Wczoraj do redakcji opozycyjnej rozgłośni radiowej Echo Moskwy wtargnął Borys Gric, obywatel Rosji i Izraela, i zaatakował nożem Tatianę Felgengauer, wice naczelną rozgłośni i znaną rosyjską dziennikarkę. Jej życiu nic nie zagraża, jednak w stanie ciężkim z raną gardła znajduje się w szpitalu. Gric to ewidentnie człowiek psychicznie chory. Po ataku powiedział, że całe wydarzenie sprowokowała sama dziennikarka, która molestowała go seksualnie każdej nocy pojawiając się w jego snach. Nie mógł sobie dać z tym rady i dlatego zaatakował. Aby nie było żadnej wątpliwości – wcześniej nigdy się nie spotkali.

Dziennikarka rozgłośni Julia Łatynina zwraca uwagę na to, że rosyjskie służby specjalne już wielokrotnie wykorzystywały w swych działaniach, a doprecyzujmy, chodzi o „mokrą robotę” ludzi psychicznie niestabilnych. Bo łatwiej nimi sterować i popychać do tego rodzaju działań. Po ataku nożownika w Stalowej Woli, również psychicznie zaburzonego, warto tę opinię wziąć pod rozwagę. Sama Łatynina też wielokrotnie była celem ataku „nieznanych sprawców”. Jeszcze w zeszłym roku ktoś, bo do dziś tak sprawnym rosyjskim resortom siłowym nie udało się ustalić, kto, oblał ją na moskiewskiej ulicy fekaliami. Później dom jej rodziców, zaraz po tym jak przyjechała ich odwiedzić, obrzucono pojemnikami z jakąś nieznaną cuchnącą substancją chemiczną, dziś, po badaniach wiadomo, że groźną dla życia a potem spalono jej samochód. W jej opinii takich wydarzeń przed zbliżającymi się wyborami w Rosji będzie więcej. Bo z jednej strony w rosyjskich stacjach telewizyjnych emitowany jest serial, w którym opozycyjnej wobec władzy dziennikarce radiowej podrzynane jest gardło, a z drugiej nadaje się długie reportaże dowodzące, że niezależne media (a raczej ich resztki) pełne są wrogów narodu. W takiej atmosferze, którą Łatynina porównuje do eksportu do Rosji systemu rządów z „ludowych republik” Donbasu, rządów opartych na terrorze i zastraszaniu, nie trudno o eskalację przemocy, „uniezależnianie się” ochotników, czy ich celowe prowokowanie do śmiałych akcji.

Pobicia dziennikarzy, aktywistów społecznych, uczestniczących i organizujących kampanie opozycji zdarzają się w Rosji dość często, nawet można byłoby zapewne dowieść, że stanowią jeden z używanych przez kremlowskich „technologów władzy” środków dla utrzymania kontroli nad rosyjską sytuacją polityczną.

Inny to wysuwanie rozmaitych „niezależnych” lub „opozycyjnych” kandydatów w wyborach. Takim był w swoim czasie biznesmen Prochorow znany ze swego zamiłowania do koszykówki i modelek (kiedyś oskarżono go nawet we Francji o sutenerstwo, kiedy pojawił się niczym Hugh Hefner, otoczony wianuszkiem pięknych acz nie nadmiernie odzianych dam). Dziś taką rolę, jak się uważa odgrywa córka pierwszego demokratycznego mera Petersburga, Ksenia Sobczak. W sieci, jak zauważają rosyjskie media, pojawiła się nawet specjalna strona internetowa, które wyśmiewa i negliżuje jej kandydaturę. Można na niej znaleźć trawestację jej wyborczego sloganu. Sobczak w umieszczonym na kanale społecznościowym filmiku powiedziała, że kandyduje przeciw rosyjskim elitom politycznym, które zacementowały na lata scenę publiczną. I dlatego jej slogan to – Kandyduję przeciw wam. Teraz, koś nieznany przerobił to hasło, na – Kandyduję przeciw wam wszystkim, co można rozumieć – przeciw Rosjanom. Umieszczono tam też przetworzoną wypowiedź pani kandydat, w której mówi ona, że właśnie rozpoczęła pracę, której celem jest podniesienie wyborczej frekwencji i sprawienie, aby Władimir Władimirowicz mógł rozpocząć swą czwartą prezydencką kadencję. Za zaangażowanie na rzecz jego kampanii, ma dostać program w kontrolowanym przez władze kanale telewizji.

