- Ze 160 tys. migrantów i uchodźców w Unii Europejskiej dokonano relokacji zaledwie nieco ponad 150 osób. To nawet nie ułamek procenta - mówi Konrad Szymański w rozmowie z „Gościem Niedzielnym”.

Jak twierdzi sekretarz stanu w MSZ ds. polityki europejskiej, wśród obywateli UE pojawia się naturalny niepokój związany ze skalą migracji i tym, jak radzą z nią sobie państwa europejskie.

- Kiedy obywatele Unii Europejskiej słyszą, że zaledwie 20 proc. spośród migrujących w stronę Europy jest zarejestrowanych, to powstają niepokoje i lęki, związane z tym, kto właściwie do nas przychodzi - mówi.

Minister Szymański podkreśla, że nie możemy do końca oszacować skali problemu.

- Same szacunki dotyczące tego, ile osób migruje, są bardzo rozbieżne - od 700 tys. do 1 mln 200 tys. (…) W Turcji jest ponad 2 mln uchodźców, wiemy, że są setki tysięcy w obozach w Jordanii i Libanie. Ale tak naprawdę w całej Afryce są dziesiątki milionów osób przesiedlonych i to jest także potencjalny rezerwuar migracji do Europy. Oczywiście nie wszyscy do nas przyjdą, ale skala jest właśnie taka - zauważa.

- Z drugiej strony mamy słuszne poczucie, że część z tych osób jest naprawdę w dramatycznym położeniu i powinniśmy im pomagać. (…) Ciąży na nas humanitarny obowiązek przyjmowania uchodźców i ludzi, którzy są naprawdę w potrzebie. Problem w tym, że uchodźcy są zaledwie częścią problemu, którym są wielkie ruchy migracyjne — dodaje.

Minister odniósł się także do decyzji rządu Ewy Kopacz o przyjęciu przez Polskę 7 tys. uchodźców.

- Muszą znaleźć się tacy, którzy będą chcieli w Polsce zamieszkać i będą spełniali kryteria polskiej polityki uchodźczej. (…) Mamy bardzo wyraźne sygnały, że uchodźcy nie chcą mieszkać w żadnym innym kraju Unii Europejskiej poza Szwecją i Niemcami. Decyzja relokacyjna, która zakładała, że w biurokratyczny sposób możemy przemieścić 160 tys. osób, w praktyce jest niewykonalna - wyjaśnia.

kz/Gość Niedzielny