Terroryści nie są jedynymi, którzy ponoszą winę za zamordowanie Naftalego, Ejala i Gilada. Cały naród stał w żałobie nad otwartymi grobami Gilada, Ejala i Naftalego, zjednoczony w żalu, bolejący i oszołomiony młodzieńczym blaskiem i niewinnością, kochającą nadzieją rodziców roztrzaskanymi w jednej chwili przez bestialskich morderców, którzy wykorzystali zaufanie niewinnych chłopców. Pamięć o tych trzech pozostanie wśród nas i wydarzenia tych ostatnich tygodni będą towarzyszyć naszemu narodowi w Izraelu i w diasporze przez długi, długi czas.

Oskarżające palce skierowane są na Hamas i wierzę, że rząd izraelski ma dowód na udział tego ruchu, albo jego członków, w tej nikczemnej zbrodni. Tyle tylko, że ja nie oskarżam wyłącznie Hamasu, tak samo, jak nie oskarżył bym jadowitej żmii o ukąszenie dziecka, którego ojciec przyniósł do domu tę żmiję. Żmija nie jest winna, bo w jej naturze leży kąszenie. Ojciec jest winny i każdy to rozumie.

W przypadku chłopców winien jest każdy, kto przyniósł do domu żmiję i pozwolił jej na swobodę poruszania się bez przeszkód.

Problem rozpoczął się w latach 80 ubiegłego wieku, gdy Koordynator Działań na Terytoriach postanowił zachęcić i finansować „Almadżama Alislami” – Centrum Islamskie – mimo ostrzeżeń, które otrzymał z Gazy, że to nie była agencja opieki społecznej, ale wyjątkowo brutalny sektor Bractwa Muzułmańskiego. Pod koniec 1987 roku, gdy wybuchła pierwsza intifada, hamasowscy założyciele „Almadżama” zachęcali do przemocy.

Wina bierze się także z 1993 r., gdy prezydent Bill Clinton naciskał na Izrael, żeby pozwolił na powrót 415 przywódcom Hamasu i Islamskiego Dżihadu -  wszyscy byli wygnani do Libanu po porwaniu i zamordowaniu żołnierza policji granicznej, Nisima Toledano.

Tak samo winni są członkowie mediów izraelskich i światowych, którzy przedstawili tych terrorystycznych przywódców jako nieszczęśników cierpiących od surowej pogody w Mardż-a-Zohor, którzy żyli wciąż w namiotach, żeby odwołać się do miłosierdzia świata.

Jednak największa wina leży na barkach tych z nas, którzy myśleli w 1993 r., że jeśli pozwolą na powrót do Izraela OWP z arcy-terrorystą Jasirem Arafatem na jej czele, on „zajmie się Hamasem bez sądów i bez Becelem” [odniesienie do uwagi Icchaka Rabina, że Arafat zniszczy Hamas bez lewicowej organizacji pozarządowej zwracającej się do Sądu Najwyższego, żeby ograniczyć jego działania, jak to robią w stosunku do Cahalu -przyp.red. Aruc Szewa].

Tak sprzedali nam porozumienia z Oslo. Wiedzieli doskonale, że Arafat bezczelnie kłamał, ale ignorowali ostrzeżenia, pomagając mu stworzyć sieć terrorystyczną w sercu Ziemi Izraela. W całej historii nie było nigdy tak niebezpiecznego i tak silnego konia trojańskiego jak ten. Pozwolili mu przyprowadzić armię terrorystów w oczekiwaniu, że on – nasz największy wróg – zapewni nasze bezpieczeństwo. Ukryli nagranie przemówienia Arafata w Johannesburgu z 1994 r., w którym publicznie przyznał, że porozumienia z Oslo nie są niczym więcej, niż tymczasowym pokojem – „pokój Hudajbija” z heretykami, na który Muzułmanie mogą się zgodzić do tego czasu, gdy przyjdzie okazja na zniszczenie heretyków.

Jesteśmy winni budowy systemu współpracy bezpieczeństwa z władzą terrorystyczną, która używała go jako okazji do poznania naszych możliwości wywiadowczych. Daliśmy im informacje o terrorystach a oni stworzyli wtedy drzwi obrotowe dla siebie: graj w tryktraka  w ciągu dnia na komisariacie policji, a w nocy planuj i wykonuj operacje terrorystyczne.

