Z Tadeuszem Polkowskim „Tadkiem” – współzałożycielem i wieloletnim członkiem hip-hopowego zespołu Firma, autorem solowej płyty „Niewygodna prawda” rozmawia Michał Wnęk.

Martwisz się czymś?

– To zależy, co masz na myśli, martwię się wieloma rzeczami. Teraz moja żona jest w ciąży, więc najważniejsze jest jej samopoczucie i zdrowie dziecka.

A patrząc trochę szerzej?

– Interesuje mnie to, co dzieje się w naszym kraju. Mimo że od siedmiu lat mamy podobno rządy partii liberalnej na płaszczyźnie gospodarczej, trudno zauważyć, aby przełożyło się to na ograniczenie ingerencji państwa w życie obywateli, lub zmniejszenie biurokracji. Wręcz przeciwnie. Miałem zresztą małą scysję z przedstawicielem urzędu ds. kombatantów na spotkaniu opłatkowym w WiN-ie, kiedy na wszystkie zarzuty jedyną jego wymówką było to, że nie ma pieniędzy. Mówię do niego: przepraszam bardzo, ale dla 100 tysięcy nowych urzędników te parę miliardów się znalazło. Za pierwszym razem udał, że nie słyszy, co mówię, za drugim razem stwierdził, że jest to jawna propaganda. Cała dyskusja dotyczyła sytuacji samych kombatantów. W Polsce jest niestety tak, że zbrodniarzy stalinowskich traktuje się luksusowo, a prawdziwi bohaterowie są niezauważani.

Skąd zainteresowanie tematyką historyczno-patriotyczną? Przez wiele lat nie słyszało się, aby ktokolwiek podejmował ten temat, szczególnie na scenie hip-hopu. Zresztą od pewnego czasu można zaobserwować pewnego rodzaju obudzenie ruchu narodowego.

– Rzeczywiście, obserwuje się pewne poruszenie. Wśród młodych to, co do tej pory było całkowicie nieznane, w tym momencie zyskuje popularność – przynajmniej w niewielkim stopniu. Istnieje również wymiar „prospołeczny i prorodzinny” wzrostu popularności naszej historii, dlatego że np. młodzi ludzie orientują się, że ich dziadek to bohater, gdzie jakiś czas temu był tylko zrzędliwym staruszkiem lub kimś, kto umarł. Dzisiaj okazuje się, że syn pyta ojca, kim był jego dziadek. To się rzadko wcześniej zdarzało. Nie wiem, na ile jest to zasługa nagranych przeze mnie kawałków, ale sądzę, że swoją cząstkę do tego dorzuciłem.

A dlaczego ty podjąłeś się opowiedzieć o historii Polski?

– U mnie to był całkowity przypadek. Byłem osobą, która w swoich starych tekstach także oceniała rzeczywistość. Znajdziemy w nich fragmenty o podróbie demokracji i sprawy, o które walczyli Polacy lub kawałek „Honor i Ojczyzna”, napisany przeze mnie prawie osiem lat temu. Z racji też tego, w jakim domu byłem wychowany i dorastałem, gdzie nie uczono mnie nienawiści do Polski. Pamiętam, jak pewnego dnia wpadł mi w ręce artykulik o tym, że prawie 54 proc. społeczeństwa w ogóle nie czyta książek i stwierdziłem, że tak naprawdę zaliczam się do nich. Zdarzało mi się, że jakąś rozgrzebałem do połowy, ale aby przeczytać coś do końca, to któryś rok z rzędu mi się nie udawało. Ponieważ zawsze byłem osobą raczej antysystemową i wolałem wszystko robić pod prąd i wbrew większości, to zacząłem czytać o najnowszej historii Polski, a to z biegiem czasu przełożyło się to na teksty.

Gdybym wszedł teraz do twojego pokoju, jakie tytuły bym znalazł?

– Jakąś małą stertę na pewno byś zobaczył. Trochę biografii Żołnierzy Wyklętych, „Tajną Wojnę”, leży też niedokończona biografia Anny Walentynowicz, czy „Długie ramię Moskwy” Cenckiewicza.

