Dzięki "martwym duszom" znacznie wzrosła liczebność gorzowskich kół partii. Według gazety kilka miesięcy temu, przed wyborami w regionalnych strukturach w Gorzowie, do Platformy zapisało się 261 osób. Okazało się, że część z nich nic o tym nie wiedziała, a przy wielu nazwiskach był ten sam adres. Większa liczba członków w kole to większa liczba delegatów i większa szansa na zwycięstwo w partyjnych wyborach. Jak wynika z ustaleń „Rz” większość "martwych dusz" to słuchacze dwóch gorzowskich szkół policealnych. Wykładowca jednej z nich miał opowiadać uczniom o Platformie mówiąc, że sam do niej należy. Prokuratura ustaliła tę osobę, a biegli grafolodzy badają, kto fałszował podpisy na deklaracjach. Po lipcowej publikacji "Rzeczpospolitej" struktury PO w Gorzowie Wielkopolskim zostały rozwiązane. Z powołaniem nowych władze partii czekają na zakończenie śledztwa.


Pompowanie kół to stary numer „obywatelskiej” partii. W najbardziej spektakularny w swojej prostocie sposób pretorianie partii robili to w moim Olsztynie. Kilka lat temu opisywałem to Gazecie Polskiej. Pozwalam sobie przypomnieć fragmenty tego tekstu.  „Bandycki numer”, „wyborczy szwindel Schetyny” -tak nazywali proceder pompowania kół lokalni działacze PO. W wyniku pompowania kół , dokonanego w 2006 r. przez przyszłego wicepremiera Schetynę i posła Sławomira Rybickiego, władzę w regionie przejęli działacze nie posiadający w Olsztynie żadnego społecznego i politycznego poparcia. Przed wyborami parlamentarnymi w 2005 r. koło nr 4  w ciągu kilku tygodni  zwiększyło liczbę swoich członków z 37 do 260. Wojciech Niepokulczycki, nieżyjący już członek PO, który ujawnił sprawę w swojej książce, wysłał do klubowego kolegi list, z którego wynikało, że wśród dziesiątek nowych deklaracji członkowskich trudno znaleźć prawdziwą: do olsztyńskiego koła nr 4 zapisała się np. 92-letnia staruszka z Gdańska, całe rodziny członków tego koła, a także szkółka językowa jednego z działaczy. Zszokowany Niepokulczycki pisał również, że wśród dokumentów znajdują się „ewidentnie sfałszowane” deklaracje małżeństwa z Piotrkowa Trybunalskiego oraz nazwiska spisane... z cmentarnych nagrobków. Później do akcji wkroczył Grzegorz Schetyna, który rozwiązał cały warmińsko-mazurskiego zarząd regionalny i przekazał władze w ręce Rybickiego jako „zarządcy komisarycznego”, który później wszedł z „jedynki” w Olsztynie do Sejmu. Następnie były wicepremier unieważnił uchwałę rozwiązującą słynne „napompowane” koło z udziałem m.in. 92-letniej staruszki z Gdańska, szkółki językowej i nieboszczyków z cmentarza. Na pytanie posłanki PO, Lidii Staroń, dlaczego uchwała nr 49 stała się nagle nieważna, Schetyna odpowiedział jedynie: „Nieważna, bo nieważna”.


Może jednak nie powinniśmy czepiać się tak do władz PO. Skoro partia wygrała już drugie wybory z rzędu z poparciem 40% Polaków to znaczy, że nie można jej nie kochać. Niektórzy nie wiedzą po prostu, że miłość do partii powinna być bezwarunkowa i bezinteresowna. A jeżeli niektórzy umarli zanim przewodnia siła kraju powstała to jej członkowie i tak nie zapomną o tych nieszczęśnikach i spowodują, że ludzie tacy będą mogli po śmierci dostać łaskę należenia do partii miłości. Należy pamiętać, że partia ta jest masowa i popierają ją młodzi, starzy, głupi, mądrzy, żywi i nieżywi.  A czepiają się jej tylko wichrzyciele i wrogowie ustroju. Platforma Obywatelska wie lepiej co jest dobre dla nieświadomych swojego szczęścia ludzi. Dlatego nie ma nic złego w pompowaniu kół „martwymi duszami”. Ważne by były to szczęśliwe dusze.  

 

Łukasz Adamski