Nowy minister zdrowia znalazł się w ogniu krytyki (bo przecież to skandal, że ktoś, kto ma strzec zdrowia i życia obywateli jest przeciwko zabijaniu pewnej części z nich) środowisk proaborcyjnych. A powodem jest wypowiedź z roku 2008 dla dziennika „The Guardian”, w której konserwatywny polityk, z wyznania katolik, jasno podkreślił, że jest przeciwnikiem aborcji.

- jestem osobiście i pryncypialnie przeciwny aborcji – podkreślił. – Sądzę, że w Wielkiej Brytanii jest zbyt wysoki limit wieku do aborcji. Będę głosował za jego obniżeniem (chodzi o obniżenie wieku dzieci, jakie można zabijać z 24 tygodnia) – mówił. Ale jednocześnie zaznaczał, że nie widzi możliwość politycznych wprowadzenia zakazu zabijania nienarodzonych.

I właśnie ta wypowiedź jest obecnie mocno krytykowana. – To niepokojące, że minister, którego zadaniem jest ochrona zdrowia kobiet i równości ich praw sprzeciwia się aborcji – mówiła Clare Murphy z British Pregnancy Advisory Service (Bpas) w rozmowie z „The Independent”. W odpowiedzi Gummer przypomniał, że to nie minister zdrowia zajmuje się zmienianiem prawa, ale parlament. – Jest przyjętą praktyką parlamentarną, że propozycje zmiany prawa dotyczącego aborcji wychodzą od szeregowych parlamentarzystów, a nie od ministrów, a decyzje są podejmowane w pełni wolnym głosowaniu, tak jak we wszystkich sprawach sumienia – mówił nowy minister zdrowia.

Jednak już samo to, że minister zdrowia musi się tłumaczyć z tego, że nie chce zabijać części obywateli pokazuje, w jakim świecie żyjemy. Sprzeciw wobec aborcji ma wyłączać z części praw obywatelskich. I niestety wiele wskazuje na to, że będzie tylko gorzej.

TPT/Catholicherald.co.uk/