Wspomniałeś o swojej rodzinie. Czego nauczył cię ojciec – solidarnościowiec – o Polsce?

– On był przede wszystkim wydawcą bibuły. Wikipedia podaje również, że był dziennikarzem, co jest nieprawdą, nigdy nim nie był. Przede wszystkim zajmował się poezją – pamiętam jak w książce do polskiego w klasie maturalnej miałem jego wiersz. „Wyborcza” wtedy zaatakowała tytułami w stylu: Polkowski zamiast Kochanowskiego. Takie czasy. Osobiście miałem trudne relacje z ojcem; jako zbuntowany smarkacz miałem z nim kontakt mocno ograniczony, ale wspominam, że na imieniny dostawałem od niego książki, m.in. o Dywizjonie 303 czy Kuklińskim.

Jak twój ojciec podszedł do tego, że zacząłeś rapować? Co sądził o Twojej działalności w Firmie?

– Stosunek ojca do hip-hopu był raczej negatywny. Można powiedzieć, że dopiero teraz nastąpił przełom w związku z tą tematyką. Kiedyś ktoś powiedział, że brak akceptacji dla muzyki słuchanej przez młodych jest pierwszą oznaką konfliktu pokoleń. Nietrudno jest gdzieś przystawić ucho i usłyszeć, jak ludzie w okolicach sześćdziesiątki, czy teraz, czy kilka lat temu, mocno hip-hopu nie trawili. Ale patrząc na lata wcześniejsze, rock przechodził taką samą drogę, kiedy wszyscy chcieli wyglądać jak Beatlesi, starsze osoby były równie mocno negatywnie do tego nastawione.

Przejdźmy do twojej najnowszej płyty „Niewygodna prawda”. Śpiewasz na niej o trzech osobach. Różnią się one od siebie diametralnie, jednak coś je łączy.

– „Inka” – Danuta Siedzikówna, rotmistrz Witold Pilecki i generał Fieldorf Nil. Trójka polskich bohaterów, zamordowana przez komunistów po zakończeniu wojny.

Dlaczego właśnie oni?

– Na kartach historii naszego kraju wiele jest postaci godnych upamiętnienia. Ja wybrałem te, które moim zdaniem nie są powszechnie bardzo znane. „Inka” to dziewczyna o niezłomnej postawie. Ona nie była dowódcą oddziałów bojowych, nie odznaczono jej Virtuti Militari. Była sanitariuszką, a jak zeznawali świadkowie, opatrywała nie tylko partyzantów, ale również wrogów. Możesz sobie to wyobrazić: dziewczyna naraża własne życie, aby pomóc komuś, kto przed chwilą celował do jej współtowarzyszy z pistoletu?

W takim razie wytłumacz mi, komu przeszkadzał jej pomnik, odsłonięty w ubiegłym roku w Parku Jordana w Krakowie?

– Niektórzy mówią, że to jest niemożliwe, aby ktoś celowo zniszczył ten pomnik, że to musiała być jakaś pomyłka. Moim zdaniem mogła to zrobić osoba chora na komunizm. Sprawcy mogli się wnerwić, gdy zobaczyli mój komentarz zamieszczony na YT, że nie mam zamiaru im dziękować, ale to przez ich działalność Inka znalazła się na głównych stronach portali internetowych, a promocja jej osoby była dużo większa, niż samo postawienie tego pomnika.

Kolejną osobą, o której śpiewasz, jest Witold Pilecki. Postać niezwykle heroiczna. Ochotnik do Auschwitz.

