Liderzy czterech frakcji Parlamentu Europejskiego: Manfred Weber (EPL), Gianni Pittella (S&D), Guy Verhofstadt (ALDE) i Philippe Lamberts (Zieloni) domagają się odwołania wiceszefa PE Ryszarda Czarneckiego w związku z wypowiedzią polityka o eurodeputowanej Platformy Obywatelskiej, Róży Thun.

"Pani von Thun und Hohenstein wystąpiła w roli donosicielki na własny kraj. (...) Podczas II wojny światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein i niestety wpisuje się ona w pewną tradycję. Miejmy nadzieję, że wyborcy to zapamiętają i przy okazji wyborów wystawią jej rachunek"- powiedział europoseł w wywiadzie dla portalu Niezależna.pl, który później zamieścił również na swoim blogu. 

Jak poinformowała PAP rzeczniczka PE, Marjory Van Den Broeke, szef Parlamentu Europejskiego, Antonio Tajani, w czwartek w Strasburgu będzie rozmawiał z liderami grup politycznych PE na temat ich listu ws. wypowiedzi wiceszefa PE Ryszarda Czarneckiego o posłance Róży Thun. Wypowiedź polityka PiS liderzy frakcji PE nazwali  „niedopuszczalną i poniżającą”, „przekraczającą granice dyskursu politycznego, na poziomie osobistym i instytucjonalnym”. Sygnatariusze listu domagają się od szefa PE zastosowania sankcji wobec europarlamentarzysty, takich jak np. odwołanie go z zajmowanego stanowiska. Podczas dzisiejszej konferencji prasowej o sprawę wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego był pytany premier Mateusz Morawiecki. 

"Co do wypowiedzi (Ryszarda Czarneckiego-przyp. red.), czasami padają słowa trochę ostrzejsze, czasami mniej. Ja uważam, że pan przewodniczący Czarnecki oczywiście nie powinien tracić swojego stanowiska. Natomiast oczywiście ja bym w takiej sytuacji wskazał na niektóre wypowiedzi naszych oponentów, które są nie tylko daleko ostrzejsze, ale też niekulturalne"-ocenił szef rządu. 

yenn/PAP, Fronda.pl