Dariusz Michalczewski mówi w rozmowie z "Onetem.pl", że angażuje się w kampanię przeciw „homofobii”, by ludzie widzieli, że „normalny człowiek, który ma wszystko i czuje się spełniony, potrafi wstawić się za osobami, które mają ciężej tylko dlatego, że należą do mniejszości seksualnych”. Dodaje, że jego interesuje tylko to, „czy człowiek jest dobry”.

Dlaczego? Bo „tak mówi wiara katolicka i powtarzał nasz papież: tylko człowiek się liczy”. Cóż, myśleliśmy, że oprócz człowieka liczy się jeszcze Bóg, ale widocznie w oświeconych Niemczech, skąd przyjechał bokser, poczynili już postępy…

Możemy jednak oczekiwać, że wkrótce tak samo będzie i w Polsce. Bo Michalczewski przyjechał do kraju po to, „by tu coś zmienić, pokazać, że można inaczej żyć, działać, funkcjonować, myśleć”. Nasz Prometeusz jest przekonany, że w Polsce też da się „fajnie żyć”.

I on jest tego, jak można się domyślać, świetnym przykładem: „Michalczewski, bokser, a taki normalny, fajny facet i w dodatku nie ma nic do gejów i lesbijek” – peroruje rozmówca „Onetu”. I dodaje, my, Polacy, „jeszcze w niektórych kwestiach jesteśmy zacofani. Nie wszyscy na szczęście, ale jesteśmy” – wyjaśnia.

bjad/onet.pl