Krzyż wiszący na ścianie w szkole, urzędzie czy szpitalnej sali to niby żadna nowość. Jego obecność w takich miejscach nikogo nie dziwi, choć wzrasta liczba osób, którym to przeszkadza. Od sztandarowej sprawy, kiedy od jednej z włoskich szkół matka zażądała zdjęcia krzyża, a potem poskarżyła się w Strasburgu, można by mnożyć podobne przypadki.  Przestrzeń publiczna zdaje się być coraz ciaśniejsza i brakuje w niej miejsca na krzyż, chociaż jednocześnie pełna jest frazesów o tolerancji dla osób o odmiennych poglądach.

 

Niestety, ta tolerancja działa tylko w jedną stronę. Trzeba tolerować tych, co „kochają inaczej”, trzeba tolerować to, że chcą nazywać się „małżeństwem” i adoptować dzieci. W innym razie zyska się miano homofoba, rasisty, ciemnogrodzianina, zaściankowca i Bóg jeden raczy wiedzieć, kogo jeszcze. Trzeba też, oczywiście w imię tolerancji i wolności, szanować tych, co chcą zdejmować krzyże ze ścian. Ale już ci, którzy woleliby, żeby krucyfiks został na swoim miejscu, prawa głosu nie mają. W imię czego? W imię tej wybiórczo pojmowanej tolerancji? Co to za tolerancja, która działa tylko w jedną stronę?

 

Trzeźwym okiem na sprawę krzyża patrzy zastępca dyrektora ds. medycznych, Andrzej Jacyna, który zapewnia, że w szpitalu nikt na siłę nie jest ewangelizowany, ale „zdjęcie krzyża też mogło urazić czyjeś uczucia religijne”. Nawet Marek Balicki, któremu raczej daleko do promowania katolickich zwyczajów stwierdza, że krzyż może wisieć w szpitalnej sali. I przypomina, że krzyże w szpitalach pojawiły się w latach 80. i nie wieszała ich dyrekcja, ale personel i pacjenci. Przepisy zaś nie wspominają ani o krzyżach, ani o innych symbolach religijnych, a jedynie o zatrudnianiu kapelana.

 

„Gazeta Wyborcza” w swoim tępieniu katolickości wzniosła się na wyżyny możliwości. Robienie newsa dnia z tego, że jakiemuś pacjentowi przeszkadzał krzyż, podczas gdy pozostali chorzy zagłosowali za jego pozostaniem, jest po prostu żenujące. „Gazeta” zawsze z ochotą wspierała wszelkie akcje „odkrzyżowywania” Polski, z aprobatą pisząc choćby o czwórce uczniów wrocławskiego liceum, którym przeszkadzał symbol chrześcijaństwa na ścianach, ale cała ta „sprawa krzyża” w szpitalu im. Orłowskiego wydaje się być jedynie nadmuchanym przez jej redaktorów balonem. Rzecz jasna, pustym w środku.

 

Marta Brzezińska