Często bywa tak, że zawodowi dziennikarze powielają teksty, które pojawiają się w Internecie i powstają z tego tytułu awantury. Nigdy w nich nie uczestniczę, chociaż nieraz widziałem całe akapity z moich felietonów, sformatowane na szybkiego. Nie w tym rzecz, nie mam żadnych pretensji, gdy ktoś kopiuje, ale też nie mam żadnych oporów, aby wprost przyznać, że zostałem uprzedzony w definiowaniu społecznych zjawisk. Zaraz po przebudzeniu przeczytałem tekst Jacka Karnowskiego, a w nim znalazłem swoją zapowiedź upadku KOD i świeżą myśl, z którą miałem zamiar się podzielić na dniach. Karnowski był pierwszy i napisał, że koniec KOD nie oznacza końca „rewolucyjnych” problemów, z czym się całkowicie zgadzam.

Paradoksalnie zwijanie miasteczka KOD i odcinanie się od KOD, chociażby przez Broniarza, zawodowego zadymiarza z ZNP, nie jest dobrą informacją. Znacznie lepiej mieć za wroga kompletnie nieudolną formację, niż siły, które w przeszłości wielokrotnie narobiły szkód. KOD upada z oczywistych powodów, przywoływałem je wielokrotnie i chodzi oczywiście o brak społecznego zaplecza. Wybór TK i interesów korporacji, jako paliwo do rewolucji, to wynik totalnego chaosu i traumy po porażce. Koniec musiał nastąpić i to się właśnie staje faktem. Kijowskiego i jego emerytowany PRL można zwinąć w 5 minut, wystarczy, że GW z TVN odetną go od mikrofonów i kamer. Da się tę tendencję zauważyć i prócz wymienionych powyżej przyczyn upadku, niebagatelne jest również to, że lider Kijowski ma cechy osobowości wystruganej z najpodlejszej jakości, chińskiego plastiku. Jednorazówka się rozsypuje na naszych oczach, jednak po drodze stało się coś ważnego i niebezpiecznego.

Karnowski słusznie zauważa, że lewicowi doktrynerzy są mistrzami świata w rewolucjach obyczajowych, czego nie wolno lekceważyć. Daleko szukać nie trzeba, aby potwierdzić tę banalną konstatację, wystarczy odtworzyć sobie czasy dzieci kwiatów, czy teraz „dżender”. Nazbyt łatwym i bezpodstawnym jest też twierdzenie, że lewica „postępowa” jest za głupia, żeby przeprowadzić skuteczną kontrofensywę. Myśleć w ten sposób oznacza przegrać przed podjęciem walki. Czym innym jest serwowanie masom najgłupszych i prymitywnych recept na życie, a czym innym inteligentne czerpanie z tego zysków. Na plan pierwszy wchodzi klasyka talmudycznego działania, co jest dobre dla pospólstwa jest złe dla narodu wybranego i odwrotnie. Czy Michnik, Balcerowicz, Tusk, Komorowski, żyją według zasad postępowej ewangelii? Nic z tych rzeczy, oni są do bólu konserwatywni i najchętniej wróciliby do lat młodości – topornego PRL, zachowując zdobycze cywilizacji, takie jak kolorowy telewizor na pilota.

Twórcy i wykonawcy nowych ideologii zawsze się ustawiają w przeciwnym kierunku do głoszonych poglądów. Największy liberał i zwolennik prywatnej własności, niejaki Balcerowicz, całe życie żył i nadal żyje z państwowego grosza albo fundacji. Łatwo mi sobie wyobrazić jakim obrzydzeniem i pogardą do homoseksualistów i feministek, pała większość artystów, polityków i dziennikarzy z pokolenia Jandy i Michnika. Jednocześnie to właśnie oni są twarzami każdej kolejnej rewolucji obyczajowej, co było dobitnie widać w czasie marszów z parasolkami. No właśnie i to jest ten niebezpieczny moment, to jest to otwarcie oczu na stare od nowa. Trybunał i korporacje zaskoczyć nie mogły, ale debaty wokół dupy Maryni są nieśmiertelne i wcale nie chodzi o samą aborcję. Nośne społecznie tematy: walka z kościołem, walka z pornografią, walka z patriotyzmem, walka z rasizmem, homofobią, itd., itp., były przez ten rok uśpione albo prowadzone nieudolnie. Z aborcją wyszło przypadkowo, ale od razu zażarło i każdy kto śledził tę aferę uważnie wie, że nie aborcji dotyczyła.

Na ulicę wyszła moralna rewolucja, dzięki Bogu w zalążku, a emocje jej uczestników mówiły wszystko. Chcemy zburzyć ten ciemnogród, to zacofanie, gdzie kobieta jest kobietą, mężczyzna mężczyzną i dziecko chłopczykiem lub dziewczynką. Jesteśmy wolni i nowocześni, zburzymy stary ład, skrobanka dla każdego, bo tak nam się podoba, bo ksiądz, rodzice, nudziarze, nie będą nam układać życia. Historia ludzkości jest dość nudna, zawsze powielają się te same scenariusze, zmieniają się, co najwyżej, kostiumy. Karnowski ma rację i tę samą rację przekazuję własnymi słowami, zginie KOD, ale w jego miejsce pojawi się lewicowa moralna rewolucja oparta na emocjonalnie podgrzewanych tematach obyczajowych.

Kiedy? Sądzę, że bardzo szybko, bo bez wzniecenia rewolucji dotychczasowi spadkobiercy PRL zwyczajnie nie przeżyją. Będzie zadyma, to pewne, ale jest też antidotum na tę kontrofensywę. Składa się z dwóch składników – schodzenie z obyczajowego pola walki, konsekwentne stawianie na poprawę jakości życia Polaków. Głodny Polak, to zły Polak, najedzony po ulicach biegał nie będzie. Przepraszam za ten trywialny morał, ale zapewniam, że nawałnica „obyczajowa” nadejdzie, a innych metod na rozbrojenie nie ma.

Matka Kurka