Porobiło się nam w Europie i na świecie, jak w starym budowlanym dowcipie – taki zapie…l, że taczki nie ma kiedy zadołować. Temat goni temat, Brexit idzie za Orwellowskim spotkaniem szóstki, która miała zdecydować o „integracji” 27 państw. No i w tym natłoku jednak coś się radykalnie pozmieniało. Kilka miesięcy temu zdjęcie dziecka wyrzuconego na turecką plażę obiegło cały świat. Nie było to takie „zwykłe” dziecko, ale trzyletni Syryjczyk, który miał paść ofiarą wojny i wraz z rodziną ratował swoje życie ucieczką do Grecji. Później się okazało, że cała historia wyglądała zupełnie inaczej i tak prozaicznie, że aż skóra cierpnie. 

Mały Syryjczyk padł ofiarą stomatologicznych marzeń ojca. Rodzina nie płynęła do Grecji po to, aby ratować życie, ale po to, żeby za darmo ojciec chłopca mógł sobie nareperować zęby. Dziś mało kto pamięta o najgłośniejszym dramacie „uchodźców”, a już na pewno o przedstawionej prawdziwej wersji wydarzeń mało kto chce pamiętać. Podobnie wygląda sprawa obozów dla uchodźców, ni stąd nie zowąd „uchodźcy” zniknęli z nagłówków medialnych razem z koczowniczymi obozami w Grecji, na Węgrzech i w Austrii. Może się niepotrzebnie zapędzam z tym stwierdzeniem, dlatego na wszelki wypadek dokonam korekty. Nie wiem, czy obozy przestały istnieć w każdy razie w telewizorach ich nie widać. Do pełnego obrazu zaskakujących zmian w prezentacji najbardziej palących europejskich problemów trzeba dodać jeszcze dwie niesamowite opowieści. Obie odnoszą się do Turcji, a pierwsza dotyczy satyry. W Niemczech gdzie z pełną swobodą i bez żadnych konsekwencji, „satyryczna” prasa pisała o polskim Prezydencie per „kartofel” wielki skandal wywołało porównanie tureckiego prezydenta Erdogana do sodomity.

Niemiecki satyryk Jan Böhmermann prowadzi m.in. w ZDF program „Neo Magazin Royale“. W tejże telewizji Böhmermann wprost zapowiedział, że przedstawi „uwłaczający prezydentowi Turcji wiersz“. Reszty przytaczał nie będę, bo żadna to poezja, tak czy siak Erdogana zmieszano z zoofilią i wyjaśnieniem tak ostrego potraktowania miały być skądinąd prawdziwe zarzuty dotyczące prześladowania Kurdów i wprowadzania islamskiego zamordyzmu w Turcji. Wybuchła wielki skandal międzynarodowy, ściślej turecko-niemiecki i co niesłychane, jak również niespotykane, najbardziej oburzyły się Niemcy z Merkel na czele. Satyryka oddano pod opiekę niemieckiej prokuratury. Skąd nagle taki rygor u naszych zachodnich sąsiadów i brak poszanowania dla mniejszości seksualnej? Pierwsze skojarzenie prowadzi do islamu, którego w przeciwieństwie do katolicyzmu niewolno gnoić w żadnych okolicznościach, ale tym razem to fałszywy trop. Poszło o tę drugą opowieść, czyli o wsparcie tureckie dla niemieckiej polityki imigracyjnej. Gdy się Niemcom zbuntowały europejskie kolonie i zapowiedziały, że żadnych „uchodźców” na siłę przyjmować nie będą, coś z tą milionową nawałnicą trzeba było zrobić. W ramach poszanowania wartości europejskich sprzedano ich kompletnie niekonstytucyjnej Turcji. Satyryk i cała reszta Niemców z tego powodu musieli zamknąć buzie i grzecznie słuchać jakim to wielkim mężem stanu jest Erdogan.

Tak nam się radykalnie pozmieniało w Europie i to raptem w przeciągu kilku miesięcy, ale to nadal nie tłumaczy dlaczego znikł problem „uchodźców”. On nie znikł, on się medialnie wyciszył i jest załatwiany tureckimi metodami, które są dalekie od węgierskiego braku tolerancji. Swego czasu pokazywano węgierską dziennikarkę, jak podstawia nogę syryjskiemu dziecku i kopie jakiegoś brodatego Syryjczyka. Nie było wioski w całej UE, która by się tym widokiem nie bulwersowała. Wprawdzie znów się okazało, że brodaty nie zdążył pousuwać z Internetu swoich zdjęć z kałasznikowem i maczetami, na szkoleniu ISIS, ale kto by się takimi detalami przejmował. Turcy to co innego, oni 6 dni temu zastrzelili ośmioro syryjskich „uchodźców” w tym dwie kobiety i czworo dzieci. Próżno jednak szukać w dziennikach, tygodnikach i głównych wydaniach telewizyjnych serwisów informacyjnych i tak dramatycznych zdjęć, jak to zdjęcie chłopca wyrzuconego na plażę, czy dziecka „podhaczonego” przez węgierską dziennikarkę. Tak się w „zintegrowanej” Europie załatwia, nagłaśnia i gasi wszystkie palące problemy, takie są normy, standardy i wartości „liberalnej demokracji”.

Matka Kuka/kontrowersje.net