Pozwoliliśmy władzy terrorystycznej stworzyć system szkolny, którego podręczniki pokazują „Falestin” bez Państwa Izrael i nic z tym nie zrobiliśmy.

Pozwoliliśmy Arafatowi zbudować system komunikacji – TV i radio – którego używał do podżegania przeciwko nam, otwarcie mówiąc o „zwycięstwie”.  Rozpalał swoich słuchaczy sloganem „milion szahidów będzie maszerować na Jerozolimę” i nie reagowaliśmy.

„Powstrzymanie się od reakcji jest znakiem siły” mówili nam, nie zdając sobie sprawy, że na Bliskim Wschodzie brak reakcji interpretowany jest jako słabość, a cisza - jako strach. Nasza strona nie chciała widzieć, co się naprawdę dzieje i nie kazała płacić Arafatowi za dwulicowe zachowanie. „On tylko mówi to na użytek wewnętrzny” powiedzieli nam rycerze Oslo, których oczy skierowane były na nagrodę Nobla, którą podzielą się z terrorystami.

Niektórzy z nas wzbogacili się na gospodarczej współpracy z Autonomią Palestyńską, zbudowali kasyna z nimi, sprzedawali im ropę i stworzyli „organizacje pokojowe” z nimi – ostatnie bez żadnego zastosowania, oprócz rurociągu dla finansowania i naoliwiania maszyny terroru skierowanej w nas.

I wtedy pojawił się na scenie „zbawiciel", Mahmud Abbas, zastępca i uczeń Arafata, a oni nazwali go „człowiekiem pokoju”. Ignorowali jego negowanie Holokaustu, jego książki ociekające jadem przeciwko Izraelowi i syjonizmowi, nie rozumiejąc, że jego jedynym życzeniem było uśpić Izrael w słodkiej iluzji, że on chce stworzyć państwo, które uzna Izrael jako dom narodu żydowskiego, że osiągnie kompromis w sprawie Jerozolimy, że zrezygnuje z żądania określanego jako „prawo powrotu”.

Oni praktycznie zrobili mantrę z twierdzenia, że Abbas „zrezygnował ze swojego domu w Cfacie”, żeby stworzyć fałszywą iluzję wśród swoich słuchaczy, że miliony Arabów będą stać w kolejce za nim, by zrezygnować z domów, które jak twierdzą, były ich na Ziemi Izraela. 

Jest coraz gorzej. Nigdy nie groziliśmy Arafatowi albo Abbasowi demontażem Autonomii, jeśli ona nie zlikwiduje Hamasu i innych organizacji terrorystycznych oraz nie zakończy ich obecności w Autonomii Palestyńskiej. Przywódcy terrorystów nigdy nie czuli najmniejszego zagrożenia swojej pozycji czy statusu. Śmiali się z nas całą drogę do banku, w którym zapewniliśmy im wpłacanie pieniędzy podatkowych i celnych, które dla nich zbieraliśmy. Oni – skorumpowani przywódcy, którzy ukradli darowizny otrzymywane od świata – byli partnerami skorumpowanych figur między nami, które podpisały z nimi nic nie znaczące umowy.

Czy ktoś słyszał nas grożących Autonomii unieważnieniem, jeśli zwróci się do ONZ w celu uzyskania jednostronnego międzynarodowego uznania wbrew porozumieniom z Oslo?

W ciągu ostatnich kilku lat obserwowaliśmy, jak AP pozwoliła Hamasowi zakorzenić się i zwiększyć swoją obecność w Judei i Samarii - i nic nie zrobiliśmy. Widzieliśmy jak Hamas dostal 40% głosów od związku studentów uniwersytetu w Bir Zait i milczeliśmy. Słyszeliśmy Hasana Jusufa, przywódce Hamasu w Samarii, przemawiającego na uniwersytecie, podczas gdy nasi zwolennicy wolności akademickiej unikali odpowiedzi.  Widzieliśmy, jak Hamasowi udało się umieścić swoich reprezentantów we władzach miejskich w Judei i Samarii i zamknęliśmy na to oczy. Widzieliśmy ich „organizacje charytatywne” wyrastające jak grzyby po deszczu, pozwalając na  ich pojawienie się i wzmocnienie, mimo że dobrze wiedzieliśmy, że wszystko, co te organizacje robią, to zdobywanie serc swoich zwolenników dla planowanego przeciwko nam dżihadowi.

