„Zarówno minister Hall, jak i minister Szumilas nie chciały z nami rozmawiać. Gdy tylko Krystyna Szumilas została ministrem, od razu zgłosiliśmy się do niej, z prośbą o spotkanie, jako inicjatorzy akcji Ratuj Maluchy i jako Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców. I mimo, że początkowo obiecano, że pani minister znajdzie dla nas czas, nigdy do rozmowy nie doszło. Pytaliśmy wytrwale. Wiele osób – dziesiątki, jeśli nie setki – dzwoniło codziennie do ministerstwa, prosząc w imieniu Stowarzyszenia o spotkanie. Każdy słyszał, że jeszcze nie wyznaczono terminu. Po trzech miesiącach daliśmy sobie spokój. Raz tylko zadaliśmy minister Szumilas pytania o reformę w czasie tzw. forum rodziców, jednak minister nie udzieliła na nie odpowiedzi. Trudno więc nazwać to rozmową.” - powiedziała Karolina Elbanowska w wywiadzie udzielonym „Wirtualnej Polsce”. I dalej: „W 2011 r. zebraliśmy blisko 350 tys. podpisów pod obywatelskim projektem ustawy „6-latki do przedszkola”. Na tydzień przed wyborami poprosiliśmy premiera o spotkanie, poszliśmy pod kancelarię z dziećmi, w bardzo przyjaznej i pokojowej atmosferze. Maluchy pisały kredkami list do premiera, były baloniki i bańki mydlane. Niestety szef rządu nie znalazł dla nas nawet kilku minut. Dosłownie odjechał nam sprzed nosa tuskobusem, na kwadrans przed naszą pikietą. Zresztą pojechał do Lublina, gdzie czekał na niego agresywny, skandujący obraźliwe hasła tłum pseudokibiców. A my chcieliśmy się tylko dowiedzieć, czego w sprawie 6-latków możemy się spodziewać po ewentualnej reelekcji rządu. I ani wtedy, ani teraz, żadna rozmowa się na ten temat nie odbyła.”. Może i w państwie demokratycznym (przynajmniej teoretycznie) vox populi jest głosem Boga, ale ani premier, ani szefowie resortów nie mają czasu by się w niego wsłuchać...

Mają go za to na zorganizowanie lansu (dla niepoznaki zwanego konferencją) z udziałem gwiazdy reklamy, Doroty Zawadzkiej, znanej w niektórych kręgach z ksywy „Superniania”. Byłoby to może śmieszne, gdyby nie fakt, że owa konferencja była jasnym komunikatem skierowanym do rodziców: „Gońcie się. Nie obchodzi nas wasze zdanie, mamy w nosie wasze podpisy, możecie sobie je zbierać hobbystycznie i wkładać do klasera. Rząd wie lepiej i wkrótce ogłosi przetarg na dostawę niszczarek”. Donald Tusk i jego ekipa nie pierwszy już raz udowadniają, że zdanie ludzi mają gdzieś a ich wysiłek potrafią skwitować wyrazistym gestem wyciągniętego w górę środkowego palca. Tak samo było przecież przed siedmiu laty, kiedy do zmielenia trafiło siedemset pięćdziesiąt tysięcy podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych, potem pod obywatelskim projektem ustawy zakazującej aborcji i pod kolejnym wnioskiem o referendum – prawie trzy miliony podpisów poparcia dla narodowego plebiscytu w sprawie podniesienia wieku emerytalnego zostało przez przedstawicieli tegoż narodu – mówiąc po młodzieżowemu – olane.

„Wy nie wierzycie, że możecie dojść do władzy drogą normalnych demokratycznych wyborów, stąd ta maskarada, mieszanie pojęć. Chcecie pokazać Polakom, że tradycyjna wersja demokracji nie sprawdza się, że trzeba szukać innej drogi” - mówił Donald Tusk podczas debaty nad wnioskiem Prawa i Sprawiedliwości o konstruktywne wotum nieufności dla rządu. „Wy nie wierzycie, że możecie rządzić drogą normalnych, demokratycznych procedur” - można by sparafrazować jego słowa - „Chcecie pokazać Polakom, że tradycyjna wersja demokracji, w której to lud (demos) decyduje o najważniejszych sprawach, nie sprawdza się i trzeba poszukać innej drogi”. Drogi przez niszczarki, przez lanserskie konferencje z udziałem „ekspertki” od reklamy margaryny, przez chroniczną głuchotę na postulaty ludzi bezpośrednio dotkniętych rządowymi planami. Bo Partia przecież wie lepiej.

A lud? Lud ma nie podskakiwać, raz na cztery lata karnie iść do urn i przedłużyć kadencję najdoskonalszemu szefowi partii i państwa. Bo jak nie to przyjdzie PiS i was zje...

Alexander Degrejt