Za niespełna tydzień przejeżdża do Polski enerdowska kanclerz Andżela Merkel. Sam przyjazd jest ponoć wynikiem zaproszenia premier Beaty Szydło, ale jednocześnie mówi się, że to z inicjatywy strony niemieckiej ma dojść do spotkania na szczycie Merkel- Kaczyński. Zanim wprosimy się na tę historyczną imprezę, dwie rzeczy wiemy na pewno. Kaczyński oficjalnie oświadczył, że Tusk nie będzie polskim kandydatem na „prezydenta Europy” i w takim samym trybie zapewnił, że będzie wspierał Merkel, która na stanowisku kanclerza Niemiec jest dla Polski najlepszym rozwiązaniem. Obie deklaracje mogą szokować, chociaż z zupełnie innych powodów, ale w sumie tworzą dość oczywisty obraz politycznego porozumienia.

Kaczyński to przede wszystkim realista, taki do bólu konsekwentny, czego amatorzy aspirujący do miana specjalistów od polityki, w żaden sposób nie pojmują. Pierwszym spostrzeżeniem amatorów bez dwóch zdań będzie to, że przecież Kaczyński mówił o Merkel w kontekście moskiewskiej układanki, nazywał jej wybór nieprzypadkowym i tak dalej. Rzeczywiście tak było i co więcej nic się w tej diagnozie nie zmienia, jest całkowicie poprawna. Wybór Merkel na głównego partnera Polski w rozmowach z Niemcami ma zupełnie inne podłoże i żaden poważny polityk, chwili by się nad tym nie zastanawiał. W Niemczech dochodzi do politycznych przetasowań, z jednej strony zadymę robi Alternatywa dla Niemiec, to takie niemieckie Kukiz’15 tylko nie przez PO, ale przez Putina wymyślone. Z drugiej do gry wchodzi najgorszy z najgorszych, czyli syn esesmana bez matury, nijaki Martin Schulz i tenże zamierza zostać kanclerzem Niemiec.

Przy takim wyborze, wyboru nie ma żadnego, Merkel jako jedna z trzech realnych propozycji politycznych, jest dla Polski absolutnie poza konkurencją. I AfD i tym bardziej Szulz byliby tragicznym rozstrzygnięciem politycznym. Merkel doskonale wie kto w Polsce rozdaje karty, wie też, że w dużym stopniu z powodu wygłupów panów z Brukseli, Polska zaistniała w Europie w zupełnie nowej postaci. Z kraju, który się trzymał niemieckiej spódnicy i brukselskich biurokratów, Polska stała się wymagającym partnerem i „niewdzięcznym” krytykiem tego, co się w Europie dzieje. Zmiana jest jednoznacznie kojarzona z jednym człowiekiem – Jarosławem Kaczyńskim, któremu przypisuje się wszechwładzę w Polsce. Czas sobie zadać polityczne pytanie. Co zrobi Merkel mając w perspektywie wybory w Niemczech, gdzie jest solidnie krytykowana, a przy tym w Brukseli jej pozycja również spadła, po akcji z emigrantami. Z kim Merkel będzie chciała w Polsce rozmawiać i z kim ustalać najistotniejsze sprawy?

W grę wchodzą dwie opcje albo decydujący o wszystkim Jarosław Kaczyński wraz z partią rządzącą albo nic nieznaczący Donald Tusk ze skompromitowaną opozycją. W dodatku Tusk jest uważany w Brukseli za największą pomyłkę Merkel. Wielu się zapewne uśmiechnie, gdy przeczyta, że w tej grze Merkel ma związane ręce, a karty rozdaje Kaczyński, ale tak właśnie wyglądają realia. Merkel bardziej zależy na poparciu Kaczyńskiego, niż Kaczyńskiemu na uwaleniu Tuska przez Merkel. Jeśli niemiecka kanclerz borykająca się z problemami wewnętrznymi przywiezie z Polski komunikat, że najbardziej sceptyczny wobec „uchodźców” kraj popiera jej politykę i kandydaturę na trzecią kadencję, to będzie to dla niej zdobycz niebagatelna. Patrzcie, nawet ten straszny narodowiec Kaczyński i ta krnąbrna Polska, nie wyobraża sobie Niemiec bez kanclerz Merkel. Pozostaje drugie pytanie. Czy Kaczyński zapakuje Merkel reklamówkę do Mercedesa z takim właśnie błogosławieństwem w zamian za samo odstrzelenie Tuska?

Bez żartów, to musiałby być Tusk, nie Kaczyński. Interes do ubicia jest znacznie poważniejszy, a Donald to tylko przystawka. Stawką w grze będzie uciszenie „instytucji europejskich” i pozostałych „komisji weneckich”. Za taką cenę naczelnik może dogadać się z kanclerz. Ponieważ wspólnota interesów jest duża i obie strony w zasadzie nie muszą niczego poświęcać, jedynie zyskują, z politycznego punktu widzenia porozumienie jest niemal pewne. Kaczyński i Merkel kosztem kilku politycznych pionków mogą wzmocnić własne pozycje polityczne i to do poziomu, który gwarantuje święty spokój. Rzecz jasna nie stanie się cud i nie znikną nagle „polskie obozy” albo „polski faszyzm”, jest jednak pole do porozumienia w kwestiach najważniejszych i tutaj „opozycja” jest poza grą. W związku z tym w najbliższym czasie należy się spodziewać, że demonstracje KOD i ciamajdany w sejmie odbędą się pod hasłem „Porozumienie Kaczyńskiego i Merkel to nowy pakt Ribbentrop i Mołotow”.