Polscy katolicy, podobnie zresztą jak Polacy w ogóle, nieustannie narzekają na poziom polskiego katolicyzmu. Zarzuca mu się, że jest za mało intelektualny, że nie wpływa na rozwój teologii na świecie, że nie ma nic do zaoferowania innym. I, jak to zwykle bywa z takimi polskimi narzekaniami, głównym problemem, jaki ma z nimi obiektywny obserwator, jest to, że w istocie nie mają one wielkiego związku z rzeczywistością, a wypływają raczej z głęboko zakorzenionych kompleksów, i postkolonialnej maniery opluwania wszystkiego, co własne.


A najlepszym na to dowodem jest to, że wśród najważniejszych teologów, myślicieli, mistyków i ludzi, którzy najmocniej wpłynęli na losy XX i XXI wiecznego Kościoła niezaangażowany w samobiczowanie Polaków obserwator musi wymienić przynajmniej kilka nazwisk z Polski. Nie byłoby światowej maryjności bez św. Maksymiliana Marii Kolbego (co ciekawe zgromadzenia męskie i żeńskie odwołujące się do jego nauczania najszybciej rozwijają się w Stanach Zjednoczonych); teologia małżeństwa i rodziny nie istniałaby bez prac Jana Pawła II – i to zarówno z okresu kardynalskiego, jak i papieskiego; i wreszcie nie byłoby najszybciej rozwijającego się kultu współczesnego Kościoła, gdyby nie słabo wykształcona, ale ogromna duchem polska zakonnica św. Faustyna Kowalska. O nich wszystkich jednak zdajemy się zapominać. W kraju, w którym w każdym większym mieście powinny być ośrodki badania spuścizny choćby tych trzech świętych, brak nawet ich poważnych polskich biografii. Gdy szukałem materiałów do artykułów o św. Maksymilianie dostępne były tylko jego pisma (za co chwała ojcom franciszkanom z Niepokalanowa) i poważne prace teologiczne, ale już popularnych, a nie dewocyjnych biografii tego świętego brakowało.

 

Dziennikarskie szkiełko skupione na świętej

 

Nieco tylko lepiej wygląda sprawa ze spuścizną Jana Pawła II czy św. Faustyny. Ta ostatnia doczekała się przynajmniej kilku bardzo mocnych biografii intelektualnych czy duchowych. Ludmiła Grygiel w kilku swoich książkach od dawna przybliża postać tej świętej, Grzegorz Górny wydał wraz z Januszem Rosikoniem niezwykle mocny album na jej temat, a Maria Winowska w „Prawie do miłosierdzia” zaproponowała własną, ale niezwykle ciekawą interpretację posłannictwa świętej siostry Faustyny. Nie brak też książek na temat jednego z dwóch kierowników duchowych świętej, czyli błogosławionego ks. Michała Sopoćki (ale z drugim ojcem Andraszem jest już o wiele gorzej). Teraz do tych ważnych książek o świętej trzeba dodać najnowszą pracę Ewy Czaczkowskiej „Siostra Faustyna. Biografia świętej”.


Dziennikarka „Rzeczpospolitej” podeszła do sprawy niezwykle poważnie. Postanowiła rzeczywiście przebadać wszystkie, nawet najdrobniejsze problemy związane z biografią świętej. Czasem przybiera to poziom skrupalancki, tak jak wtedy gdy autorka książki, ze strzępów informacji wnioskuje, pociągiem, o której godzinie wyjechała siostra Faustyna z Częstochowej, i ile godzin spędziła przed jasnogórskim obrazem. Ale często możemy, dzięki tej metodzie, dowiedzieć się, gdzie modliła się po raz pierwszy w Warszawie, czy w jakim miejscu w Łodzi objawił się jej Jezus Chrystus wzywając ja do życia zakonnego. I nie ukrywam, że są to informacje nie tylko ciekawe, ale i pozwalające lepiej zrozumieć duchową i ludzką drogę świętej.

 

Normalnie o świętości

 

Ale tym, co najbardziej fascynuje w nowej biografii świętej jest fakt, że pokazana jest ona z bardzo ludzkiego, normalnego punktu widzenia. Czaczkowska próbuje pokazać, jak wyglądała dzieciństwo i młodość mistyczki, analizuje poglądy religijne jej rodziców, a także odpowiada na pytanie, dlaczego rodzice nie chcieli zgodzić się na jej wstąpienie do zakonu, i kiedy zaakceptowali jej decyzję. Nie brak także informacji o rodzeństwie świętej, które nie zawsze podążało tak prostą drogą do Boga, jak ona. Nie brak także informacji na temat ludzi, u których przyszła święta służyła przed wstąpieniem do zakonu (a nie byli to bynajmniej wojujący katolicy), i z którymi się przyjaźniła (przed panią Lipszycową, która kompletnie nie rozumiała sensu życia zakonnego, wyrzucała swoje żale przeciwko przełożonym i innym siostrom).

