Pisarz Zygmunt Miłoszewski jest znany z niechęci do partii rządzącej. Jako gość Campus Polska nie omieszkała skorzystać z kolejnej okazji, żeby zaatakować PiS a jednocześnie religię w szkołach.

Jakiś czas temu na antenie TVN stwierdził on, że gdyby jego żona lub córka „były w niechcianej ciąży, to następnego dnia będziemy w hotelu w Amsterdamie”.
– Jeszcze zrobimy sobie z tego fajną wycieczkę po Europie – powiedział wtedy.

Miłoszewski prowadził dzisiaj debatę pt. „O przeszłości dla przyszłości”, w trakcie której stwierdził, że rządy PiS-u są efektem tego, że w szkołach obecne są lekcje religii.

Polityka historyczna w szkołach, co w ogóle mnie przeraża, ta taka straszna, cyniczna wiadomość, że oni wiedzą, gdzie się toczy walka o przyszłość Polski, że w ogóle gdzieś ta manipulacja na poziomie szkół podstawowych, katolizowanie, znacjonalizowanie pamięci. Teraz oczywiście cały PiS w ogóle jest bezpośrednim efektem religii w szkołach – powiedział Miłoszewski.

Na tak postawioną tezę pisarza zwrócił uwagę jeden z uczestników.

Padła taka teza, jakoby rządy PiS-u były efektem religii w szkołach. Chciałem zauważyć, że religię w szkołach wprowadzono ok. 30 lat temu i najstarsi spośród tych, którzy tę religię mieli, mają obecnie po 40-50 lat, a jednak trzon elektoratu PiS-u to są osoby powyżej tego wieku. Zatem skąd się pojawia ta teza? Nie rozumiem tego – zapytał pisarza młody uczestnik kampusu.

W sumie to nie teza, ja to mogę zaraz wytłumaczyć – próbował tłumaczyć się pisarz.

Pewna tendencja do zaakceptowania bardzo ciasnej, nacjonalistycznej, homogenicznej etnicznie, histerycznie powiązanej z katolicyzmem wizji Polski jest możliwa moim zdaniem tylko dlatego, że od 30 lat w szkołach jako jedna z lekcji jest nauczana jedna z religii. Uważam, że bez tego podglebia nie byłaby możliwa – stwierdził Miłoszewski.


mp/facebook/campus polska/wpolityce.pl