I wreszcie sam Putin. Pytany przez uczestników konferencji wałdajskiej o jego plany prezydenckie, wykręcił się żartem o oligarsze, który po powrocie do domu mówi żonie, iż interesy ostatnio nie szły zbyt dobrze i z podmoskiewskiej willi będą musieli przenieść się do chruszczowowskiej komunałki, a zamiast Mercedesa jeździć będą seryjną ładą. I ten biznesmen, któremu powinęła się noga pyta żonę czy będzie go nadal kochać. Będę, odpowiada małżonka, nawet bardziej niż teraz, a jak będę tęsknić. Jednak niezależnie od tego jak moglibyśmy zinterpretować prezydencki żarcik, ton i treść samego wystąpienia były takie, że trudno je uznać za polityczny testament, czy mowę kogoś, kto zamierza zakończyć aktywność na scenie publicznej. Od razu wyjaśnijmy, wbrew zapowiedziom Pieskowa nie zawierało ono żadnych „sensacyjnych” stwierdzeń. Rosyjska prasa te zapowiedzi sekretarza prasowego Putina określiła mianem rutynowego działania piarowego. Jednak warto zwrócić uwagę na trzy sprawy. Obok tradycyjnej już retoryki i zarzucania Stanom Zjednoczonym stosowania w polityce podwójnych standardów, Putin wiele uwagi poświęcił kwestiom kontroli zbrojeń, szczególnie atomowych, podkreślając jak to Rosja, historycznie rzecz biorąc, szczerze, a nawet ze szkodą dla swych interesów uczestniczyła w procesie rozbrojenia. Trudno, zwłaszcza w sytuacji sporu wobec kształtu polityki, której celem miałoby być zarzucenie przez Koreę Pn. programu nuklearnego, nie odebrać tej części wystąpienia, jako oferty, kierowanej pod adresem Waszyngtonu. Oferty współpracy ze strony Moskwy. Zwłaszcza, że podobne emocje wzbudza umowa z Iranem. W obydwu przypadkach Moskwa opowiada się za rozmowami i w obydwu przypadkach, ze względu na bliskość relacji może pełnić misję dobrych usług. Oczywiście nie za darmo – ceną ma być, i o tym też Putin powiedział w Soczi, niedopuszczenie do, jak się wyraził „czystek” w Donbasie. A taki scenariusz byłby, jego zdaniem realny, jeśliby Kijów objął polityczną i wojskową kontrolę nad „republikami ludowymi”.

óki, co oferta Putina pozostaje bez odpowiedzi, ale najbliższy czas pokaże jak rozwiną się wydarzenia. Wczoraj z niezapowiedzianą wizytą w Afganistanie przebywał Rex Tillerson. Dziś w Moskwie z ministrem Ławrowem rozmawia premier Iraku. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że w trakcie konferencji wałdajskiej obok Putina siedział były prezydent Afganistanu Karzaj, to gołym okiem widać, że jakaś gra o podział wpływów na Bliskim i Środkowym Wschodzie właśnie się toczy. Wracając jeszcze do ocen wystąpienia Putina na konferencji wałdajskiej, to warto przytoczyć, za rosyjską prasą, iż skład panelistów sesji plenarnej wywołał pewne rozczarowanie. Obok Putina, zdaniem dziennikarzy na Sali znalazły się, figury z drugiego politycznego, a nawet trzeciego, rzędu, takie jak właśnie były prezydent Afganistanu, czy twórca i właściciel chińskiego internetowego giganta Ali Baby. To miałoby świadczyć, zdaniem rosyjskich obserwatorów, że izolacja Moskwy nadal się utrzymuje. I wreszcie trzecia, może najbardziej ulotna, ale warta odnotowania obserwacja. Mowa ciała. Oglądając wystąpienie rosyjskiego prezydenta nie miałem wrażenia, że wypowiada się lider mocarstwa rzucającego wyzwanie najpotężniejszym. I mimo to, że Putin wielokrotnie podkreślał, iż „Rosja jest przygotowana na każdy scenariusz”, to można było odnieść wrażenie, że wypowiada się polityk, który, na co dzień radzić musi sobie z wieloma, przygniatającymi go problemami, który skłonny jest raczej do tonu refleksyjno – perswazyjnego, nie zaś stanowczego i władczego.