/

Biografia, choć odnosi się do świętości Faustyny, przynosi także wiedzę o jej codzienności, o tym, jaką była opiekunką do dzieci, jak się z nimi bawiła, w co się ubierała, i jak sprzeczała się z siostrami. Słowem przynosi obraz ludzkiego dojrzewania przyszłej świętej, które dokonywało się niejako obok jej wprowadzenia w najgłębszą dostępną człowiekiem zażyłość z Bogiem. Obraz, jaki kreśli biografka, daleki jest od hagiografii. Na kartach tej książki możemy dostrzec trudności, z jakimi zmagała się święta w zgromadzeniu (choć akurat te kwestie jeszcze lepiej widoczne są w „Dzienniczku”). Nie oznacza to jednak potępiania jej antagonistek, bowiem Czaczkowska często zwraca uwagę na to, że „winny” problemom mogła być też osobista sytuacja świętej czy sama treść objawień, które dla wielu mogły być trudne do zaakceptowania czy choćby zrozumienia.


Dla wielbicieli rozważań historycznych warte uważnego przypomnienia są także zapiski dziennikarki „Rzeczpospolitej” na temat stylu życia zakonnego w tamtych czasach. Jednym z powodów, dla których objawienia przekazane siostrze Faustynie nie były przyjmowane przez część z jej sióstr, był fakt, że była ona zakonnicą drugiego chóru. Niemała część ówczesnych zakonów była bowiem podzielona w taki właśnie, feudalny w istocie sposób. Pełne prawa miały tylko siostry pierwszego chóru, te z drugiego zaś miały służyć tym pierwszym, obsługiwać je, sprzątać i traktowane były jako gorsze (bez prawa do wszystkich modlitw). Bez uświadomienia sobie tego nie sposób zrozumieć także nacisku, jaki siostra Faustyna kładzie na równość wszystkich sióstr w zgromadzeniu, którego powołanie zlecił jej Jezus, a także zdziwienia innych sióstr, które nie były w stanie pojąć, że Bóg mógł się objawiać służącej bez wykształcenia.

 

Za co zburzono Warszawę?

 

Zainteresowani historią czy problemami światopoglądowymi mogą zaś odnaleźć w tej książce sporo materiału do duchowego spojrzenia na nasze dzieje. Czaczkowska przypomina, że Józef Piłsudski, dzięki objawieniu w dniu jego śmierci, jest zapewne jedynym polskim politykiem, o którym wiemy, że po długich cierpieniach czyśćcowych trafił ostatecznie do nieba. Ale nie to jest najmocniejszym elementem tej części książki. O wiele istotniejsze wydają się rozważania na temat zburzenia Warszawy. Jezus zapowiedział je w rozmowach z siostrą Faustyną, a ta pytana o to, za co stolicę Polski spotka tak surowa kara, nie pozostawia wątpliwości, ze za jeden z największych ludzkich grzechów, czyli zabijanie dzieci w łonach ich matek. Tego grzechu Bóg nie może puścić płazem, wynika z biografii świętej...


I jakoś trudno nie zadać sobie pytania o to, jaką karę ściągamy na siebie obecnie? Jeśli wówczas, gdy aborcja była nielegalna (choć sanacja dopuściła ją w pewnych sytuacjach, i to jeszcze przed Hitlerem), o wiele mniejsza ich liczba ściągnęła na Polskę i świat tak surową karę, to co nas czeka w naszych czasach, gdy rocznie ginie w wyniku aborcji 54 miliony dzieci (a są to oficjalne dane Światowej Organizacji Zdrowia)? Świadomość ogromu zbrodni, jaka dokonuje się wokół nas nie może jednak przesłaniać prawdy o tym, że Miłosierdzie Boże głoszone przez św. Faustynę jest najlepszą propozycją ucieczki dla grzeszników. Biografia Ewy Czaczkowskiej przypomina to z całą mocą, i dlatego warto ją przeczytać. A potem wrócić do lektury „Dzienniczka”, który jest najważniejszym dziełem współczesnej mistyki i teologii.

 

Tomasz P. Terlikowski

 

E. Czaczkowska, Siostra Faustyna. Biografia świętej, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, ss. 394.