W przemówieniu w Tampa Romney w ogóle już nie polemizował ze swoimi republikańskimi konkurentami, a odniósł się wyłącznie do prezydenta Obamy. - Jestem gotowy przewodzić tej partii i temu narodowi – zapewniał Romney. - Moje przywództwo zakończy erę Obamy i rozpocznie nową erę amerykańskiego dobrobytu – uzupełniał Romney.



Gingrich jednak nie zamierza się poddawać i zapowiada ostrą walkę w Nevadzie i stanach zachodnich. - Będziemy walczyli w każdym miejscu i zwyciężymy, i w sierpniu w Tampie dostanę nominację – mówił Gingrich na tle plakatów przypominających, że do zakończenia prawyborów „zostało jeszcze 46 stanów”. Świeżo nawrócony na katolicyzm polityk, którego niszczą skandale obyczajowe podkreślał, że walka między nim a Romneyem jest sporem między partyjnym establishmentem i pieniędzmi z Wall Street  a „prawdziwym konserwatystą” z poparciem partyjnych dołów.



Rick Santorum skupił się zaś na krytyce obecnej kampanii republikanów, która jego zdaniem nie jest skupiona na największym problemie, jaki jest Obama. Zamiast tego republikańscy kandydaci obrzucają się wzajemnie błotem. - To nie pomoże Partii Republikańskiej w listopadzie – mówił Santorum.



Na razie w prawyborach prowadzi zdecydowanie Romney. Ma on już głosy 87 delegatów. Gingrich ma ich 26, Santorum 14, a Paul czterech. Nie oznacza to jednak końca walki, bowiem do zdobycia pozostały jeszcze głosy 1144 delegatów. A Gingrich powoli zaczyna zdobywać serca ewangelikalnych chrześcijan. 40 procent z nich chciałoby głosować na niego, a 36 procent na Romneya. Odwrotnie jest wśród latynosów, z których 56 procent chce głosować na Romneya, a tylko 29 na Gingricha.



TPT/FoxNews/wPolityce.pl