Panie, to się nie da! Tyle słyszeliśmy przez ćwierć wieku od wszelkiej maści liberałów, docentów i pozostałych znawców tematu. Niekończąca się mantra i za każdym razem do niemożności była dodawana warunkowa tragedia. O, Panie! Gdyby się to nawet dało zrobić, mielibyśmy traaaageeeedię! Za dyżurną tragedię robiło „załamanie rynków”, ale też „niszczenie naszej młodej demokracji”. Jarosław Kaczyński też ma swoje ulubione mantry i jedną z nich jest „przełamanie imposybilizmu”, czyli odpowiedź na niemożność i tragedię.

Pewnie nie wszyscy wiedzą, to życzliwie wyjaśnię, że „imposybilzm” nie jest słowem archaicznym, ani też zapożyczeniem. Kaczyński stworzył neologizm, który wszedł do obiegowego języka i to jest pierwszy sukces, pierwsze przełamanie. Od 2015 roku dzieją się cuda i rządzący udowadniają, że się da, w dodatku udaje się robić wiele rzeczy naraz i wszystko działa. Jednoczesne wprowadzenie gigantycznego programu socjalnego 500+ i obniżenie wieku emerytalnego miało skończyć się… jakżeby inaczej… traaaageeeedią. Tymczasem budżet ma się doskonale i osiąga rekordowe poziomy, a przecież walka z karuzelami VAT miała doprowadzić … do … załamania rynków. W kilku innych dziedzinach zaliczyliśmy podobne „przełamanie imposybilizmu”, dość wspomnieć jednoczesne obcięcie emerytur esbekom i wprowadzenie oświadczeń majątkowych dla sędziów.

Walka wykreowanego pesymizmu ze skutecznym realizmem przeniosła się na inne obszary i doprowadziła do wytresowania totalnej opozycji. Przyznaję się bez bicia, że od dwóch dni nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi dlaczego w sejmie panuje spokój. Czytelnikom, którzy się właśnie puknęli w głowę, bo mają przed oczami smarkatego Szczerbę i jego rzucanie ustawami, chciałbym przypomnieć dwie rzeczy. Po pierwsze w porównaniu z tym, co się działo dotąd, ten wygłup był igraszką. Po drugie starsza koleżanka Kidwa-Błońska kazała smarkatemu posprzątać po sobie i on się pokornie do tego zastosował. Poza tym jednym incydentem nie działo się nic nadzwyczajnego, jedna wielka nuda i parę okrzyków „precz z komuną” po wystąpieniu Piotrowicza. W sejmie głosowane są trzy śmiertelnie niebezpieczne dla totalnej opozycji ustawy i nikt nie robi „ciamajdanu”. Gdzie szukać wyjaśnienia dla takich dziwów? Tylko i wyłącznie w mantrze Kaczyńskiego. Lawinowe przełamywanie niemożności doprowadziło do totalnej biegunki opozycji.

W sejmie trwa „zamach na sądy”, a Schetyna i Petru biegają z kąta w kąt i szukają jakiejkolwiek aktywności politycznej, bo o „narzuceniu narracji” w ogóle nie może być mowy. Jednego dnia Schetyna ogłasza konstruktywne wotum nieufności, ogrywając Petru, drugiego razem z Petru jednoczą opozycję o czym ostatnia dowiaduje się Lubnauer. Kukiz, który bardzo często jest błędnie uznawany za kogoś innego niż członka totalnej opozycji, miał wyprowadzić milion ludzi na ulicę w obronie JOW, tymczasem skończyło się na głupkowatych dowcipach z trybuny sejmowej. Wszystko wskazuje na to, że Kaczyński był w stanie przełamać jedną z ostatnich granic niemożności i przerobił najgłupszą na świecie totalną opozycję w jedną totalną biegunkę. Oni wiedzą, że jak „Kaczor” się za coś bierze, to nie żartuje i w końcu osiąga swój cel. Widzieli to już wiele razy i pomimo ostrych protestów na granicy rebelii, zawsze dostawali po tyłku.

Przy takim pognębieniu i morale trudno sobie znaleźć miejsce, trudno wierzyć, że cokolwiek da się ugrać. Jeszcze tydzień temu wielu panikowało, że w sejmie czeka nas piekło, a tu taka niespodzianka. Prezes podrzucił trzy bomby atomowe pod obrady i się towarzystwo rozbiegło po schronach licząc, że znów ktoś opłaci paręset emerytów, do których dołączy tysiąc pogubionych z rozumem i drugie tyle gapiów z reporterami. Na tę nadzieję też znalazła się odpowiedź i wszystko wskazuje, że PiS, wyciągając wnioski z przeszłości, wystawi „ciamajdan 3” do wiatru.

W piątek o 19.00 ma się zebrać dyżurna grupa protestująca, tylko nie bardzo będą mieli przeciw czemu protestować, bo Piotrowicz zapowiada, że propozycje poprawek, co jest kluczem do reformy sądowniczej, będą procedowane dopiero w przyszłym tygodniu. Wniosek nasuwa się sam, sprawne działanie polityczne i społeczne, u nieudaczników wywołują rozwolnienie i to nie tylko umysłowe.

Piotr Wielgucki (Matka Kurka)