Żar się leje z nieba, a człowiek robi się tak leniwy, że nawet na widok wydekoltowanej osiemnastoletniej blondynki, nie chce się szyją kręcić, co dopiero mówić o większym zaangażowaniu. Przez trzy kolejne dni w mediach mamy festiwal alternatywnej i równoległej rzeczywistości. Od rana do wieczora widzimy „płonącą Polskę’. Dla tych, którzy mają wyjątkowo słabe nerwy mam dwie propozycje naraz. Proponuję szklankę zimnej wody połączoną z zimnym prysznicem i wyjściem na miasto. Proszę się przejść na zakupy, do kina albo na mecz i zobaczyć gdzie się pali? Nie ma i nie będzie żadnej rewolucji w związku z reformą sądownictwa, będzie dokładnie to samo, co w przypadku Trybunału Konstytucyjnego, tylko 10 razy słabiej.

Czuję się uprawniony do występowania w roli „autorytetu”, bo blisko dwa lata temu, gdy się zaczynał cyrk wokół KOD i TK, jako jeden z nielicznych pisałem, że z tej błazenady nie będzie rebelii, ale wyłącznie tragifarsa. W żadnym punkcie się nie pomyliłem, KOD się skompromitował, a jego liderzy za chwilę pójdą siedzieć. Wyjaśniłem też dlaczego tak się stanie i nie chcę się nużąco powtarzać. Jedno zdanie wyjaśnia wszystko. Do wzbudzenia emocji społecznych niezbędne jest autentyczne wkur… zdenerwowanie, rzeczywisty problem, który dla ludzi jest bliski niczym koszula ciału. Szybciej milion Polaków zebrałby się na placach i ulicach, gdyby PiS wprowadził dodatkowe 25 gr. za benzynę, niż z powodu zapisu w ustawie X, który reguluje paragraf Y. Tylko kompletne beztalencie rewolucyjne może próbować wzniecać zamieszki długimi tyradami na temat artykułów konstytucji, czy wykładni kodeksów.

W ogromnej większości ludzie nie czują najmniejszego zagrożenia z powodu zmian prawnych, które po pierwsze ich bezpośrednio nie dotyczą, po drugie są dla nich niezrozumiałe. Lekko licząc 90% Polaków nie miało pojęcia czym zajmuje się TK. Teraz też wiedzą niewiele więcej, poza tym, że coś jest lub nie jest konstytucyjne. Za to miliony ludzi wiedzą czym się zajmują sądy i spośród milionów wiedzących część została przez sądy doświadczona, pozostali słyszeli, że to nic przyjemnego. W związku z powyższym nie ma komu i kogo bronić, a już na pewno nie ma spontanicznego wzburzenia, jak w przypadku cen masła, czy paliwa. Owszem istnieją bunty społeczne, które gardzą pełnym żołądkiem, jednak dzieje się to wyłącznie w krwawych tyraniach i bardzo rzadko protestujący są do syta najedzeni.

Kaczyński i Ziobro musieliby w ustawach sądowniczych zapisać, że obywatele mają łożyć dodatkowe 100 złotych na nowe sprawiedliwe sądy, wtedy lud miałby podniesione ciśnienie. Nic takiego w ustawach nie znajdziemy, mało tego, wszelkie zapisy dotyczą tylko i wyłącznie wąskiej grupy społecznej, czyli samych sędziów. I dokładnie ta grupa razem z grupkami żyjącymi z dawnego patologicznego systemu sądowniczego wychodzi na ulicę. Oni są podnieceni i wzburzeni bez dodatkowych motywacji, rzekłbym nawet, że walczą o życie, ale to są wyłącznie ich problemy i ich emocje. Na ulicach widzimy ciągle te same twarze z tą różnicą, że jest ich coraz mniej. W szczytowym momencie po ulicach maszerowało 50 tysięcy, niech będzie 250 według ratusza. Obecnie jest to 14-20 tysięcy i 50 według ratusza. Widać wyraźnie, że wśród zainteresowanych utrzymaniem „żeby było, tak jak dawniej” emocje oklapły.

Wiara, że jest możliwe odwrócenie biegu historii spadła do kilku promili. Walczą wyłącznie najbardziej przerażeni perspektywą normalnie funkcjonującego państwa i sądownictwa. Takich z definicji nie ma wielu, bo margines społeczny jak sama nazwa wskazuje nigdy większością nie będzie. Zdegenerowane i przerażone utratą wpływów kurczące się dawne „elity” robią dziś za rewolucjonistów i ta okoliczność jest gwarancją komedii nie przewrotu. Proszę sobie spokojnie sączyć piwo albo innym ulubiony napój. Kto dostrzega w tej tandetnej inscenizacji, w spalonym teatrze, elementy autentycznego sprzeciwu społecznego, ten ma albo bardzo słabe nerwy albo bardzo słabą głowę. Za tydzień śladu nie będzie po „rewolucji”.

Matka Kurka/Kontrowersje.net