– Warto podkreślić, że rotmistrz Pilecki po wojnie nie angażował się w walkę zbrojną. Po drugie był człowiekiem, który ruch oporu w Auschwitz budował ponad wszelkimi podziałami – politycznymi, narodowymi, etnicznymi. Trzecią rzeczą jest coś, na co zwrócił uwagę autor książki o nim. Marco Patricelli, zapytany na jednym ze spotkań czy był jakiś moment przełomu w jego myśleniu o Pileckim w trakcie badania materiałów źródłowych, odpowiedział, że był to człowiek, który nigdy nie dał żadnego świadectwa nienawiści, że raport z Auschwitz to nie było wyliczenie od pauzy niemieckich zbrodni, podsumowane stwierdzeniem, że trzeba ich zmieść z powierzchni ziemi. Zastanawiał się natomiast, jak to jest możliwe, że w rozwijającym się na wszelkich płaszczyznach świecie dzieje się coś takiego. Przechodząc do generała Nila, to znowu całkiem inna postać, on nie angażował się w żadną walkę i konspirację po wojnie; z kolei jeżeli chodzi o zasługi bojowe, to jest to człowiek o najbogatszym dorobku. Częściowo też z racji wieku. Bodźcem do napisania kawałka o Nilu było też to, że urodził się i mieszkał właśnie w Krakowie, muzeum AK jest jego imienia. Generał był bohaterem trzech wojen, a po zakończeniu II wojny światowej konsekwentnie odmawiał udziału w konspiracji. Mimo to i tak został zamordowany przez komunistów.

Dlaczego więc nie powstał żaden film o Pileckim? W ostatnim czasie zrealizowano  „Pokłosie”, „W ciemności”…

– Ja słyszałem o inicjatywie przeniesionej do Stanów, która jednak upadła gdy okazało się, że nie ma on semickich korzeni. W tym momencie książka w Stanach o Pileckim jest dedykowana do kanonu lektur. Nasuwa się pytanie, dlaczego u nas promuje się Harrego Pottera, co dla mnie jest jakimś kuriozum, a nikt nie pomyśli o bardziej ambitnych pozycjach, poszerzających wiedzę młodzieży. Czy szkoła ma być hodowlą głupków?

„Jestem młodym Polakiem, który wierzy w wartości, nie pluje na Kościół, choć za często w nim nie gości”. Nie uważasz, że tymi słowami możesz zniechęcić słuchaczy do Kościoła?

– Być może zostało to powiedziane trochę w niefortunny sposób, ale należy zwrócić uwagę, do kogo kierowane są te słowa. Robiąc te kawałki myślałem o swoich słuchaczach – i to tego hip-hopu można powiedzieć niegrzecznego, w którym są narkotyki, impreza, alkohol. W tym zdaniu, że za często w nim nie goszczę, nie miałem na myśli tego, że w ogóle nie chodzę do kościoła, bo jestem tam raz w tygodniu, przeważnie na Mszy św. dla dzieci, ze swoim synkiem. Chciałem raczej wyrazić swój sprzeciw wobec takiego durnego oczerniania Kościoła i zarzucania mu wszystkiego, co złe. Jeżeli chodzi o odpychanie ludzi od Kościoła, to szczerze powiedziawszy bardzo się o to nie martwię, biorąc pod uwagę moje środowisko i odbiorców. Takim zdaniem na pewno nikogo nie zniechęcę, natomiast może ktoś ugryzie się w język, zanim zacznie powtarzać brednie wypowiedziane pod adresem Kościoła przez chama z gumowym przyrodzeniem w ręce. Podam ci taki przykład. Kiedyś przechodziłem koło kościoła oo. Kapucynów – a jest to miejsce naładowane historią Polski po brzegi – stoi przed nim krzyż na mogile konfederatów barskich. Ten krzyż się zawalił, drewno spróchniało więc trzeba było postawić nowy. Mój sąsiad zebrał pieniądze, odrestaurował go, zawieszono nowe tabliczki. Więc widząc, że się męczą z jego ustawieniem, zacząłem pomagać, a że w tym dniu mróz był okropny, do tego śnieżyca, to po czterdziestu minutach przytrzymywania go w pionie już prawie palców nie czułem. Gdy „plac budowy” mijały grupki młodzieży, słychać było drwiny i pogardę. To było naprawdę przykre. Ciekawe, co by powiedzieli, gdyby ktoś rozbił nagrobek ich dziadka. I ja właśnie swoją muzykę kieruję przede wszystkim do takich osób, żeby zaczęły myśleć samodzielnie.

