Przez weekend za człowieka porażkę robiło dwóch członków „Nowoczesnej”, najpierw Piotr Misiło zawiódł Internet i wycofał się z wyborów, potem Ryszard Petru przegrał z jedną ze swoich Myszek. Obaj chłopcy ciężko pracowali na swój los, ale wynik jest mimo wszystko niesprawiedliwy. Petru od dawna przestał być, a Misiło nigdy nie był nadzieją opozycji, co oznacza, że ich porażki siłą rzeczy nie mogą być największe. Ktoś inny doznał większej porażki, żeby nie powiedzieć klęski. Nadzieją i półbogiem opozycji nieustannie jest Donald Tusk i w czasie weekendu wydarzyło się coś jeszcze, co czyni Tuska królem przegranych.

W piątek w Polsce miały się odbyć masowe protesty w obronie peerelowskich sądów i jak zwykle buńczucznie zapowiadano „rzesze ludzi”. Policja Polska policzyła, że ta „rzesza” w 89 miastach liczyła w porywach 11 tysięcy, czyli tyle, ile w schyłkowym okresie KOD przyjeżdżało do Warszawy. W samej Warszawie Policja doliczyła się 1500 uczestników i co ciekawe zabrakło tym razem rytualnego przerzucania się danymi z innych źródeł. Po prostu jedna wielka porażka frekwencyjna, której TVN i GW razem wzięte nie potrafiły rozmnożyć do 250 tysięcy, jak to w przeszłości bywało. Również w piątek sejm przegłosował kilka ważnych ustaw od zakazu handlu w niedzielę, przez zmianę regulaminu sejmu, aż po zmianę ordynacji wyborczej. W powietrzu ciągle wiszą ustawy sądowe.

W niedzielę pojawiły się nowe sondaże i pomimo wygłupów lub jak kto woli dzięki wygłupom UE z wyrokami w sprawie puszczy i przegłosowaniem rezolucji odnośnie „polskiej demokracji”, PiS zdobywa rekordowe poparcie 43%. Wcześniej badania sondażowe wykazały, że zdecydowana większość Polaków krytykuje 6 członków PO głosujących za rezolucją, która może się skończyć dla Polski sankcjami. Do tego stopnia Polacy byli oburzenie, że wprost nazwali to zdradą i Targowicą. Tak by to z grubsza wyglądało i zapewne wielu Czytelników zadaje sobie teraz pytanie: „Ale co to do jasnej Anielki ma wspólnego z Tuskiem?!” Wszystko, Szanowni Czytelnicy, wszystko, bo przecież media od lewa do prawa odtrąbiły wielki powrót Tuska do polityki i oparły to sensacyjne przekonanie na takim oto wpisie godnym internetowego trolla:

Alarm! Ostry spór z Ukrainą, izolacja w Unii Europejskiej, odejście od rządów prawa i niezawiłości sądów, atak na sektor pozarządowy i wolne media - strategia PiS czy plan Kremla? Zbyt podobne, by spać spokojnie.

Dokładnie wokół tej śmiesznostki, naprawdę żałosnego wpisu, w wielu miejscach, nie tylko związanych z opozycją, powstała totalnie bzdurna koncepcja, że Tusk jednym tweetem jest w stanie rozdawać karty na polskiej scenie politycznej. Powyżej wymieniłem skrócony katalog osiągnięć, bo trzeba być konsekwentnym. Jeśli się słyszy, że mamy do czynienia z jakimś niebywałym geniuszem Tuska, to natychmiast należy zapytać czym konkretnie się ten geniusz przejawia? Co takiego Tusk rozegrał i uzyskał? Nie bądźmy dziećmi, za całym bałaganem i reżyserowaną histerią w Brukseli stoi Tusk, który puka do drzwi Merkel i innych znaczących polityków europejskich, aby wyżebrać sankcje dla Polski. I co? No i widzimy co, PiS tak został „rozegrany”, że bije rekordy popularności, a Polacy działania Tuska określają Targowicą.

Głupkowaty wpis na Twitterze w sposób oczywisty miał być drogowskazem i mobilizacją dla piątkowych protestów. I co? Klapa jakiej nigdy wcześniej całe towarzystwo nie zaliczyło. Jeśli do tego wszystkiego dodać przegłosowane i czekające na głosowanie kluczowe ustawy, plus umieszczenie Tuska w 7 rzędzie uroczystości z okazji 11 listopada i wygwizdanie przez Polaków, to mamy pełen obraz „rozdawania kart”. Co się wyłania z obrazu? Tusk nie jest żadnym liderem opozycji, tasującym polityczne karty, ale sam jest kartą na stole i to dość znaną z komediowych scenariuszy, które groteskowych bohaterów określają mianem du… waletów żołędnych.

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)