Niemieckie media wieszczą prawdziwą cywilizacyjną katastrofę. Według doniesień dziennika „Bild” powołującego się na dane państwowych urzędów, wkrótce do kraju Angeli Merkel napłyną w całkowicie legalny sposób setki tysięcy arabskich imigrantów. Chodzi o członków rodzin Syryjczyków przyjętych w 2015 i 2016 roku do RFN w ramach kompletnie obłędnej polityki otwartych granic.

„Bild” podaje, że jeszcze w 2015 roku specjalne wizy umożliwiające przyjazd do RFN w ramach łączenia rodzin otrzymało 24 tysiące Irakijczyków i Syryjczyków; w roku 2016 wiz wydano już 48 tysięcy, a w tym roku planowane jest wydanie aż 72 tysięcy. Prawdziwa powódź nadchodzi jednak dopiero w roku przyszłym: wówczas prawo do sprowadzenia rodzin będzie mieć właśnie 390 tysięcy Syryjczyków. Do tego trzeba dodać przybyszów z innych państw – Afganistanu, Maroka, Libii.

Oznacza to powolną realizację scenariusza, o którym krytycy polityki migracyjnej rządu Angeli Merkel mówili od dawna: otwarcie granic w roku 2015 to dopiero początek. Napłynął milion migrantów i granice przymknięto, ale było za późno. Syryjczycy osiadający w Niemczech zaczną prowadzić tam „normalne” życie, płodzić dzieci. W ten sposób w perspektywie kilkunastu czy najwyżej kilkudziesięciu lat w Niemczech obok kilkumilionowej społeczności tureckiej wyrośnie druga wspólnota islamska, tym razem arabska, przede wszystkim syryjska. Co to oznacza dla bezpieczeństwa kraju, nie trzeba nawet mówić. Wiadomo, że zamachów terrorystycznych dokonują przede wszystkim imigranci „z drugiego pokolenia”. Dżihadystyczna rzeź dopiero się zaczyna. Ale to wcale nie zamachy są największym problemem. O wiele większym są „pospolite” przestępstwa dokonywane masowo i brutalnie przez procentowo wprawdzie niewielką, ale liczebnie znaczącą część imigrantów. Biada Niemcom i Polakom, którzy wyjechali do Niemiec za pracą…

Najgorsze to jednak nie przestępczość, tylko zmiany w kulturze… i polityce. Islamizacja to tylko kwestia czasu. Miliony niemieckich muzułmanów zaczną w końcu dopominać się o swoje. Zaczną głosować na partie, które obiecają im zniszczenie chrześcijaństwa. Najpierw „oczyści się” przestrzeń publiczną i polityczną z krzyża, by potem łatwo zastąpić go półksiężycem. Trudne to nie będzie. Niemieccy ateiści to dinozaury skazane na wymarcie. Do kościołów w RFN się nie chodzi, dzieci się nie płodzi. „Barbarzyńcy” z krajów arabskich tętnią za to życiem – i wiarą. Łatwo przewidzieć, jak to się skończy.  

Przez wieki Polska kładła tamę niemieckiej ekspansji na wschód. Kto by pomyślał, że wszystko zmieni się tak radykalnie w XXI wieku i „problem niemiecki” po prostu… sam zniknie, a raczej przepoczwarzy się w problem dziwnego euro-kalifatu…

Jacek Robak