Odbiegnijmy od tematu twojej płyty. Powiedz, jak oceniasz polską policję? Jaki masz do niej stosunek?

– Nie prowadzę żadnych statystyk, więc ciężko mi się wypowiedzieć na ten temat.

Interesowałaby mnie bardziej twoja osobista opinia.

– Odbieram ją bardzo różnie. Jestem materiałem chłonnym, jeżeli chodzi o negatywny przekaz o policji. Jak w każdym zawodzie są osoby, które pracują z misją, aby pomagać innym. Mój stosunek do policji – nie tylko w Polsce – jest taki, że taka służba musi istnieć. Przeinaczanie moich słów lub wyciąganie wniosków, że jestem anarchistą i każda służba powinna być zlikwidowana, a na ulicach powinno panować prawo dżungli jest dalekie od prawdy.

Czyli nie jesteś anarchistą?

– Może cię zaskoczę, ale nie (śmiech). Natomiast dla mnie jako małolata piszącego agresywne wobec policji teksty i wyznacznikiem stosunku do nich było ich postępowanie. Oczywiście teraz widzę, że można zrobić dużo złej roboty tylko i wyłącznie kogoś atakując. Z drugiej jednak strony, moglibyśmy siedzieć przy tym stole od teraz do jutra rana i mógłbym opowiadać o przestępczej, mafijnej działalności policji, która jest przechowalnią byłych esbeków, o policji, w której mordercy z Wujka robili karierę do szlifów generalskich – mówiłbym całą noc, nie powtarzając ani jednego przykładu.

Sam jednak w jednym z kawałków śpiewasz: „pozdrowienia do więzienia ja wysyłam po raz enty”. Czy Twoim zdaniem nie gryzie się to z tymi tekstami, które prezentujesz na solowej płycie? Czy można powiedzieć, że Tadek się zmienił?

– Być może w pewnym stopniu to się gryzie, ale trzeba pamiętać, że człowiek, pozostając tą samą osobą, też dojrzewa. Trudno wymagać, aby pozostawać wiernym swoim ideałom i podstawowym wartościom, być takim samym człowiekiem w wieku lat szesnastu i sześćdziesięciu. To by świadczyło o jakimś zacofaniu. Mam znajomych, którzy zostali oskarżeni o napaść na piętnastu policjantów, będąc przykutymi do kaloryfera. To jest dopiero absurd. Ja mając rodzinę, synka, do niektórych rzeczy podchodzę inaczej niż wtedy, kiedy zaczynałem swoją przygodę z rapem. Poza tym, ten cytat jest wyciągnięty z kontekstu. Wcześniejsze słowa wyraźnie kierują te pozdrowienia do osób pomówionych i skazanych mimo braku winy.

Część mediów przypięła Ci łatkę prawicowca i PiS-owca.

– Nigdy nie brałem udziału w żadnym koncercie o podłożu politycznym, mimo że miałem takie oferty z różnych partii. Dlatego też, na marszu 1 marca w Krakowie jedynymi transparentami były podobizny polskich bohaterów.

Jesteś współorganizatorem projektu „Drużyna mistrzów”, w którym występuje m.in. Artur Szpilka czy Dawid Kostecki.

– Ale jest również Marcin Gortat, Zosia Klepacka, Damian Janikowski i wielu innych. Żeby się nie okazało, że są w nim tylko osoby z kryminalną przeszłością (śmiech). Głównym motorem napędowym tej inicjatywy jest mój kolega Roman. Ja jestem jedynie małą częścią składową, jak wielu innych wykonawców czy sportowców. Głównym założeniem jest wyciągnięcie młodzieży z domu, sprzed telewizora i komputera – i zarażenie ich sportem. Dużo lepsze jest to, że ktoś pokaże swoje umiejętności na macie w sali gimnastycznej, z jasnymi regułami, niż na ulicy.

Dzięki za rozmowę!

Wywiad ukazał się na stronie Katolickiego Miesięcznika Studenckiego TRYBY

oprac. SM