W przyrodzie i polityce zdarzają się cuda, ale najczęściej mamy do czynienia ze zwykłymi i dobrze znanymi prawami. Po wiośnie jest lato, po kampanii- głosowanie, po narodzinach - karmienie, po uchwaleniu ustawy - płacz lub radość. I to ostatnie zjawisko polityczne jest szczególnie ciekawe w kontekście ostatnich wydarzeń. Doszukiwanie się przypadku w serii ataków na rząd PiS i samego Jarosława Kaczyńskiego byłoby sporą naiwnością. Wszystko wygląda na jedną wielką akcję, chciałbym napisać skoordynowaną, ale bardziej tutaj pasuje słowo „żywiołową”.

Ze strachu przed ustawami sądowymi najgorszy sort i najwyższe kasty rzucają wszystko na jedną szalę, stąd nagle pojawił się „polski nazizm” i został wyeksportowany na Zachód, zarówno do mediów, jak i do Parlamentu Europejskiego. Z tej samej przyczyny swoją żałosną konferencję urządził Grzegorz Schetyna i zapowiedział konstruktywne wotum nieufności wobec „brunatnego rządu”. Identyczne motywacje miała Państwowa Komisja Wyborcza, nagle obudzona perspektywą paraliżu wyborów, po wprowadzeniu zmian przewidzianych w nowych propozycjach PiS. Nie inaczej zachowała się Małgorzata Gersdorf, ona również, a właściwie najbardziej, przestraszyła się ustaw i zaczęła nucić starą melodię o sądach, które oczyściły się same.

Taką sama nerwowość można zauważyć wśród autorytetów. Frasyniuk stacza się jeszcze niżej niż dotąd się staczał i sięga do grobu, aby zaatakować Jarosława Kaczyńskiego. Owsiak wychodzi z siebie czwarty tydzień, aby sprowokować jakąkolwiek awanturę i zrobić z siebie męczennika „pisowskich sądów”, zapominając, że sądy nadal są przepełnione kolegami taty milicjanta i koleżankami mamy – księgowej MO. Media „liberalne” grzeją „nazizm” od 12 listopada, co ważne, bo po 11 listopada TVN jeszcze nie miał pojęcia do czego się przyczepić. Dopiero na drugi dzień wygrzebali incydenty z udziałem ruskich trolli zapisanych do ruskich bojówek: „Niklot” i „Czarny Blok”. Nerwowa atmosfera udziela się całej licznej grupie, żywo zainteresowanej, aby nic się nie zmieniło i przede wszystkim, żeby zostały zachowane statusy świętych krów i najwyższych kast.

Desperacja sięga tego poziomu, że TVN24 odgrzewa starego i do cna przerzutego kotleta „komunistyczny prokurator Piotrowicz”. Zaprzyjaźniona GW przypomina z kolei, że cztery lata temu Ziobro pyskował do Kaczyńskiego. No i „truskawka” na torcie! Do „Ucha prezesa” nie tylko wrócił Adrian, ale jeszcze został przebrany za człowieka kanapkę, czyli koniec z „Panem Prezydentem”, który „upokarza” Kaczyńskiego wielokrotnym wzywaniem do Belwederu. Gdy się te wszystkie histerie pozbiera, nomen omen, do kupy, to staje się jasne, że na 52. Posiedzeniu Sejmu RP w dniach 22, 23, 24 listopada 2017 r. odbędzie się głosowanie ustaw sądowych. Potwierdził ten fakt poseł Stanisław Piotrowicz i to jest ostateczne rozwianie złudzeń ciemnej strony peerelowskiej mocy.

Termin posiedzenia można uznać za historyczny, prawie dokładnie rok temu mieliśmy w sejmie i okolicach największą zadymę i próbę przewrotu pod kryptonimem „Ciamajdan”. Chcąc nie chcą zdrowy na ciele i na umyśle człowiek niemal odruchowo zadaje sobie pytanie, czy ten cyrk trzeba będzie przeżyć jeszcze raz? Prawdopodobnie tak, trudno się po tym towarzystwie spodziewać finezji czy innowacji, ale nie sądzę, żeby „Ciamajdan 2” choć w połowie przypominał pierwszą część. Nawet totalna opozycja nie jest tak głupia, żeby się pakować ponownie w „wigilijny pasztet” i „nie pucz kiedy odjadę”. Wygłupów ulicznych i sejmowych należy oczekiwać, wycia w mediach i ze wszystkich stron również, ale tutaj nie szukałabym najmniejszego zagrożenia dla reformy sądownictwa.

Ciągle największą zagadką i najsłabszym punktem programu jest Pałac Namiestnikowski. Bóg jedyny wie, co tym razem może przerazić gospodarza albo jakiej niemądrej rady i doradczyni posłucha. Jeśli to ogniwo nie zostanie przerwane, to łańcuch zdarzeń nieuchronnie zmierza w kierunku absolutnie przełomowej i fundamentalnej reformy „wymiaru sprawiedliwości”.

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)