W nieprzebranej skarbnicy dóbr wszelakich, czyli po prostu w Internecie, po wpisaniu nazwiska jednej feministki, która rzekomo było gwałcona i molestowana, z łatwością można trafić na jej album. Popularny serwis wirtualnych albumów nazywa się Instagram i tam odsyłam zainteresowanych, bo sam drugi raz nie chciałbym przez to przechodzić. W albumie owej feministki znajdują się autoportrety z Leninem oraz cała seria zdjęć „erotycznych” z pizzą i jajkami sadzonymi.

Nie, niczego nie pomyliłem, pani feministka, która żali się na molestowanie i nawet gwałt, na intymnych częściach swojego powabnego ciała umieściła kawałki pizzy i jajka sadzone. Tak przyrządzone danie wrzuciła do Internetu i jeśli nawet, jak to u feministek i lewaków bywa, miało to być „dzieło sztuki”, to symbolika dzieła jest wymowna. Portrety własne feministki krzyczą: „zjedz mnie”, „schrup mnie”, zaczynając od wskazanych frykasów. Z tą chwilą można zacząć rytualną „dyskusję”, czy założenie mini spódniczki upoważnia do gwałtu, ale tę przyjemność pozostawiam byłym i jeszcze obecnym gimnazjalistom, natomiast od siebie dodam coś innego. Jeśli ktoś najzwyczajniej w świecie i choćby tylko internetowo składa ofertę jawnie seksualną, to każdy potencjalny klient ma prawo dopytać czy pizza jest z dostawą do domu i czy firma przewidziała napoje gratis?

Oczywiście piszę o pijanej feministce, którą po pijaku miała molestować, nawet zgwałcić i pobić „Gazeta Wyborcza” i „Krytyka Polityczna”, jednocześnie proszę, zgodnie z linią wymienionych redakcji, aby nie pisać o pojedynczych redaktorach, tylko o „nazistach” w całości, tak jak owe redakcje opisują Polaków po każdym incydencie „faszystowskim”. Sprawa już nieco wybrzmiała, chociaż zaledwie kilka dni minęło, ale jeden wątek chyba umknął wszystkim, również tak schematycznie rzucającym się na temat komentatorom prawicowym. O banałach dyskutować nie ma potrzeby, opisane wyczyny „Gazety Wyborczej” i „Krytyki Politycznej” to „seksualny nazizm” i „faszystowskie” prześladowanie kobiet w czystej postaci, ale to jest jedna strona patologii, o drugiej jakoś niechętnie się wspomina.

Wszystko można feministkom zarzucić z wyjątkiem jednego, mianowicie tego, że feministki nie są czujne. Feministka to jest taka odmiana „płci społecznej”, która potrafi „seksizmu” doszukać się w ustępowaniu miejsca w tramwaju. Jeśli chodzi o tropienie mobbingu, rasizmu i całego zła świata w środowiskach prawicowych, feministki są w stanie wygrzebać każdy detal i zrobić z niego ogół. W związku z powyższym moje pytanie testujące jest proste. Jak to możliwe, że feministka od pizzy była molestowana, mobbingowana, gwałcona i w końcu bita, a żadna z sióstr nie poszła z tym ani do TVN, ani na demonstrację? Pal licho „nazistów seksualnych” z „Gazety Wyborczej” i „faszystów seksistowskich” z „Krytyki Politycznej”, ale przecież są inne niezależne media i instytucje szanujące prawa człowieka i równości płci!

Nie dało się tego straszliwego upokorzenia zgłosić Fundacji im. Stefana Batorego, panu rzecznikowi Bodnarowi i w końcu komisjom europejskim? Co trzymało panie feministki w tym piekle na Czerskiej? Jakimi siłami panie feministki znosiły tę kaźń i kpiny swoich oprawców, bo i o tym szeroko się rozpisały. Wyobraźnię mam niemałą jednak nie wyobrażam sobie tak gigantycznego elektromagnesu, który byłby w stanie zatrzymać na Czerskiej feministki wyjątkowo pryncypialne w szacunku dla kobiet. Jedno mi tylko przychodzi do głowy i aż sam się boję własnych myśli. A może „nazizm seksualny” i „faszyzm seksistowski” jest normą w lewicowych środowiskach, gazetach, telewizjach, instytucjach, fundacjach i nie ma dokąd iść na skargę? Do tego dochodzi konkurencja i struktura awansu, co też feministki podkreślały, nie ty, to na twoje miejsce przyjdzie dziesięć takich jak ty.

Według relacji tych biednych, wyzwolonych seksualnie pań, trzeba było się dać schrupać i to na żądanie, żeby zostać w redakcji w ogóle, a w przyszłości zostać kimś. W tej sytuacji obie strony znały warunki współpracy i godziły się na jasno zdefiniowaną patologię – za obietnicę kariery, świadczenie usług „kulinarnych”. Stąd też nie bardzo rozumiem dlaczego tak wielu komentatorów skupiło się wyłącznie na połowie patologii, zamiast otworzyć oczy na całość. „Nazizm”, „faszyzm” i jeszcze większa sodomia to dorobek i styl bycia lewicowych przybytków, publiczne wylewanie brudów po zerwaniu umów, to tylko efekt uboczny.  

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)