Oni wszyscy najzwyczajniej w świecie uwierzyli we własne kłamstwa i stąd ten miły dla oczu dramat "salonu", który nieco gorzej uszy znoszą. Udające polityków, kliki przez 8 lat robiły, co chciały, nie dbając o zacieranie śladów. Cokolwiek by się nie działo jak bardzo nie paliłoby się pod tyłkiem w szeregach partyjnych niczym mantrę powtarzano jedno bojowe hasło: "Donald to naprawi". W mediach rozmaici propagandziści, pozbawieni jakiejkolwiek wiedzy i zdolności analitycznych, klepali inną zdrowaśkę: "Spokojnie, pod koniec kampanii prezes Kaczyński na pewno coś powie". 

Wśród zwolenników tego towarzystwa królował jeszcze inny mit: "Przecież nikt normalny tych moherów nie wybierze, nawet w Polsce nie ma takiego ciemnogrodu". Do wszystkich mantr, zdrowasiek i mitów dochodziły analizy ekspertów, gusta aktorów i wreszcie sondaże pokazywały jednoznacznie, że PiS nigdy nie przejmie władzy. Kto się dziś dziwi, temu jazgotowi, ten chyba nie rozumie, jakim szokiem musiała być dla niegdysiejszych możnowładców porażka, czego nikt nie zakładał, a co więcej jednoznacznie wykluczał. Szok wywołany nieoczekiwaną zmianą miejsc da się porównać do reakcji ryby wypadającej na suchy brzeg albo frajera, który sięgnął do szafy po krawat i natknął się na gołego kochanka żony. Zupełnie inaczej sprawy się przedstawiają, gdy człowiek ma zracjonalizowane różne stany życiowe i emocjonalne. Jedynie ludzie pozbawieni wyobraźni nie dopuszczają do siebie myśli, że jutro mogą wylądować pod wozem, chociaż dzisiaj nie mogą już patrzeć na kawior i jędrne cycki "osiemnastek". Ofiary własnej propagandy wyobraźni nie mają za gorsz, oni nie rozumieją dlaczego przegrali i nie mają pojęcia jak się odnaleźć w nowej rzeczywistości.

Nieprzystosowani do życia w warunkach normalnej zdrowej konkurencji, bez ustawionych gier, fauli i drukowania pod stołem giną w oczach. Stąd też przerażenie wśród baronów i szarych żołnierzy PO. Od samej góry, aż po doły wszyscy doskonale wiedzą ile zostawili po sobie śladów, których nikt nie zatarł, bo i po co, skoro rządzić mieli wiecznie. "Nie mam z kim przegrać", chyba jakoś tak zapewniał Donald swoich towarzyszy, że zawsze będzie pięknie. Koniec PiS – to dla „odmiany” nieustający przekaz ze strony Morozowskiego, Lisa, Michnika, Kuźniara itp. Spokojnie, elektorat moherowy zniknie, natura jest nieubłagana – pisali po forach optymiści z Wielkich Miast. Wymyślony i okłamany świat w ułamku sekundy się zawalił i nawet porażka Komorowskiego nie otrzeźwiła wyznawców niezatapialności przewodniej siły „tenkraju”. Skompromitowany Kamiński, który dobił kampanię Komorowskiego identycznie zarżnął PO i jeszcze miał gorących zwolenników, którzy krzyczeli dawaj, dawaj, wal w Kaczora ile wlezie, zatłucz „katoliban”. Patrzę sobie jak się nadal miotają w tym samym amoku i jestem więcej niż pewien, że ta zbieranina nie przetrwa poza układem władzy pół roku. Kwestią czasu pozostaje, kiedy większość z nich wyląduje na umowach z czasem określonym i to dopiero będzie bolało, tak jak boli Chlebowskiego, Nowaka, Durczoka.

[koniec_strony]

Część zacznie lizać końcówkę kręgosłupa nowej władzy i zachowa jedną czwartą stanu posiadania, robiąc za trzecioligowe towarzycho. Będą wierni jak psy i nadgorliwi jak neofici, bo gdzie indziej pójdą, kto ich przyjmie? Pierwszy szok zaliczyli, ale prawdziwa trauma przyjdzie dopiero wówczas, gdy polecą pierwsze tłuste głowy, a polecą na pewno i to zewsząd. Wówczas nie usłyszymy, że demokracja się kończy, że trzeba wyjść na ulicę i stanie się tak z dwóch przyczyn. Po pierwsze dziecko wie, że gdy się wygłupiasz 10 razy z i krzyczysz „pali się”, to za 11 razem choćby się paliło wszystko dookoła, ludzie odwrócą się na pięcie. Po drugie to kwestia odporności i zasad. Póki co nic się takiego nie wydarzyło, a ONI się drą jak zarzynani. Zobaczą pierwszą krew i strach sparaliżuje bunt, będą sypać jeden drugiego i prześcigać się w okazywaniu pokory nowej rzeczywistości. Od wielu lat przyglądam się tej masie odsianej selekcją negatywną i jestem więcej niż pewien, że powyższa diagnoza wypełni się w każdym punkcie. Ofiary własnej propagandy wyginą jak muchy przed zimą, bo nie mają żadnych mechanizmów obronnych – normalność to dla nich wyrok śmierci.

Matka Kurka/kontrowersje.net