Marcin P. sypał Tusków i ABW, a to oznacza, że jego opiekuni stali znacznie wyżej

Proszę o uważne przeczytanie tekstu, przed wyciągnięciem absurdalnych wniosków, że Matka Kurka pisze na zlecenie Tuska i jego ludzi. Po złożeniu zeznań przez Marcina P. jedno jest dla mnie oczywiste. Donald Tusk z całą pewnością nie był beneficjentem, a tym bardziej opiekunem Amber Gold, przeciwnie to ludzie, którzy stworzyli ten przekręt trzymali Tuska i wielu polityków PO za twarz. Skąd wniosek? Wystarczy na chwilę wczuć się w sytuację Marcina P. On jest oskarżonym i jednocześnie pionkiem w całej sprawie, bo ani Amber Gold nie wymyślił, ani miliardy złotych nie trafiły na jego konto.

Człowiek z takim statusem może tylko i wyłącznie milczeć albo sypać w taki sposób, aby to działało i na jego korzyść i przede wszystkim na korzyść bossów. Dokładnie tak Marcin P. uczynił, przecież wystarczyło odmówić zeznań przed komisją i nikt by mu nic nie zrobił. Tymczasem on zdecydował się na składanie zeznań, co zawsze wiąże się z ryzykiem i za każdym razem, gdy pytano go o polityków PO, zwłaszcza Tuska, natychmiast się ożywiał, chętnie odpowiadał i rozwijał wątek. Cudów nie ma! Nikt przy zdrowych zmysłach i przy odrobinie inteligencji nie będzie się pakował w takie historie. Po zeznaniach Marcina P. chyba wszyscy są zaskoczeni bardzo wysokim poziomem elokwencji i logiki wypowiedzi. Na pewno nie jest to człowiek pozbawiony rozumu, czy trzeźwego osądu, rzekłbym nawet, że zeznawał koncertowo. Radził sobie doskonale z pytaniami, wiedział kiedy mówić, kiedy milczeć, był przy tym pewny siebie. Miał słabsze momenty, zwłaszcza pod koniec, ale ogólnie wypadł bardzo dobrze.

Trudno zatem zarzucić Marcinowi P., że to chłopek roztropek paplający, co mu ślina na język przyniesie. Jego zeznania były ściśle przemyślane i realizowane z nieprawdopodobną wręcz konsekwencją i precyzją. Miał sporo czasu w więzieniu, żeby się przygotować, a ponieważ walczy też o swoją przyszłość, to motywacji mu nie zabrakło. Oceniając stan wiedzy i inteligencji Marcina P. na bardzo wysoki, zmierzam do tego, że opiekuni znając jego możliwości zdecydowali się na podjęcie gry, która, co tu dużo mówić odwraca od nich uwagę. Jeśli jakikolwiek świadek zeznaje, że premier, jego syn i politycy ówczesnej partii rządzącej wraz ze służbami mieli pełną wiedzę o nieprawidłowościach w Amber Gold i co więcej dostarczali mu informacji, które albo były tajne albo wyjątkowe cenne, to wiadomo na co się rzucą media. Innymi słowy Marcin P. celowo grał Tuskami i ABW, aby odwrócić uwagę od właściwych twórców Amber Gold.

Czy to dowód na to, że Donald Tusk wraz z partyjnym aktywem nie mają nic wspólnego z Amber Gold i za nic nie odpowiadają? Nic podobnego ten związek jest i to bardzo ścisły. Nie ulega żadnej wątpliwości, że PO chroniła Amber Gold i używała swoich wpływów w sądach, prokuraturze, służbach specjalnych. Istnieją na to twarde dowody, przede wszystkim umożliwienie Amber Gold wyczyszczenie kasy, pomimo tego, że Tusk i wszyscy najważniejsi urzędnicy państwowi otrzymali notatkę ABW z jasną informacja, że to piramida finansowa. Wcześniej lekceważenie komunikatów KNF, w końcu słynna prowokacja z sędzią Milewskim, który obiecał Tuskowi takie postanowienie, jakiego sobie zażyczy. Dlaczego zatem Tusk i PO tak grzecznie realizowali interesy Amber Gold, skoro to nie oni byli twórcami i prawdopodobnie poza ochłapami w postaci jakiś reklam i sponsoringu, nie mieli z tego wielkiej kasy?

Odpowiedź może być tylko jedna! Bossowie Amber Gold mieli Tuska i cały jego rząd w garści! Amber Gold rozsypał się w 2012 roku, czyli jeszcze przed pierwszymi nagraniami z knajpy „Sowa & Przyjaciele”, ale to wcale nie oznacza, że nie było czym szantażować Tuska. Wystarczy przypomnieć aferę hazardową, zresztą na Tuska i PO właściwi ludzi od lat maja kwity, w przeciwnym razie ta zbieranina nigdy nie dostałaby władzy. Pozostaje odgadnąć kto miał na tyle mocy, aby szantażować premiera Polski, mieć wpływ na służby i bezkarnie, wręcz w świetle medialnych reflektorów, sobie kraść?

Nie ma tu zbyt wiele możliwości i wszystkie są znane. W Polsce mogło to być WSI albo jakiś odłam mafii podpięty wysoko pod byłych esbeków lub ówczesne służby. Z zagranicznych oczywiście służby sąsiadów albo grupy przestępcze, których polskie Pershingi nie śmiały głośno nazywać po imieniu. Marcin P. zaniemówił tylko raz, gdy spytano go, czy obawia się o swoje życie, a potem odmówił odpowiedzi. Z kolei zachowanie Tuska i całej PO wobec Amber Gold to nie wynik biznesu, którym zarządzali, ale szantażu ze strony rzeczywistych właścicieli. Konkluzja ta wynika wprost z zeznań Marcina P., który niemal kpił sobie z obu Tusków, pewne jest zatem, że boi się i działa w porozumieniu z kimś znacznie mocniejszym.

Matka Kurka

ZA: KONTROWERSJE.NET

dam/kontrowersje.net