Pozwoliliśmy Autonomii na płacenie ogromnych pensji terrorystom z rękoma zbroczonymi krwią, odbywającym kary w więzieniach i nie zrobiliśmy nic, żeby położyć kres tym „pieniądzom zachęcającym do mordów”. Pozwoliliśmy telewizyjnym stacjom Hamasu nadawać w Judei i Samarii i rozpowszechniać wiadomość: „my jesteśmy tutaj szefem”. Poddaliśmy się amerykańskiej presji i pozwoliliśmy Hamasowi wziąć udział w wyborach do władz ustawodawczych w 2006 r. i obserwowaliśmy, jak zdobywa większość miejsc, zmieniając go w „demokratyczny” podmiot polityczny mimo jego morderczej ideologii.

Poszliśmy do łóżka z OWP i obudziliśmy się z leżącym obok nas Hamasem, nie robiąc nic, żeby rozwiązać Autonomię, której spadła maska polityczna odsłaniając terrorystyczną twarz.

Nasz system sądowy zmusił rząd to zlikwidowania blokad drogowych, które ograniczały możliwość terrorystów do swobodnego poruszania się po drogach i porywania młodych ludzi.

Pięknoduchowscy Izraelczycy i międzynarodowe organizacje wykastrowały możliwości Cahalu funkcjonowania jak powinien i przekształciły go w stracha na wróble, którego nikt się nie boi. Osiągnęliśmy punkt, w którym każdy żołnierz i oficer potrzebuje adwokata, zanim wyczyści nos, ponieważ może przeszkadzać nieszczęśliwemu Palestyńczykowi.

Są wśród nas tacy, którzy zgodzili się na amerykański pomysł uzbrojenia, finansowania i trenowania armii palestyńskiej oczekując, ze ta siła będzie nas chronić przed Hamasem i dżihadystami ze wschodu. „W epoce rakiet nie potrzebujemy Doliny Jordanu” powiedzieli nam, „Lepszy pokój niż terytorium” powiedzieli samozwańczy „eksperci”.

Są wśród nas tacy, którzy wierzą, że międzynarodowe gwarancje są warte więcej, niż łupina od ziemniaka i są gotowi narazić Izrael tylko po to, żeby paru Europejczyków – którzy stracili własne kraje dla emigrantów z całego świata – zechcą się łaskawie uśmiechnąć do nich.

Są tacy, którzy dla osobistych interesów biznesowych gotowi są zrezygnować z ziemi, którą międzynarodowa społeczność  przekazała nam w 1920 r. na konferencji w San Remo.

Są tacy, którzy sprzedali nam i światu halucynacyjny koncept „nowego Bliskiego Wschodu”, w którym wilk kładzie się z barankiem, sunnici z szyitami, Kurdowie z Arabami, Żydzi z muzułmanami i wszyscy siedzą dookoła ogniska śpiewając w idealnej harmonii „Kumabaya” – jeśli tylko damy Arabom palestyńskim państwo w centrum Izraela, państwo z ciągłością terytorialną z od peryferii Beer Szewy do przedmieść Afuli, państwo, które będzie nas chronić przez terrorem Hamasu, porywaniem młodych i salwami rakietowymi.

Ponad tysiąc Izraelczyków zamordowanych w autobusach, restauracjach, hotelach, na ulicach podczas tych lat Oslo –  mordowanych na zmianę przez OWP i Hamas – nie przekonało jeszcze izraelskich rządów od lewej do prawej strony mapy politycznej do zrobienia prostego, logicznego i koniecznego aktu zdeklarowania tych porozumień, jak również wszystkiego zbudowanego na nich, za nieważne. Byli tacy, którzy wymyślili to przerażające wyrażenie “ofiary pokoju”. Od kiedy pokój ma ofiary? Byłoby trafniej nazwać ich „ofiarami iluzji pokoju sprzedanych nam przez handlowców ‘nowego Bliskiego Wschodu’ " .