Problemem są oczywiście pieniądze, których Rosja potrzebuje zarówno w domu, jak i po to, aby uprawiać ambitną politykę zagraniczną. Kilka przykładów z ostatnich dni. W ubiegłym tygodniu w Moskwie przebywała z wizytą chorwacka prezydent Grabar-Kitarović. W polskich mediach niewiele o tym pisano, a szkoda. Jednym z tematów rozmów była sytuacja największego chorwackiego konglomeratu spożywczego – Agrokor. Ten holding, kontrolujący dziś większość liczących się na Bałkanach sieci handlowych w ostatnich latach zadłużając się (4,5 mld dolarów) wykupił w swej branży lokalną konkurencję. Ale przy okazji znalazł się na skraju bankructwa. Okazuje się, że miliard dolarów z tej kwoty pożyczył mu rosyjski gigant Sbierbank. I teraz chodzi o to, aby Rosjanie nie chcieli przejąć kontroli nad największą chorwacką firmą. A czego mogą domagać się w zamian? – Choćby zgody na tzw. drugą nitkę Tureckiego Potoku. Gazprom, jak poinformował wczoraj minister Nowak, ma już podpisane memoranda inwestycyjne z rządami Bułgarii, Serbii i Węgier. Teraz być może rozmowy toczą się z Chorwacją.

Inny przykład. Dziś w Moskwie składa wizytę premier Cypru. W swoim czasie, kiedy kraj ten znajdował się w trudnej sytuacji Moskwa udzieliła mu gigantycznej pożyczki – 2,5 mld euro, co wówczas stanowiło więcej niż 10 % PKB tego kraju. Dziś na Cypr wróciła koniunktura. Kraj się rozwija, budżet ma nadwyżki, redukuje długi wobec MFW. Ale jeśli chodzi o moskiewskie pieniądze, to już nie mówi się o ich zwrocie, mimo, iż to dziś Rosja znajduje się w dużo gorszej sytuacji. W ubiegłym roku rząd rosyjski zmniejszył oprocentowanie cypryjskiego kredytu – z 4,5 do 2,5 %, w wyniku, czego pożycza na międzynarodowym rynku płacąc za kredyty drożej niźli otrzymuje za swoje pieniądze od Nikozji. Dziś rozmowy mają dotyczyć prolongaty spłat kapitału przez Cypr. Z biznesowego punktu widzenia interes to to nie jest, ale w cypryjskim szelfie znajdują się ogromne pokłady ropy naftowej i może chodzi o to, aby ją wydobywał Rosnieft (np. z włoskim ENI jak to jest w przypadku złóż egipskich), albo aby tej ropy nikt nie wydobywał.

Dziś w Rosji toczy się wśród ekonomistów zażarta dyskusja na temat perspektyw wzrostu gospodarczego. Niemała ich część uważa, przytaczając na poparcie swej tezy mrowie dowodów, że rząd ogranicza wydatki zmniejszając w ten sposób popyt wewnętrzny. Dzięki takiej polityce wydatki konsumpcyjne Rosjan maleją, a perspektywy wzrostu gospodarczego są wątłe. Rosję ich zdaniem czeka, co najwyżej stagnacyjny scenariusz wzrostu gospodarczego. I taka polityka jest tym dziwniejsza, że dochody ze sprzedaży węglowodorów są większe niźli pierwotnie przyjmowano i kasach państwowych musi pojawić się nadwyżka. Gdzie ona trafi? Cypr, Chorwacja, Syria, Irak, Kirgizja, Białoruś, Tadżykistan, Wenezuela. Lista potencjalnych beneficjentów jest długa i wydaje się nie mieć końca. Uprawianie polityki odbudowy imperium musi kosztować. Tylko na jak długo Rosji wystarczy pieniędzy?

Marek Budzisz

salon24.pl