Rośnie liczba ofiar amerykańskiego ataku bombowego w Afganistanie. Gubernator tamtejszej prowincji Nangarhar, gdzie doszło do ataku, poinformował, że zginęło co najmniej 90 bojowników lokalnych frakcji tzw. Państwa Islamskiego. Wcześniej mówiono o 36 ofiarach.

W czwartek wieczorem amerykański samolot zrzucił na jedno z miejsc w dystrykcie Achin największą na świecie konwencjonalną bombę. Pocisk waży 10 ton i nazywany jest "Matką wszystkich bomb". Spadł w rejon, gdzie według amerykańskich i afgańskich władz wojskowych, mieli znajdować się bojownicy lokalnych grup tzw. Państwa Islamskiego. Gubernator prowincji Nangarhar poinformował, że ofiar jest co najmniej 90, a nie 36. Wcześniej podawano, że w nalocie nie ucierpieli cywile.

Mieszkańcy Afganistanu sceptycznie podchodzą do amerykańskiego bombardowania. "ISIS to wróg Afganistanu. Chciałbym, żeby to oni byli celem ataku, ale w tym rejonie są także cywile, w tym dzieci" - mówi mieszkaniec Kabulu Mohammed. "Gdyby chodziło o ISIS, byłby to dobry ruch. Ale ja w to nie wierzę" – dodaje.

W miejscu, gdzie zrzucono bombę, w górach przy granicy z Pakistanem znajdują się podziemne, liczące co najmniej 300 metrów długości tunele, wydrążone jeszcze przez mudżahedinów w latach 80. w czasie wojny z armią ZSRR, a później używane przez talibów i ISIS.

Poniżej widać moment zrzucenia bomby na pozycje ISIS:

dam/IAR,Fronda.pl