W tym samym dniu, w którym padło standardowe hasło bojowe, że od dziś Polacy nie kupują napoju z tygrysem na puszce, wyraziłem swoją głęboką wątpliwość, co do skuteczności bojkotu. Ukończyłem śmieszne, paranaukowe studia w katedrze socjologii wrocławskiej, na kierunku „Komunikacja społeczna i badanie rynku” i nawet taka wiedza pozwala ocenić stadne odruchy, które trwają chwilę i są wkalkulowane w strategie reklamowe. Trzeba być naprawdę naiwnym, aby zakładać, że wyciągnięty środkowy palec w dniu 1 sierpnia, to jest przypadek, nieuwaga, ignorancja czy brak doświadczenia.

Powstanie Warszawskie stało się elementem popkultury, nie jest wiedzą tajemną czy wydarzeniem historycznym, które się marginalizuje, jak w PRL-u. Nawet kompletne lewicowe nieuki są w stanie połączyć 1 sierpnia z Powstaniem Warszawskim, zwłaszcza, że tego dnia wszystkie telewizje, radia, prasa i portale internetowe informują o rocznicy. Nikt się nie pomylił, nikt nie strzelił gafy, wszystko było przygotowane zgodnie ze sztuką komunikacji społecznej i badania rynku. Każdy twórca komunikatu, zwłaszcza komunikatu handlowego i ideologicznego, chce dotrzeć do najszerszego grona odbiorców. Twórcy tego głupawego plakaciku słusznie założyli, że taka „grafika” wywoła nie burzę, ale wojnę, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Jest niemal pewne, że cała kampania od publikacji plakatu, przez wywiady i przeprosiny prezesa firmy reklamowej aż po „wspaniałomyślny” datek na rzecz Żołnierzy AK, to cyniczna przeprowadzona strategia.

Sprzedawcom i twórcom reklam można zarzucić wszystko, ale nie świadome narażanie się na straty finansowe. Wrzucając taką bombę musieli kalkulować ile z tego uda się wycisnąć na skali przychodów i doszli do słusznego wniosku, że sprzedaż chemicznego świństwa na pewno nie spadnie. Schematycznej reakcji obu stron politycznego i społecznego konfliktu, mówiąc w skrócie prawicy i lewicy, nawet nie trzeba było przewidywać, to było więcej niż pewne. Zagadka wzrostu sprzedaży również nie jest szczególnie skomplikowana. Tego rodzaju produkt to nie jest mleko, chleb czy choćby dżem truskawkowy, nie kupują go młodzi, starzy, kobiety i mężczyźni, czyli masowy klient. Napoje energetyczne celują w specyficzną grupę odbiorców, głównie młodych imprezowiczów, którzy tymi płynami leczą symptomy dnia poprzedniego, ewentualnie dodają sobie energii po nieprzespanych nocach. W tej grupie znajdzie się jakiś tam odłam młodzieży o prawicowych poglądach, ale wszyscy i tak nie wezmą udziału w bojkocie, a ewentualni uczestnicy zapomną o sprawie, gdy wszystko ucichnie.

Wątpiącym w słuszność powyższej diagnozy chciałbym zadać pytanie kontrolne. Jaką wódkę reklamowała jedna z agencji zdjęciem zabitego górnika z Lubina? Zrywów bojkotujących było tyle, że ortodoksyjni bojkotujący musieliby do sklepów chodzić z listami wielkości książek telefonicznych. Znając życie, realia marketingowe i dysponując wiedzą socjologiczną, byłem więcej niż pewien, jak to się skończy i że się skończy wzrostem sprzedaży. Najbardziej zaangażowani w bojkot nigdy takiego napoju do ust nie wzięli i nie wezmą, więc tutaj producent nic nie mógł stracić. Po drugiej stronie mamy bezideową młódź, która po pierwsze drwi z patriotycznych wartości i symboli, po drugie pije litrami te wynalazki, a po trzecie dla przekory, zrobienia na złość „moherom” i w końcu dla zabawy, chętnie wybierze „kontrowersyjny” napój.

Tak to działa, bardzo proste mechanizmy, niemal na poziomie behawioralnym. Uprzedzałem, że tak się stanie, gdy większość podniecała się siłą Twittera i pozostałych mediów społecznościowych. Siła oczywiście jest, ale działa w dwie strony i nie było najmniejszej szansy na zbojkotowanie produktu, z którym 95% bojkotujących nie miało nic wspólnego, a 95% konsumentów to ideologiczni przeciwnicy konserwatyzmu i patriotyzmu. Zadziałało dokładnie to, co sobie założyli twórcy kampanii. Kto się miał oburzyć, ten się oburzył, ale jednocześnie nagłośnił temat. Komu Powstanie Warszawskie i inne polskie świętości są obojętne, ten leczył kaca byle badziewiem i teraz dodatkowo, „dla fanu”, sięgnął po „zakazany owoc”. Mechanizm tak prosty, że wstyd go opisywać w formie wyjaśnienia dlaczego dzieje się tak i nie inaczej. Niestety wniosków nadal nie widać. Po wzroście sprzedaży napoju X, czeka nas wzrost sprzedaży francuskich serów, którą to akcję zapoczątkowała posłanka Lichocka.

W tym przypadku jest jeszcze „śmieszniej”, bo oczywiście drogie francuskie sery to półka nie dla emerytów i przeciętnie zarabiających. Francuskimi serami i winami podejmowani byli goście w knajpie „Sowy & Przyjaciele”. Naturalnie jest to skrót, uproszczenie, ale w ujęciu masowego klienta, jak najbardziej uprawnione. Zabawy w bojkoty to działania czysto jałowe i momentami wręcz groteskowe. Co w takim razie robić, czy w ogóle nie reagować na karygodne profanacje, ataki na polskie tradycje, a także interesy, o czym często zapominamy? Reagować i to ostro, ale z głową, nie owczym pędem.

W całości podtrzymuję swoją receptę, po pierwsze presja społeczna, generalne potępienie, sprowadzenie do narożnika, po drugie budowanie „mody” na zupełnie inne zachowania i po trzecie działania prawne. Gwarantuję, że efekty będą znacznie lepsze od pustych deklaracji i patriotycznych uniesień, które kończą się nabijaniem kabzy lewackim prowokatorom.

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)