajchowi jeszcze przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r. Ich pech polegał na tym, że liberalny substytut, jakim miała być Nowoczesna nie wypalił, ponieważ jej lider zachowuje się nie tak, jak powinien się zachowywać wytrawny polityk i ekonomista, ale jak średniorozgarnięty licealista z ADHD, który codziennie ma nowe, oderwane od rzeczywistości pomysły, a jest przy tym permanentnie zagrożony z czterech podstawowych przedmiotów. Do tego otacza się gronem rozhisteryzowanych, bezrefleksyjnych dziewcząt na podobnym poziomie, które podczas feministycznych wieców są gotowe wykrzykiwać: „Dość dyktatury kobiet!”

Zużyła się też najbardziej dotąd skuteczna formuła straszenia PiS’em, ponieważ rząd premier Szydło idzie jak burza, niweluje bezrobocie i obszary biedy, podnosi PKB, uruchamia nowe inwestycje, porządkuje administrację i śrubuje wyniki w spółkach skarbu państwa. 5 miliardów nadwyżki budżetowej, zamiast obecnego od 10 lat deficytu w kasie państwa, wbija osinowy kołek w serca zblazowanych, ekonomicznych guru pokroju Leszka Balcerowicza czy Vincenta Rostowskiego. Międzynarodowe agencje ratingowe i fundusze inwestycyjne pieją z zachwytu nad wynikami gospodarczymi. Używanie argumentu, że „PiS jest dziki, PiS jest zły, PiS ma bardzo ostre kły” jest już na poziomie bajek dla przedszkolaków. Większość puka się z politowaniem w czoło, gdy Platforma próbuje znów straszyć prezesem Kaczyńskim. A nowych pomysłów brak.

Paweł Cybula