Polska polityka jest pełna paradoksów, zwłaszcza polityka zagraniczna. Część decyzji partii rządzącej można uznać za odważne i ze wszech miar pożądane, część za kompletnie niezrozumiałe, a ostatnia cześć to już całkowita porażka. Co ważne wiele zdarzeń i faktów zaistniało bez większego zaangażowania rządu PiS i być może to jest jakaś podpowiedź. Oczywiście ironizuję, ale nie do końca, co postaram się udowodnić.

Najgorzej wygląda polityka PiS wobec Izraela i w ogóle wobec diaspory żydowskiej, przede wszystkim tej z USA. Dzieje się tak pomimo gigantycznego zaangażowania środków i ludzi po stronie polskiej, które mają unormować wzajemne relacje. Niczego unormować się nie udało i cała strategia rządu polskiego sprowadza się do kolejnych ustępstw, kroków w tył i żebrania o wizyty bilateralne. Podobnie sprawy się mają w przypadku Ukrainy, co już naprawdę może niepokoić i zawstydzać. Kraj wyniszczony wewnętrznymi sporami i agresją Rosji, stawia Polsce warunki, wywiera presję i odnosi swoje sukcesy, jak choćby zablokowanie, z powodów politycznych, renowacji „Cmentarza Orląt Lwowskich”.

Tak sobie wygląda Polska w pojedynku z Unia Europejską, na początku było nieźle, potem zaczęły się jakieś dziwne podchody i „kompromisy”, ale w sumie zdecydowanie lepiej to wygląda nie w przypadku Izraela. Chyba nikt do końca nie wie jaka jest polska polityka zagraniczna na linii Warszawa – Waszyngton. Z jednej strony słyszymy, że to nasz strategiczny sojusznik i niezłomna przyjaźń, z drugiej nowelizacja ustawy o IPN miała doprowadzić do „gigantycznego kryzysu”, łącznie z wycofaniem wojsk amerykańskich, stacjonujących w Polsce. Parę pożarów ugaszono i w tej chwili trwa zawieszenie broni, do czasu rozstrzygnięcie losów ustawy przez TK.

Wszystkie przywołane powyżej polityczne działania polskiej dyplomacji mają jedną cechę wspólną – bojaźliwość i zmienność postaw. W stosunku do wszystkich wymienionych krajów Polska zachowywała się w sposób emocjonalny, chaotyczny i pod wpływam bieżących nacisków zmieniała stanowisko. W efekcie na żadnej linii nie ma spokoju, wszędzie coś się dzieje, coś zgrzyta i ciężko powiedzieć, co tak naprawdę Polska ma zamiar zrobić, jaką politykę prowadzić. Gdy się nie wie czego się chce, to jest się skazanym na dary i złośliwość losu. Od jednego do drugie słowa, od przypadku do przypadku, tyle da się powiedzieć o polityce zagranicznej PiS wobec USA, Izraela, Ukrainy i po części Brukseli. Naturalnie jakieś kierunki są zaznaczone, wiadomo, że USA chcemy straszyć Rosję i Europę, Ukrainę pokazywać jako ofiarę agresji Rosji, z Izraelem trzymać dystans, podobnie jak z Brukselą, ale w praktyce wygląda to biednie.

Jedynym wyjątkiem są, o dziwo, Niemcy. Trudno uwierzyć, ale właśnie wobec Niemiec Polska prowadzi najbardziej spójną i skuteczną politykę, gdzie brakuje dwóch rzeczy: „murzyńskości” i wycofania. Polska nie zmieniła nic w relacjach z Niemcami, nadal uważa, że: polityka emigracyjna Niemiec to porażka, Nord Stream 2 zagraża Europie, polskie reformy są praworządne, a reparacje niemieckie w żadnym razie nie są problemem rozstrzygniętym. I co się stało? Jeszcze kilka lat temu wizyta Merkel w Polsce przypominała wesele córki wodza Indian, wielka feta, ostatnie ciele z obory na stół, generalnie święto lasu. Wczorajsza wizyta była najcichszą od lat, żadnej paniki w mediach i egzegezy każdego słowa, bo to na pewno coś ważnego „w języku dyplomacji” oznacza.

Szkoda, bo Merkel powiedziała wprost, że Polska wygrała trzy do zera. Po pierwsze kanclerz Niemiec stwierdziła, że Polska przyjmuje emigrantów, tylko z innej części świata, po drugie, że nie będzie żadnej Unii dwóch prędkości, po trzecie, że KE pracuje intensywnie i spodziewa się konstruktywnego zakończenia prac w sprawie polskiej praworządności. Nikt nie wie, co się za tym walkowerem kryje, ale sam sposób prowadzenia rozmów z Polską w niczym nie przypomina żydowskiej bezczelności czy amerykańskiej pedagogiki. Pełna dyplomacja, powściągliwość i respekt. Na deser Merkel nie spotkała się z „opozycją”, żeby nie wprowadzać zgrzytów. Cuda, cuda, cuda!?

Niekoniecznie, raczej konsekwencja, konsekwencja, konsekwencja. Polska nie zmieniła nic w swoim stanowisku i to w końcu do Niemiec dotarło. Merkel zrozumiała też, że wszelkie próby nacisków na Polskę kończą się wzmocnieniem rządzących i osłabieniem opozycji, z którą tak dobrze się Merkel współpracowało. Przy okazji wydarzyło się coś jeszcze, a raczej się nie wydarzyło. Problemy na linii Izrael i USA sprawiły, że żaden błyskotliwy doradca, typu Romaszewska, nie miał okazji wypowiedzieć się, co trzeba zrobić, aby „unormować relacje” z Niemcami. Wniosek? Wystarczy jasno określić swoje cele i się ich trzymać, reszta sama się układa.

Piotr Wielgucki "Matka Kurka"