- Walczymy o nasze długofalowe interesy, więc nie możemy pozwolić sobie na cofnięcie choćby o krok – mówi Arkadiusz Mularczyk, poseł Solidarnej Polski,

 

Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy nie zajmie się sytuacją w Polsce. Powinniśmy się martwić, że polska demokracja została bez opieki?

(śmiech) Sądzę, że nikt, kto trzeźwo ocenia to, co się dzieje na scenie międzynarodowej nie ma wątpliwości, że nie chodzi o stan demokracji, tylko o interesy pewnych środowisk politycznych i gospodarczych. Te interesy są w Polsce zagrożone i to jest powodem presji, którą starają się te środowiska na Polskę wywierać, poprzez inicjowanie różnego rodzaju procedur czy to w Parlamencie Europejskim czy w Radzie Europy. Jeśli chodzi o Radę Europy, to tutaj, jak sądzę, wyciągnięto wnioski z tego, co się wydarzyło w PE. Myślę, że Platforma, która jest członkiem największej grupy na scenie europejskiej, czyli Europejskiej Partii Ludowej uświadomiła sobie, że taka debata czy to w Parlamencie Europejskim, czy w Radzie Europy nie będzie służyła, ani Platformie, ani Europejskiej Partii Ludowej, ani Polsce. I sądzę, że dzisiejsze głosowanie w RE spowodowane jest fiaskiem wcześniejszej próby wywarcia presji. W Parlamencie Europejskim, jak pamiętamy, miało miejsce świetne wystąpienie premier Beaty Szydło, ale później usłyszeliśmy też wiele krytycznych głosów europosłów na temat stanu demokracji w innych krajach UE. Mówiono, że parlament czy Komisja Europejska w sposób instrumentalny traktują pewne procedury i stosują różne kryteria wobec różnych krajów i różnych partii w Europie. Dziś w Radzie Europejskiej chadeccy parlamentarzyści byli przeciwko wprowadzeniu debaty o Polsce do porządku obrad. Socjalistom, liberałom czy komunistom zabrakło głosów.

 

Mówi pan o środowiskach, których interesy naruszono. Co to za środowiska? Innymi słowy, czy spór, który oglądamy to konflikt między Polską a Niemcami, czy Polską a urzędami europejskimi?

Tu się nakłada kilka różnych zależności, nie ma jednego klucza. Środowiska, które straciły władzę w Polsce w ciągu 8 lat wyekspediowały armię urzędników do różnych instytucji międzynarodowych. Urzędnicy, którzy albo popierali Platformę, albo trafili na swoje stanowiska z rekomendacji PO czy PSL, teraz starają się odwdzięczyć, albo reprezentują określone wartości, które pozostają w kontrze do tych, którymi się kieruje obecny rząd. Po drugie, w Europie wpływy mają raczej środowiska lewicowo-liberalne. Starają się one atakować rząd konserwatywny czy prawicowy, jaki jest w Polsce. I trzecia, najpoważniejsza grupa interesów, to są po prostu przedstawiciele korporacji niemieckich, francuskich, holenderskich, które w Polsce przez lata świetnie funkcjonowały, nie płaciły podatków, a obecnie są zmuszone do tego, żeby dzielić się zyskami. Myślę, że na polityków w tamtych krajach wywierana jest presja, a oni sami - w dużej mierze politycy lewicowo-liberalni - starają się taką presję psychologiczną wywrzeć na polskie państwo czy polski rząd. Kluczowe jest to, żeby polskie społeczeństwo nie ugięło się czy nie wycofało. W tej chwili walczymy o nasze długofalowe interesy, więc nie możemy pozwolić sobie na cofnięcie choćby o krok. Oczywiście trzeba społeczeństwu przekazywać informację, żeby miało ono świadomość, o jakie interesy tu chodzi i czemu po dwóch miesiącach rządów Prawa i Sprawiedliwości dochodzi do tak daleko idących ataków w Europie.

 

<<< JAK WSPÓŁCZEŚNIE POŚCIĆ. DOWIEDZ SIĘ!!! >>>

Not. Jakub Jałowiczor