Maksymaliści mają w życiu ciężko i zawsze są niezadowoleni, bo wszystkiego mieć się nie da. Niektórym się wydaje, że mają wszystko, ale wystarczy jeden wynik z badania krwi i wszystko zamienia się w nic. Wróćmy pokornie do 2015 roku i uczciwie postawmy dwa kluczowe pytanie. Kto wierzył, że kandydat PiS może wygrać wybory prezydenckie? Przypominam, że chodzi o uczciwe pytania. Gdy usłyszałem, że będzie kandydował Andrzej Duda, byłem naprawdę rzadkim okazem, który pisał, że ta kandydatura jest optymalna, jak na warunki polityczne i potencjał kadrowy PiS. Jeśli chodzi o ocenę szans to powtarzałem wszystkim dookoła, że wynik pod 40% będzie rewelacyjnym i dobrym startem do najważniejszych wyborów parlamentarnych.

Kto w 2015 roku wierzył w wygraną PiS i samodzielną większość w sejmie? Pierwsza część pytania jest nieco trudniejsza, bo tutaj bardzo wielu wierzyło, chociaż przewalało się mnóstwo defetyzmu i „ruskich serwerów”, które ustawią wybory. Druga część pytania, to łatwizna. Wyłącznie niepoprawni optymiści, marzyciele i hazardziści, mnie w tym gronie nie było. Cudem Andrzej Duda wygrał wybory i cudem PiS zdobyła samodzielną większość w parlamencie. Gdzie bylibyśmy dziś bez tych dwóch sukcesów? Brutalnie pisząc w ciemnej… dziurze. Z całą pewnością nie udałoby się oczyścić w rok Trybunału Konstytucyjnego. Na 500+ też małe widoki, bo pewne jest, że Komorowski blokowałby każdą inicjatywę PiS, chroniąc Polskę i budżet przed „szaleństwem”. Ewentualny koalicjant Kukiz wykonałby przez rok więcej wolt niż Samoobrona przez kwartał. Naciski z Brukseli i komisji weneckich szłyby z taką samą siłą i miałyby wsparcie Komorowskiego.

Oczywiście można powyższe uznać za gdybanie, ale takie sądy byłby uprawnione w ustach laika, średnio zaawansowany obserwator sceny politycznej we wszystkim przyzna rację, bo to banały, nie żadna skomplikowana analiza. Wiadomym jest, że z powyższego alternatywnego scenariusza nie zrealizowało się nic, za co wypada nisko pokłonić się łaskawemu losowi. Ma ten stan rzeczy szereg zalet, ale niestety posiada też jedną wadę. Wszyscy zwolennicy „dobrej zmiany” napompowali balon optymizmu do monstrualnych rozmiarów. W dwa lata miało być posprzątane dookoła w kraju i w polityce międzynarodowej. Wielu i na te dwa lata się zżymało z czynnym udziałem piszącego te słowa. Istniały podstawy do tak sporych oczekiwań, ale z drugiej strony cały czas się słyszało, mówiło i pisało, żeJarosław Kaczyńskima wszystko w głowie poukładane na trzy ruchy do przodu.

Jest możliwe, abyJarosław Kaczyńskinie brał pod uwagę rozłamu w koalicji czy „usamodzielnienia się” Andrzeja Dudy? W moim przekonaniu nie jest, ale moment zaskoczył wszystkich i Kaczyńskiego też. Mamy zupełnie nową sytuację polityczną, która musiała być odnotowana w pakiecie możliwości. Nie chce mi się wchodzić w żadne polemiki, dla mnie sprawy są jasne, na Andrzeja Dudę PiS nie ma już co liczyć, na pewno w takim układzie, jaki znaliśmy dotąd. I dopiero teraz przechodzę do sedna, trochę na wzór anegdotycznej studentki, która pisze list rodziców, strasząc ciąża, ciężką chorobą, problemami z prawem, a na końcu wyjaśnia, że tak naprawdę to potrzebuje 200 złotych, żeby przeżyć do końca miesiąca. Zapomnieliśmy gdzie był start i jak mało brakowało do falstartu, dziś nie ma najmniejszego powodu drzeć szat nad ustawami sądowniczymi, z których również mnie zachciało się uczynić religię.

Nie jest prawdą, że wszystko się zawali, jeśli nie wyczyścimy SN za dwa miesiące. Sami uwierzyliśmy w tę bzdurę, oczekując idealnego i maksymalnego porządku. Nic się nie zawali od zablokowania dwóch ustaw, ale może się zawalić, jeśli biadoleniem nad pierwszą poważną przeszkodą, poniechane zostaną sprawy równie ważne, jeśli nie ważniejsze. Komplet zmian przeprowadzonych przez PiS za dwa lata można znieść kilkoma głosowaniami. Nic nie dadzą wszystkie ustawy i reformy PiS, jeśli nie będzie drugiej kadencji w sejmie, a po drodze mamy jeszcze wybory do samorządów i Parlamentu Europejskiego.

Wiadomo nie od dziś, co dla mnie znaczy wyczyszczenie sądów i dlatego czuję się upoważniony do wylania kubła zimnej wody na nasze rozpalone głowy. Nie ma najmniejszego sensu iść na wojnę, której wygrać się nie da, trzeba umocnić pozycje, przygotować się do nowych bitew. W tej chwili cel numer jeden, to zachowanie i zahartowanie armii, na sądy przyjdzie czas. Piłkarska zasada mówi, jeśli nie możesz wygrać, musisz przynajmniej zremisować. Przez dwa lata wykonaliśmy wspólnie wielką robotę, rzucanie zabawkami i załamywanie rąk z powodu jednego niepowodzenie byłoby głupotą na poziomie Petru.

Nikt nie wie, co zaproponuje Andrzej Duda,Jarosław Kaczyńskiwłaśnie dlatego postanowił poczekać na ustawy prezydenckie, aby sprawdzić, co zamierza niedawny kolega partyjny. Nie można też zapominać, że sędziowie w Polsce to 10 tysięcy ludzi i oni się nie zmienią na zawołanie ustaw. Większość z nich próbuje odgadnąć czy władza PiS jest incydentem, czy to trwała zmiana. Jeśli poczują, że PiS nie traci poparcia, ustawią się z wiatrem, jak zawsze i bez ustaw. Naturalnie nie dotyczy to Sądu Najwyższego, ale poza najgrubszymi sprawami politycznymi i SN nie będzie szedł na zwarcie, bo 80% Polaków ma sądów dość. Byłoby cudownie, gdyby się udało dokończyć reformę sądownictwa, ale jeśli się nie uda końca świata nie będzie. 

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)