Warto może przez chwilę pomyśleć i wyobrazić sobie, jak mógłby wyglądać ostatni z filmów wybitnego aktora bądź aktorki. Po tym filmie on/ona miałby/miałaby zakończyć dramatycznie życie, samobójczo, w wyniku przedawkowania, wykończony/a wieloletnią pogłębiającą się depresją.

Nie mógłby, podejrzewam, być to film pogodny. Musiałby kończyć się nie najlepiej. Bohater/bohaterka przegrywała/przegrywałby, raczej nie byłoby dla niej/niego wiele nadziei na przyszłość. I dodatkowo zawiódłby/zawiodłaby ludzi, którym obiecał pomoc. Nie z jego/jej woli tak się stało, po prostu przegrał/a z bardziej sprytnymi, silniejszymi, więcej mogącymi (może bardziej bezwzględnymi?).

W kręgu śmierci

„Bardzo poszukiwany człowiek” z niezapomnianą, ostatnią rolą wielkiego Philipa Seymoura Hoffmana jest właśnie takim filmem. Ogląda się go – i nie można się od tego skojarzenia uwolnić od pierwszej do ostatniej sceny z udziałem aktora – nieustannie i wciąż w kontekście jego śmierci, która – jak powszechnie wiadomo – nastąpiła właściwie bezpośrednio po zakończeniu zdjęć.

Każdy kadr, w którym tylko pojawia się bohater filmu (a właściwie króluje on na ekranie niepodzielnie, jest szefem hamburskiej instytucji zajmującej się walką z terroryzmem), przepełniony jest ciężarem, smutkiem, melancholią. Palenie papierosów (właściwie nieustanne), popijanie whiskey (wygląda na to, że bohater nie rozstaje się ze szklaneczką), nieogolona twarz, tłuste włosy, ciężkie, naprawdę ciężkie spojrzenie, dialogi, w których niezwykłą rolę odgrywa milczenie (bohater grany przez Hoffmana mówi rzadko, niewiele, cedzi słowa), wreszcie niewdzięczność wykonywanej przezeń pracy, bywanie w lokalach, w których większość z nas, zaręczam, czułaby się więcej niż nieswojo, sporo mroku, no i to zakończenie, którego zdradzić nie mogę – wszystko to czyni z tego filmu właściwie idealny ostatni film w karierze aktora.

Film Antona Corbijna nie jest oczywiście opowieścią o ostatnich dniach życia Hoffmana. Narracja filmowa dotyczy wciąż toczącej się na świecie wojny z terroryzmem. Traktuje, wydaje mi się, szczerze i bezwzględnie, o koszmarnej cenie, jaką płacą wszyscy, którzy tylko dostaną się w okrutne tryby zmagań antyterrorystycznych. Zagrożenie jest zbyt duże, by można było sobie zostawiać miejsce na jakąkolwiek pobłażliwość. Lepiej popełnić błąd, niż doprowadzić do zbiorowej tragedii. Corbijn, dzięki genialnej roli Hoffmana, opowiada jednak tak samo o cenie ludzkiej, jaką się płaci za tego typu policyjny, wszak konieczny, ale wyniszczający wysiłek. Dzieci zdradzające rodziców, kobiety zdradzające mężczyzn i ci, którzy niejako biorą na siebie ciężar ludzkiej, osobistej tragedii, korzystając z niej, by choć o jeden krok znaleźć się przed bezwzględnymi terrorystami.

Ból niebanalny

Można powiedzieć, że demoralizujący wpływ wojny na ludzkie życie to temat zgrany jak mało który. Co więcej, widzieliśmy już sporo filmów, które dotykały tego zagadnienia w kontekście wojny z terroryzmem. Ten film jest jednak niezwykły i niepowtarzalny. Głównie dlatego, że ciężar, brzemię owego zmagania się przez cały czas trwania filmu niesie na swych barkach aktor, który w każdej scenie jest żywym dowodem na to, jak wielka idzie za tego typu działaniem destrukcja.

Oglądanie go w „Bardzo poszukiwanym człowieku” boli. Zdaję sobie sprawę, jak dziwnie to brzmi, ale inaczej doświadczenia obcowania z rolą Hoffmana nazwać nie potrafię.

Boli jak boli obcowanie z czyimś życiem, które toczy się na granicy ostatecznego obsunięcia się w rozpacz, rezygnacji, wycofania się.

Czy ciężko chory Philip Seymour Hoffman zagrał tu siebie? Czy genialny aktor tak doskonale wcielił się w rolę, że autentyczność granej przezeń postaci nie pozwala o niej zapomnieć na długo po tym, kiedy wyjdzie się z sali kinowej?

Idźcie, zobaczcie i zastanówcie się.

Krzysztof Koehler

Tekst ukazał się na łamach Tygodnika "Nowa Konfederacja"

„Bardzo poszukiwany człowiek”, reż. Anton Corbijn