"Fundacja JEDEN Z NAS wyraża stanowczy sprzeciw wobec medialnych i politycznych ataków na lekarzy, którzy podpisali deklarację wiary. Głosy otwarcie domagające się w tym kontekście dyskryminacji zawodowej i medialnej prof. Bogdana Chazana, dyrektora szpitala Św. Rodziny w Warszawie, będącego światowej klasy lekarzem i naukowcem, są w tym kontekście zjawiskiem skandalicznym" - napisali przedstawiciele Fundacji na swoim profilu. O komentarz poprosiliśmy Michała Barana, jednego z fundatorów oraz członka zarządu. 

Portal Fronda.pl: Dlaczego Fundacja zdecydowała wypowiedzieć się w tej sprawie?

Michał Baran: Zacznijmy od tego, że Prof. Bogdan Chazan jest przewodniczącym Rady Fundacji JEDEN Z NAS, dobranym bardzo starannie jako wybitny lekarz i naukowiec, a do tego prawdziwy autorytet w kwestiach etycznych. Od lat zaangażowany społecznie, m.in. w organizacji MaterCare International pomagającej matkom i dzieciom w krajach rozwijających się (m.in. Kenii i na Haiti), czy jako Członek Rządowej Rady Ludnościowej. Jest dla nas zaszczytem korzystać z pomocy osoby tak zasłużonej i powszechnie szanowanej. Dlatego uruchomiona w ostatnich dniach polityczna i medialna krytyka, powiedzmy jasno, pozbawiona jakichkolwiek racjonalnych podstaw, musi budzić nasz sprzeciw.

Jak ocenia Pan ową krytykę?

Zarówno w wypowiedziach dotyczących prof. Chazana, jak i innych lekarzy, którzy podpisali deklarację wiary, nie pada żaden rozsądny argument ani zarzut. Po pierwsze wolność wyznania religijnego jest gwarantowana przez konstytucję i dyskryminacja na tym polu jest absolutnie bezprawna. Zauważmy precyzyjnie, że "deklaracja wiary" nie jest deklaracją postępowania, ale przekonań. Jest czymś w ścisłym sensie odrębnym w stosunku do dyskusji na temat klauzuli sumienia, do której lekarz ma prawo niezależnie od tego, czy coś deklaruje publicznie, czy nie. Zatem "deklaracja wiary" sama w sobie nie ma prawa budzić niczyich sprzeciwów. A sugerowanie, że osoba deklarująca publicznie własną postawę religijną i moralną, może jako dyrektor szpitala wywierać w tym obszarze presję na pracowników, jest podłością i zwyczajnym oszczerstwem.

Jak deklaracja odnosi się do polskiego prawa?

Zarzut dotyczący potencjalnej presji jest szczególnie perfidny dlatego, że to polskie prawo, a raczej sposób w jaki próbuje się dziś zreinterpretować klauzulę sumienia, jest dziś narzędziem presji na lekarzy. Minister Zdrowia całkiem niedawno domagał się od dyrektorów szpitali nieuzasadnionej ustawowo informacji o tym, ilu lekarzy odmówiło nieetycznych "usług" i czy aby na pewno "pomogli" pacjentowi wskazując innego specjalistę pozbawionego oporów. Zamiast państwowo podnosić standardy etyczne, próbuje się je obniżać, łamiąc sumienia lekarzy i dyrektorów szpitali. Tymczasem każdy człowiek sumienie ma tylko jedno. Myślenie, że ten sam lekarz znieczuli lub złamie swoje sumienie świadcząc nieetyczną usługę, a tuż potem będzie z oddaniem i empatią służył innym pacjentom, jest kompletną mrzonką. Lekarz bez czystego sumienia jest dużo bardziej niebezpieczny niż lekarz bez czystych rąk. Sądzę, że dopiero w tym kluczu można właściwie zrozumieć deklarowane przez lekarzy "pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim". Taki lekarz mógłby, jak przypuszczam, powiedzieć: jeśli prawo państwowe zmusza mnie do mycia rąk w błocie, to ja z troski o moich pacjentów wolę przestrzegać swoich standardów mycia rąk w wodzie. A tak się akurat składa, że standardy te zawdzięczam swojemu życiu religijnemu i dokumentom mojego Kościoła. 

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk