Zaskoczyła Panią nieautoryzowana rozmowa z Adamem Bielanem na temat m.in. Pani Ojca?


- Ten wywiad to ewidentna manipulacja. Nie tylko pytania są tendencyjne, ale z tego, co mówił Adam Bielan, wynika, że jego wypowiedzi są wyrwane z kontekstu. Wszystko to razem tworzy obraz trochę nieudolnego, nieporadnego i nie bardzo umiejącego odnaleźć się we współczesnym świecie i współczesnej rzeczywistości medialnej prezydenta, który zamiast przechodzić do konkretów, woli sobie porozmawiać. Jak już powiedziałam, to jest obrzydliwa manipulacja mająca na celu zniszczeniewizerunku mojego Ojca jako poważnego polityka, patrioty i męża stanu.
W życiu prywatnym Tata był niesłychanie serdeczny, pełen poczucia humoru, bezpośredni, otwarty na ludzi i lubiący ludzi, lubiący spędzać z nimi czas. Był więc taki, jak chyba większość z nas. Poza tym był bardzo dobrym człowiekiem i bezinteresownym w wielu działaniach. W swoim życiu naprawdę wielu osobom pomógł, przy czym nigdy nie robił tego dla jakiegoś poklasku czy własnych korzyści. Zwyczajnie był wrażliwym człowiekiem, wrażliwym na krzywdę innych. Miał też mnóstwo zainteresowań, był ciekawy świata, lubił literaturę, historię i muzykę. Taki był prywatnie. Natomiast jeśli chodzi o życie publiczne i sprawy państwowe, to Tata był poważnym, niezwykle odpowiedzialnym i pracowitym politykiem, dążącym do tego, aby w naszym kraju żyło się lepiej. Był prawdziwym patriotą.



Z tego wywiadu wyłania się jednak obraz Lecha Kaczyńskiego jako osoby niekompetentnej.


- To prawda. Cały wywiad jest tak ukierunkowywany, aby wyłonił się taki właśnie obraz mojego Ojca jako człowieka niekompetentnego. Teresa Torańska kończy go pytaniem o to, że może "Leszek nie nadawał się na prezydenta?", po czym ten wątek zostaje zawieszony i przełożony na inną rozmowę. Zostało to zrobione tak, jakby sam Bielan podważał kompetencje mojego Ojca. Na polskiej scenie politycznej niewielu jest polityków, którzy mieli tak wielkie doświadczenie w sprawowaniu różnych wysokich urzędów jak właśnie Lech Kaczyński. Mój Ojciec był po pierwsze, działaczem "Solidarności" - w ostatnim okresie rzeczywiście kierował "Solidarnością". Był wówczas zastępcą przewodniczącego, ale tak naprawdę to Lech Kaczyński wykonywał wtedy wszystkie najważniejsze funkcje związane z kierowaniem związkiem zawodowym. Przed objęciem prezydentury Tata był też senatorem, ministrem stanu w Kancelarii Prezydenta, posłem, prezesem Najwyższej Izby Kontroli. Absolutnie nikt nie mógł nigdy mojemu Ojcu niczego zarzucić, jeśli chodzi o kierowanie NIK-iem. Wręcz przeciwnie. Ten urząd zyskał za czasów mojego Ojca, został unowocześniony, zreformowany. Później Tata został ministrem sprawiedliwości. Gdyby więc był tak nieudolną osobą, jak usiłuje się to sugerować we wspomnianym wywiadzie, to z pewnością nie zdołałby piastować z powodzeniem tak wielu funkcji i nie byłby aż tak popularnym politykiem. Wygrał przecież wybory na prezydenta Warszawy, choć utrzymywano, że nie ma najmniejszych szans w starciu z Andrzejem Olechowskim, za którym stały media i środowiska z olbrzymimi finansami. Wbrew wszelkim twierdzeniom Ojciec wygrał i był świetnym prezydentem Warszawy. Do dziś część realizowanych w stolicy inwestycji jest efektem działańmojego Ojca. O tym, że był dobrym prezydentem Warszawy, świadczyć może także to, że następnie został wybrany na prezydenta Polski. Poza tym był świetnym prawnikiem, osobą posiadającą wszechstronną wiedzę zarówno z historii, jak i z filozofii. Jak więc w przypadku osoby z takim doświadczeniem można chociażby insynuować, że była niekompetentna, że nie posiadała przygotowania do zajmowania urzędu prezydenta?! Ojciec miał nie tylkodoświadczenie i ogromną wiedzę, ale - co najważniejsze i niestety nieczęsto spotykane - miał autentyczną wolę zrobienia czegoś pięknego dla swojego kraju.

 

Nie odnosi Pani wrażenia, że władza próbuje jednak gasić tę pamięć?

 

- I to jest naprawdę zaskakujące, że jest wiele miejsc zarówno w Polsce, jak i za granicą, gdzie ludzie upamiętnili prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pozostałe ofiary katastrofy smoleńskiej, ale nasi rządzący nie chcą pozwolić, by prezydent Polski, prezydent Warszawy i honorowy obywatel tego miasta [honorowe obywatelstwo Warszawy zostało Lechowi Kaczyńskiemu przyznane dopiero pośmiertnie - przyp. red.], został upamiętniony w stolicy. To pokazuje, że wielu osobom Lech Kaczyński przeszkadza nadal, nawet po śmierci. Jednocześnie władze odbierają możliwość uhonorowania pozostałych ofiar katastrofy. To jest dla mnie naprawdę niezrozumiałe.

 

Jak ten stan niewytłumaczalnej awersji do wszystkiego, co wiąże się z pamięcią o ofiarach i samej katastrofie, odbierany jest za granicą?

 

- Dla tych ludzi jest to po prostu niepojęte. Ci, którzy mieszkają w Polsce, rozumieją w pewnym sensie ten stan rzeczy. Rozumieją, że to jest absolutnie nieprzypadkowe. Polacy w większości widzą tę nieprzypadkową zajadłość w utrudnianiu upamiętniania katastrofy smoleńskiej. Większość Polaków zdaje sobie sprawę z zachodzących także zmian w stosunkach międzynarodowych. Oczywiste dla nich jest, że Lech Kaczyński, patriota, jest osobą szalenie niewygodną dla obecnego establishmentu. Natomiast jeśli chodzi o Zachód, to, niestety, ten przepływ informacji z Polski jest dość ograniczony i większość osób opiera swoje informacje na mainstreamowych mediach. Ale oni też nie rozumieją, dlaczego tak się dzieje, że w Warszawie tak trudno znaleźć miejsce na upamiętnienie i dlaczego w prasie pojawia się aż tyle zjadliwych artykułów na temat prezydenta. Pamięć o nim wciąż wielu osobom przeszkadza.



Ale są też dobre przykłady, np. żona prezydenta Gruzji Sandra Roelofs-Saakaszwili.


- Tak, i jestem jej naprawdę za to bardzo wdzięczna. Pani prezydentowa poświęciła także moim Rodzicom, a zwłaszcza mojej Mamie, jeden z rozdziałów swojej książki zatytułowanej "Historia idealistki". W trakcie spotkania w Gdańsku pierwsza dama Gruzji wspominałamoją Mamę, mówiąc o niej naprawdę bardzo pięknie i prawdziwie. Podkreślała też, że gdyby nie odważna postawa mojego Taty w czasie wojny z 2008 roku, Tbilisi zostałoby zajęte przez Rosjan. Jak zauważyła, żadna z zachodnich inicjatyw nie miała tak wielkiego znaczenia dla powstrzymania Rosjan w tamtym czasie jak wyprawa zorganizowana przez Lecha Kaczyńskiego. I między innymi za to w Gruzji moi Rodzice są bardzo szanowani. Kraj ten jako jeden z pierwszych upamiętnił też parę prezydencką i pozostałe ofiary z 10 kwietnia 2010 roku. Pani prezydentowa funduje różnego rodzaju stypendia dla młodzieży i otworzyła w Gruzji placówkę medyczną im. Marii Kaczyńskiej. Pierwsza dama Gruzji bardzo się stara o tę pamięć i jestem jej za to niesłychanie wdzięczna.

 

Jak ocenia Pani zachowanie następcy Pani Ojca na urzędzie prezydenta w sprawie katastrofy?

 

- Bronisław Komorowski wygrał te wybory, kreując się na patriotę, katolika, a w trakcie jego prezydentury okazuje się, że niewiele ma z tym wspólnego. Moim zdaniem, społeczeństwo zostało zmanipulowane i dało się uwieść temu wizerunkowi dobrotliwego męża, ojca i patrioty. W rzeczywistości prezydent, który po tak straszliwej katastrofie, w której ginie jego poprzednik i większość elity politycznej, po tym, jak katastrofa ta jest wyjaśniana - w zasadzie niewyjaśniana, gdyż mamy kłamliwy zarówno raport MAK, jak i raport komisji Jerzego Millera, a także niemożliwość wydobycia kluczowych dla sprawy dowodów - twierdzi, że mamy świetne stosunki z Rosją, ewidentnie pokazuje, że mija się z prawdą. Wymienione przeze mnie fakty świadczą o tym, że nie jesteśmy przez tego sąsiada, ale chyba także przez naszego prezydenta, traktowani poważnie. Zamiast dążyć do wyjaśnienia tej bezprecedensowej tragedii, najwyższy przedstawiciel RPi jego otoczenie wpisuje się w rosyjską retorykę. Postawa obecnego prezydenta budzi wątpliwości.

 

To dość mocne słowa.

 

- Ale prawdziwe, bo przecież wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej jest - jak mówiłam chociażby podczas wysłuchania w Brukseli - kwestią polskiej racji stanu. Każdy szanujący się kraj dba o swoich obywateli i w przypadku katastrof zawsze dąży do ich wyjaśniania. Tutaj mamy do czynienia nie tyle już z biernością, ile wręcz z utrudnianiem wyjaśniania przyczyn katastrofy, w której zginęła przecież nie tylko głowa państwa, ale także cała niemal jego generalicja.

 

Prezydent coraz śmielej atakuje rodziny. Komentując wysłuchanie publiczne w PE, nazwał je "dramatyzowaniem" i wezwał do zakończenia podobnych działań w imię "poszanowania odczuć wszystkich rodzin ofiar".

 

- Czyli pan prezydent podpisuje się pod kłamliwym raportem MAK, choć już wszyscy dobrze wiemy, że ten raport jest kłamliwy, że znajdują się w nim wyssane z palca informacje mające na celu oczernić nasz kraj i wprowadzić polską i zagraniczną opinię publiczną w błąd. Jak w takiej sytuacji ktoś, kto reprezentuje nasze państwo, może mówić, że należy zakończyć ten temat, bo sprawa jest już wyjaśniona?! To jest niebywały skandal! Jak prezydent może mówić, że sprawa jest już wyjaśniona, skoro zarówno postępowanie w polskiej prokuraturze, jak i w rosyjskiej nie zostało do tej pory zakończone? Prezydent, wypowiadając takie słowa, mija się z prawdą, bo nasze śledztwo wciąż się toczy. A co do tego "rozgrzebywania", to w tej sprawie jest tyle nieprawidłowości, że rodziny muszą starać się walczyć o prawdę. To jest nasześwięte prawo. I nie działamy tylko w interesie swoim, ale w interesie wszystkich Polaków. Mówiąc szczerze, to bardzo się dziwię tym wszystkim ludziom, którzy brali udział zarówno w przygotowaniach do wizyty mojego Ojca w Katyniu, jak i tym, którzy odpowiadają za to, w jaki sposób później potoczyły się sprawy związane z wyjaśnianiem katastrofy smoleńskiej, oraz wreszcie tym, którzy wypowiadają się w tej sprawie, atakując rodziny, że są w stanie egzystować w życiu publicznym.Myślę, że w krajach dojrzałej demokracji nie byłoby to możliwe. Niestety, to jest kwestia niedojrzałości naszej demokracji. Kwestia tego, że pomimo przełomu, który nastąpił w 1989 roku, jednak nie wyrwaliśmy się zupełnie z pewnych zależności. I to, że w ogóle doszło do tej tragedii, oraz sposób, w jaki sprawa jest wyjaśniana, najdobitniej o tym świadczą.

 

O tej rozbieżności z międzynarodowymi standardami mówi całkiem pokaźna grupa naukowców, również z zagranicy.

 

- Tak. Wskazują na to m.in. niezależni eksperci, którzy podjęli się badania przyczyn katastrofy. Tylko oczywiście trzeba wziąć pod uwagę fakt, że oni nie mają dostępu do wraku, do czarnych skrzynek, rejestratorów lotu i dokumentacji, w związku z czym ich badania mają w dalszym ciągu charakter pewnej hipotezy. Jednak jeśli mamy do czynienia z kilkoma niezależnymi od siebie ekspertami, którzy dochodzą do zbliżonych wniosków, to oznacza, iż coś na rzeczy jest. Ci naukowcy - w tym prof. Wiesław Binienda, Kazimierz Nowaczyk i Grzegorz Szuladziński, korzystają z najnowszych technik dostępnych m.in. w Stanach Zjednoczonych i Australii, a którymi posługują się chociażby w swojej pracy dla NASA czy wojska. Są cenionymi fachowcami w swojej dziedzinie, pracującymi w bardzo prestiżowych firmach i uczelniach w USA. Co ciekawe, ostatni z wymienionych przeze mnie panów - czyli prof. Szuladziński, zaczął się zajmować badaniem katastrofy na prośbę jednego z blogerów, który bardzo krytykował ustalenia prof. Biniendy i Nowaczyka. I co się okazało? Że ta osoba, uprzednio udzielając temu blogerowi odpowiedzi na jego pytania, twierdzi, że także nie ma wątpliwości, że skrzydło Tu-154M zostało zniszczone nie na skutek zderzenia z brzozą - jak twierdzi MAK.

 

Nikt nie podjął z nimi merytorycznej dyskusji.

 

- I to też wiele mówi. Ich tezy spotykają się jedynie z wyśmiewaniem i z kpinami, jednak żadna z tych osób próbujących dewaluować te ustalenia nie wysuwa konkretów. Mało tego. W ostatnim czasie pojawiła się także inicjatywa ponad 50 kolejnych naukowców, tym razem z polskich instytutów naukowych, którzy chcą podjąć się badania numerycznego przebiegu katastrofy smoleńskiej. Profesorowie ci zwrócili się o przyznanie grantów od państwa na ten cel i zobaczymy, z jaką odpowiedzią się spotka ich inicjatywa. Mamy też zatrważający sygnał z Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie profesorowie chcieli opublikować w kwartalniku uniwersyteckim apel o podjęcie długofalowychbadań, który jednak został odrzucony w związku z tym, że - jak wskazano - jego treść jest niezgodna z tematyką tegoż pisma. Potwierdza się więc teza pani prof. Staniszkis, która mówi o tym, że Platforma Obywatelska stworzyła niesamowity system zależności w naszym państwie i że wielu ludzi zwyczajnie obawia się o swoje stołki, w związku z czym - mimo tych wszystkich faktów, które wychodzą na jaw - zachowuje się w sposób prorządowy.


Moim zdaniem, skala nieprawidłowości, zaniedbań i liczba kłamstw, które wiążą się ze sprawą katastrofy smoleńskiej, jest dziś tak przytłaczająca, że ludzie najzwyczajniej w świecie nie mogą już bezczynnie znosić tej sytuacji. Wiele osób czuje potrzebę działania na rzecz rzeczywistego wyjaśniania tych przyczyn. Pewna granica została już przekroczona przez prezydenta, premiera, byłą minister zdrowia i wielu ich współpracowników. Społeczeństwo polskie nie może znosić długo tego zakłamania. To jest wbrew naszej naturze, by znosić takie upokorzenie. Bo to nie tylko ja jako córka czuję się upokorzona przez takich rządzących i ich działania, ale podobnie czuje się chyba każdy polski obywatel, każdy patriota.

 

Rozmawiała Marta Ziarnik

 

Całość: www.naszdziennik.pl


 

JW/NaszDziennik.pl