Głównym źródłem obaw przed rozpoczynającym się synodem ds. rodziny jest brak wypowiedzi samego Ojca Świętego, która ucinałaby wszelką dyskusję, jasno opowiadając się po jednej ze stron teologicznego sporu. 

Zwolennicy kard. Waltera Kaspera podnoszą, że Ojciec Święty uznał jego przemówienie na lutowym konsystorzu za wartościowe teologicznie; sam kard. Kasper wielokrotnie już podkreślał, jakoby propozycja nowego spojrzenia na miłosierdzie, którą zaproponował, spotkała się z dobrym przyjęciem Franciszka.

Hierarchowie i katolicy, którzy uważają tezy niemieckiego purpurata za błędne lub zgoła heretyckie mają na pozór nie lada problem. Na pozór wszystko, czym dysponują, to ujawniony kilka dni temu przekaz hiszpańskiego biskupa Demetrio Fernandeza. W jednym z wywiadów powiedział, że podczas wizyty ad limina Ojciec Święty zdecydowanie wykluczył możliwość dopuszczenia rozwodników do sakramentów.

Jak widać żadna ze stron sporu nie potrafi przywołać na swoje poparcie żadnej poświadczonej wypowiedzi papieża, która rozstrzygałaby, kto ma rację. W rzeczywistości nie jest to tak wielki problem, jak można sądzić. 

Zapomina się tu o dwóch sprawach. Po pierwsze Kongregacja Nauki Wiary, będąca jako część Kurii de facto instrumentem, przez który Ojciec Święty kieruje Kościołem, wypowiedziała się w tej kwestii z całkowitą jasnością. Jej prefekt, kard. Gerhard Müller wielokrotnie już stwierdzał, że dopuszczenie rozwodników w nowych związkach do sakramentów jest bezwarunkowo wykluczone. Wystarczy! Wymaganie od papieża, by w każdej kwestii zabierał głos osobiście, jest, mówiąc krótko, absurdem.

Co więcej kard. Müller wskazał jasno, że jedynym dostępnym rozwiązaniem problemu rozwodników w nowych związkach jest usprawnienie procesu małżeńskiego, a więc procedury stwierdzania nieważności małżeństwa. Papież Franciszek we wrześniu utworzył komisję ds. reformy tego procesu. Stolica Apostolska podjęła więc już wyraźne działania celem takiego rozwiązania problemu rozwodników, jakie jest możliwe w świetle nauczania Ewangelii.

Nie ma wobec tego solidnych fundamentów dla obawy o doktrynę Kościoła. Przyzwolenie papieża na ostrożną i pogłębioną dyskusję w żadnym wypadku nie oznacza, że Stolica Apostolska zdecyduje się przyjąć ewentualne herezje, które w toku takiej dyskusji mogłyby się ujawnić. 

Paweł Chmielewski