Nie mieliśmy nawet odwagi pozbyć się tej dżihadowskiej żmii medialnej, Al Dżaziry, protegowanej Hamasu. Od 1996 roku nie minął dzień bez podżegania przez tę stację przeciwko Izraelowi, Żydom i syjonizmowi, gdy reprezentanci Bractwa Muzułmańskiego, zrzeszającej organizacji Hamasu, pod egidą „wolności słowa” przekazywali kłamstwa i fałszerstwa nie mające żadnego związku z rzeczywistością.

Nasi demokratyczni rycerze w zbrojach są przepełnieni strachem i drżeniem przed bogatymi w petrodolare i złowrogimi emiratami Wahabi, które sieją śmierć i zniszczenie na całym Bliskim Wschodzie, jednocześnie wydając miliardy na próby wyrwania Żydom Jerozolimy.

I zastanawiam się: jak to możliwe, że ludzie, którzy wyglądają na odpowiedzialnych i poważnych, którzy brzmią tak mądrze i tak rozważnie, porzucili bezpieczeństwo Izraela dla naszych wrogów? Jak to jest możliwe, ze w odwiecznej stolicy żydowskiego narodu „organizacje bezpieczeństwa” wrogów Izraela mogą otwarcie działać dla jego zniszczenia?

 Było nie do zniesienia oglądać największego „architekta Oslo” [w odniesieniu do obecnego prezydenta Izraela Szymona Peresa - przyp. red. Aruc Szewa], stojącego na pogrzebie Naftalego, Gilada i Ejala, sławiącego ich, zamiast powiedzieć  proste i najbardziej konieczne ze wszystkich zdań: „my jesteśmy jednak winni [słowa braci Józefa z Biblii - przyp. red. Aruc Szewa]), my, którzy otworzyliśmy wrota naszego kraju terrorystom, pozwalając im zbudować byt oparty na nienawiści, podżeganiu i kłamstwach, śmierci i cierpieniach. My, którzy wpuściliśmy żmiję do naszego domu, złożyliśmy nasze bezpieczeństwo na jej ręce i pozwoliliśmy jej zabić trzech naszych niewinnych chłopców z zimna krwią”.

Nie ma wyższego poziomu szlachetności niż ten rodzin chłopców i tych obecnych na pogrzebie, którzy słyszeli tego „architekta” mówiącego i pozostali spokojni, mimo faktu, że ten mówca nie przyznał się do swojej porażki, nie przeprosił. Historia nie będzie dla niego tak łaskawa.

Nad otwartym grobem Naftalego, Gilada i Ejala wszystkie kontrowersje między architektami i oskarżycielami, między godnymi zaufania i oportunistami, między tymi odpowiedzialnym i ofiarami zblakły. Wszyscy Żydzi stoją przed wyzwaniami, które nie rozróżniają mieszkańców Tel Awiwu i Jerozolimy, sprawiedliwych i niegodziwych, opieszałych i intelektualistów, żołnierzy i cywilów. Zdając sobie sprawę z błędów przeszłości, musimy patrzeć przed siebie w zmieniająca się w naszym sąsiedztwie rzeczywistość i odpowiedzieć silnie i bez litości na każde zagrożenie, na to od wewnątrz i na to od zewnątrz. Na Bliskim Wschodzie pokój przychodzi tylko do tych, którzy są niepokonani.

Naród żydowski przezwyciężył problemy takie jak te, które mamy teraz. Posłaliśmy nasze kondolencje do drogich rodzin Szaar, Frankel i Jifrach wiedząc, że nasza droga jest słuszna i jak słusznie zasługują oni na nasz szacunek i podziw. Dostąpcie pocieszenia z niebios wśród żałobników Syjonu i Jerozolimy i nie zaznajcie więcej smutku. Amen.

"We, However, Are Guilty"
Aruc Szewa, 4 lipca 2014 r.

za:  wwww.izrael.org.il