Co roku 1 sierpnia przechodzimy przez te same rytuały, część z nich jest powszechnie akceptowana, przede wszystkim oddanie szacunku w godzinę wybuchu Powstania, część staje się jałową paplaniną wokół jednego tematu: „Było czy nie było sensu”.

Moje postrzeganie Powstania Warszawskiego zmieniło się radykalnie, był czas kiedy powtarzałem te wszystkie truizmy o bezsensownej ofierze krwi, o mordzie na ludności cywilnej i politycznym szaleństwie. Z pewnych punktów widzenia te argumenty wytrzymują próbę czasu, ale pod warunkiem, że patrzymy doposażeni w naszą wiedzę i naszą perspektywę.

Oczy i serce Powstańców kierowały się zupełnie innymi racjami i emocjami, inną wiedzą i przede wszystkim innym etosem. Przestałem zajmować się produkowaniem historii alternatywnych, gdy zrozumiałem, że historia Powstańców jest prawdziwa i żywa. Cokolwiek urodzi się w głowie historyka czy publicysty, nic nie zmieni tego, co się naprawdę wydarzyło. Setki teorii o roli polskiego dowództwa, decyzji aliantów, posunięć Stalina i co by było, gdyby było, wypełnia przestrzeń publiczną, ale nic sensownego nie wnoszą.

Mam wrażenie, że wszyscy urodzeni po 1945 roku dyskutują o sprawach, których nie rozumieją, ponieważ mieli olbrzymie szczęście i nie doświadczyli okrucieństwa wojny. Pisanie o wojnie z pozycji biurka i fotela jest zajęciem relaksującym, można odreagować codziennie stresy i dowartościować się „lajkami” po opublikowaniu własnych przemyśleń. Święty nie jestem, mam na swoim koncie wiele takich tekstów, ale w tym roku chciałbym napisać zupełnie inaczej.

Od zawsze bronię przenikania najwyższych wartości i szlachetnych idei do popkultury. Nie zżymam się na samochody obwieszone flagami, nie przeszkadza mi tak zwana „odzież patriotyczna”, a nawet te cudaczne biało-czerwone cylindry i błazeńskie czapy. Dużo mądrzejsze jest propagowanie treści budujących wspólnotę niż bzdur w gatunku „płci społecznej”. Pojawia się jednak pokusa, aby zadać najprostsze na świecie pytanie.

 Ilu z nas byłoby gotowych do takich czynów, jakie dumnie nosi na koszulkach? Na pewno skala i siła popkultury nie ma przełożenia na ludzkie postawy w chwili najcięższej próby. Z reguły dzieje się tak, że rzeczywistość brutalnie weryfikuje teorię, ta sama zasada dotyczy strategów teoretyków. Który z nich potrafiłby podjąć decyzję z krwi i kości, i ponieść za nią pełną odpowiedzialność? Wystarczy przeprowadzić ten prosty eksperyment i w głowach zaczyna się rodzić zupełnie nowy układ myśli, ale to ciągle jest tylko i wyłącznie teoria. Nie daj Boże, żebyśmy doczekali czasów, które zmusiłyby nas do takich działań, które podjęli Powstańcy.

Pokolenie AK to ostatnie, jeszcze żyjące pokolenie, posiadające najwyższy certyfikat patriotyzmu. Pięknoduchy opowiadają głupawe dykteryjki o sprzątaniu psich kup i płaceniu podatków, szczycą się „nowoczesnym patriotyzmem”, a to tylko higiena, kultura osobista i fiskalizm. Piekła, jakiego zaznali Powstańcy nie da się porównać z żadnym wydarzeniem ze współczesnej historii Polski.

Oddając pełen szacunek zabitym w 1956, 1970 i 1981 roku, nie sposób nie zauważyć, że tamto bohaterstwo wynikało z zupełnie innych okoliczności niż świadomość, że z paroma nabojami i ręcznym granatem trzeba się zmierzyć z najlepiej wyposażoną armią świata. Innymi słowy, Powstańcy wiedzieli, że idą na wojnę, protestujący przeciw komunistom przeciwnie, zakładali, że Polak do Polaka strzelał nie będzie. Wszystko to razem wzięte podpowiada, że należy się głęboko zastanowić i w efekcie przeadresować pytania o sens i bezsens. Zamiast pytać czy Powstańcy mieli, czy nie mieli racji, zapytajmy ile z tego heroizmu jest w naszym zasięgu?

 Złośliwi twierdzą, że na wypadek tragicznej powtórki z historii za broń chwycą tylko kibice, a intelektualiści, teoretycy i publicyści skryją się w piwnicach. Obawiam się, że w tej ponurej anegdocie jest więcej prawdy niż sarkazmu i wnoszę to również po własnych przemyśleniach. W przeciwieństwie do patriotów malowanych, nie umiem odpowiedzieć, czy stać by mnie było na takie poświęcenie i jakbym zareagował w obliczu śmiertelnego zagrożenia.

Powstańcy mają nad nami wielką przewagę, Oni niczego nie muszą sobie wyobrażać, niepotrzebne Im żadne eksperymenty, wiedzą o sobie wszystko. Od nich możemy i powinniśmy się uczyć patriotyzmu, Ich powinniśmy pytać jak sobie z tym wszystkim poradzili i radzą nadal. Pokolenia AK przetrwało okupację niemiecką, represje stalinowskie i ponad pół wieku komunizmu.

Wyleczyłem się z dywagacji o Powstaniu Warszawskim, dla mnie to jest poziom, którego nigdy nie dotknąłem i obym nie dotknął. Ostatni bohaterowie Armii Krajowej jeszcze żyją, ale pytanie czy narodziło się nowe Pokolenie AK pozostaje otwarte, bo sama identyfikacja z wartościami to za mało, aby się dowiedzieć o sobie tyle, ile wiedzą Powstańcy.

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)