Od czasu do czasu, co bardziej zniecierpliwieni ludzie pytają mnie, czy się dobrze czuję i kiedy skończę z zachwytami, zwłaszcza, że zachwyty kieruję w stronę polityków nowej władzy. Nic bardziej mylnego, ale owszem, sam siebie nie poznaję, bo z reguły jestem krytycznie nastawiony do rzeczywistości, z tym, że krytyka ma na celu przywracanie normalności. Zachwycam się nie nową władzą, a już na pewno nie politykami, mnie autentycznie fascynują pierwsze przebiśniegi praworządności, godności i państwowości.

 Gdy się 25 lat żyło w marności i zaprzaństwie, to na każdy przejaw jakości i suwerenności winno się dmuchać i chuchać, nie gasić i to pomyjami. Wczoraj przeżyłem wielki dzień, dziś było równie godnie i uroczyście, państwowo i po polsku. Ale zobaczyłem też tysięczny raz galaktyczną przepaść i ciarki mi przeszły po plecach. Po przemówieniu Prezydenta Andrzeja Dudy i potem Kornela Morawieckiego Polak nabiera poczucia własnej wartości. Nawiasem mówiąc muszę uczciwie przyznać, że trudno wskazać, które wystąpienie było lepsze i chociaż Kornel Morawiecki nie jest księciem z mojej bajki, to wypełnił powinności marszałka seniora z niesamowitą klasą. Wracając do przepaści, to wielka czarna dziura pojawiła się po szczeniackim wybryku, prowincjonalnej sekretarki kierownika i niestety byłej premier Polski. Napisałem „niestety byłej”, bo to cholerny wstyd, że ktoś taki kiedykolwiek zasiadał w sejmie i przez sejm został wyniesiony na fotel premiera. Podobne i jeszcze gorsze sceny musieliśmy przeżywać latami, na szczęście to było ostatnie tchnienie tandety, dlatego i ciarki się rozeszły po grzbiecie. Tragiczna myśl, że to mogło nadal trwać odbiera moce fizyczne i intelektualne, stąd też się wywodzą zachwyty.

Czym innym jest tępić zło, czym innym pielęgnować zalążki dobrego. Proszę mnie nie nagabywać i do ostrzenia pióra nie zachęcać, ja ręki do mordowania kiełkującej normalności nie przyłożę. Nauczyłem się patrzeć na politykę trzeźwo i wielkimi kwantyfikatorami. W związku z tym nie słucham pijackich bełkotów, które porównują jakieś tam niedoskonałości, typu kto z kim i kiedy miał się spotkać, z dramatem, jaki musiałem przeżywać przez większość swojego życia. Jeśli nadal ktoś był ślepy, głuchy, czy tylko marudny, to inauguracja sejmu VIII kadencji nawet głupiemu powinna otworzyć oczy. Małe interesiki stawiane ponad interesy narodowe i to w sposób bezceremonialny, bezczelny, bez najmniejszego zażenowania. Obraz dobitny i jedynie tytułem uzupełnienia warto dodać trzy zdania. W dniu tak uroczystym prowincjonalna caryca, walcząca o szefostwo w klubie i w partii, odczytała z kartki jazgot pijaka Kamińskiego. Tylko i wyłącznie o zachowanie stołka w klubie i partii chodziło, temu cała ta ordynarna szopka była poświęcona i patrząc na to krwawiącymi oczami, mam narzekać na zmianę? Po pierwsze póki co nie ma się do czego i kogo przyczepić, po wtóre nie było jeszcze żadnych istotnych czynów, aby poświęcać im ważkie słowa.

Czekam cierpliwie co wyrośnie z kiełków i do tego czasu nie będę deptał nadziei, bo wiem doskonale, co się odrodzi, jeśli nowe się nie urodzi. Poza chłodnym racjonalizmem pierwszy raz od dłuższego czasu zacząłem wierzyć, że może się udać i ta wiara też nie jest oderwana od realiów. Powtórzę nie wiem, który raz, że Polsce potrzeba dwóch rzeczy, aby odczuć rewolucyjną różnicę i nie ma w tym zestawie pieniędzy. Przede wszystkim uczciwości z przyzwoitością, na drugim miejscu prostych decyzji administracyjnych i paru ustaw. Resztę Polacy zrobią sobie sami, wystarczy Nas nie okradać, nie gnoić, nie sprzedawać. Gdybym nie wierzył, że tak niewiele i jednocześnie tak wiele udać się nie może, to wszystko traci sens i staje się pustką. Wierzyć w elementarną przyzwoitość trzeba, co w żadnym razie nie oznacza, aby nie dostrzegać nieprzyzwoitości. Napatrzyłem się na degrengoladę i doskonale znam jej gębę, na wylot. Teraz chce się nacieszyć kawałkiem przyzwoitości, żeby nie zwariować od braku wiary w cokolwiek.

Matka Kurka/kontrowersje.net